Ciąg dalszy wspomnień mieszkańca Targowa Augusta Latzy z początku 1945 r.
ZASTĘPCA SOŁTYSA
Pomyślałem, że poczekam, zobaczę i po prostu nie zostanę sołtysem. Powody tego staną się jasne w trakcie mojego opisu. Tak więc 2 marca 1945 roku udałem się do Orzyn. Przybyłem na miejsce i usiadłem przy stole. Byłem bardzo cicho. Mój Johann Poppek z kolei wręcz przeciwnie. Podszedł więc bliżej do oficera. Ponieważ oświadczył, że był już sołtysem przez 13 lat i jest zdolny do pełnienia tej funkcji i nie jest nazistowskim socjalistą, porucznik postanowił uczynić go sołtysem. A ja miałem być jego zastępcą. Ale byłem zachwycony, że tak wyszło. Za pierwszym razem wcieliłem się w rolę posłańca, który nakazywał ludziom pracę, a czasem sam to robił. Od tego momentu nie było już spokojnego siedzenia w domu. Poppek musiał codziennie chodzić do komendantury po rozkazy. Niektórym ludziom musiałem rozkazywać, a resztę robiłem sam. W tej serii rozkazów chodziło o to, że Rosjanie jeździli wozami i jeśli znaleźli kogoś na drodze, zabierali go na wóz i oni jechali do pracy. Dziewczyny, które miały iść do pracy po przeniesieniu komendantury do Dźwierzut, chowały się w najdalszym kącie, żeby ich nie widziano i żeby nie musiały iść do Dźwierzut, bo tam je gwałcono. A jeśli któraś z nich stawiała opór, była bita do nieprzytomności. Później dowodów było aż nadto. Cała sprawa musiała zostać wniesiona przez burmistrza. Ci ludzie nie zostali długo w domu. Pewnego dobrego dnia musieli opuścić dom i rodzinę z tobołkiem pod pachą. Bito ich jak bydło, wpychano na ciężarówki jadące do Mrągowa, Sorkwit i w końcu do Insterburga. Więźnie, głód, zimno i maltretowanie były konsekwencjami ich przynależności do partii.