Grupa 12 radnych żąda zwołania sesji nadzwyczajnej i odwołania przewodniczącej Rady Miejskiej.
Burmistrz zapowiada odwet. Jeśli przewodnicząca straci stołek, to zaraz po niej swoich pozbędą się ci, którzy piastują stanowiska z politycznego namaszczenia.
Przewodniczącej Rady Miejskiej Monice Hausman-Pniewskiej grupa 12 radnych stawia tylko jeden zarzut, że "nie reprezentuje większości radnych w Radzie Miejskiej w Szczytnie".
Co to znaczy?
- Tylko to co pisze, a dowodem jest 12 podpisów, czyli większość radnych - tłumaczy Jerzy Cimoszyński, szef klubu SLD.
Wniosek parafowali wszyscy członkowie reprezentujący SLD, a więc radni: Cimoszyński, Boczar, Gidziński, Żarnoch, Kosakowski i Ignatowski. Także z grona "Forum Samorządowego" nikt się nie wyłamał, więc pod wnioskiem figurują nazwiska: Żuchowski, Topolski, Rybińska, Dobkowski i Gudzbeler. Skład niezadowolonych uzupełnia jeden z trzech przedstawicieli UP radny Tomaszewski.
Henryk Żuchowski uważa, że brak poparcia większości radnych jest wystarczającą argumentacją do złożenia wniosku o odwołanie.
- Przewodniczący każdego gremium musi mieć za sobą jego większość, a w Radzie Miejskiej takiego poparcia nie ma. W tym przypadku nie ma potrzeby stawiania innych zarzutów - powiedział "Kurkowi" szef "Forum Samorządowego".
Motywów podpisania wniosku nie chce zdradzić radna Boczar. Poleca rozmowę z Jerzym Cimoszyńskim, szefem klubu SLD, który - jej zdaniem - winien być wyrazicielem opinii wszystkich lewicowych radnych.
Czy to zatem dyscyplina partyjna?
- Nie do końca - odpowiada radna odmawiając dalszych dywagacji.
Cimoszyński ma inne zdanie. Twierdzi, że każdy z podpisanych radnych czynił to indywidualnie, według własnej woli i uznania, bez partyjnych nacisków.
Radny Kasprzak stwierdza jedynie, że "nie bawi się w takie zabawy".
Czy próbowano go naciskać, namawiać do złożenia podpisu?
Odpowiada, że nie uczestniczył ostatnio w żadnych spotkaniach i zebraniach i nie bierze udziału w przedsięwzięciach, które nie zawsze są zgodne z jego poglądami.
W zależności od źródła i osoby komentatora wydarzeń na lokalnej scenie politycznej, podawane też były różne konfiguracje personalne na szczytach władzy. Mówiło się o tym, że przewodniczącym zostanie Cimoszyński, według innej wersji - Kasprzak, a jeszcze innej - Kosakowski.
Jakie jest typowanie SLD?
- To się dopiero okaże, zadecydują radni - unika odpowiedzi Jerzy Cimoszyński.
Przewodnicząca Monika Hausman-Pniewska nie chce komentować wydarzeń. Zdążyła się już pogodzić z myślą, że taki wniosek zostanie złożony, bo pogłoski o tym krążyły co najmniej od dwóch miesięcy, jak nie dłużej.
Nadzwyczajna sesja, której żądają wnioskując radni, raczej nie będzie zwołana w terminie, jakiego oczekują, ze względów formalnych.
- W zaproponowanym programie przewidzieli oni podjęcie uchwał w kilku sprawach, jednakże projektów tych aktów nie dołączyli, a taki na wnioskodawcach obowiązek spoczywa - usłyszeliśmy od przewodniczącej Hausman-Pniewskiej.
Retorsje burmistrza
Burmistrz Bielinowicz, kiedy już naprawdę zaczęło robić się "gorąco" i wiadomo było, że do demonstracji siły (wniosku o odwołanie przewodniczącej) dojdzie, podjął próbę rozładowania napięcia. Chciał powołać do życia ponadpartyjne forum pod nazwą Blok Współpracy Radnych na Rzecz Rozwoju Szczytna. Pomysł spalił na panewce, bowiem spotkanie, na które zaprosił wszystkie kluby istniejące w Radzie Miejskiej, zostało przez większość zbojkotowane. Nie mógł też doprowadzić do spotkania z najbardziej liczącą się grupą radnych czyli klubem SLD.
- Jerzy Cimoszyński unikał wszelkich kontaktów i dopiero po interwencji starosty do takiego spotkania doszło - wspomina burmistrz. Oprócz niego i szefa klubu SLD uczestniczył w nim Krzysztof Mańkowski, powiatowy szef SLD i przewodniczący Rady Powiatowej w jednej osobie.
- Jako wstępny warunek do jakichkolwiek rozmów zażądali rezygnacji przewodniczącej z funkcji - mówi Bielinowicz. - Już to "przerabiałem" w pierwszej kadencji. Wtedy przyszedł do mnie ówczesny i obecny radny Gudzbeler z informacją, że zachowam fotel burmistrza jak "pogonię" zastępcę czyli Kazimierza Oleszkiewicza. Ani wtedy się nie ugiąłem, ani teraz nie zamierzam.
Wszystko wskazuje na to, że na porozumienie i względną zgodę w łonie Rady Miejskiej nie ma już szans. Zapowiada się permanentna wojna. Radni mogą odwołać przewodniczącą, stojącą po stronie burmistrza, ale i on nie jest bezbronny.
- Mam w ręku argumenty w postaci stanowisk kierowniczych czy miejsc w radach nadzorczych, które piastują osoby w mniejszych czy większym stopniu z politycznego namaszczenia. Mogę te osoby w każdej chwili odwołać - zapowiada Bielinowicz.
Jak widzi przyszłość swoją i miasta, gdy burmistrz i większość rady stoją po dwóch stronach barykady?
- Taki układ jest, oczywiście możliwy. Jak będzie funkcjonował, dopiero się okaże. Samorząd został tak skonstruowany, że jest burmistrz i jest rada. Jeśli się ze sobą nie zgadzają, to ktoś musi ustąpić. Ja nie zamierzam - mówi Bielinowicz.
(hab)
2003.09.10