Niemal codziennie mierzą się nie tylko z potężnym żywiołem, jakim jest woda, ale też z bezmiarem ludzkiego cierpienia. Często są jedyną nadzieją dla osób od lat czekających na swoich bliskich, którzy zginęli bez śladu w jeziorach, rzekach, czy na bagnach. Mają opinię speców od poszukiwań ciał w najtrudniejszych warunkach. Członkowie Grupy Specjalnej Płetwonurków RP to profesjonaliści, którym nieobce są emocje.
WYCHOWANY NAD KALWĄ
Być może życie Macieja Rokusa potoczyłoby się inaczej, gdyby pewnego dnia, jako dziecko, nie przyjechał do Pasymia nad jezioro Kalwa. To tu, urodzony w Tychach Ślązak, złapał wodnego bakcyla. – Wychowywałem się w Pasymiu, spędzałem tam bardzo dużo czasu. W tym mieście zostawiłem swoje dzieciństwo – wspomina. Wraz z nieżyjącym już przyjacielem Andrzejem Gruberem, godzinami przebywał nad wodą. Zaprzyjaźnili się z miejscowymi rybakami, pływali po jeziorze kajakami i łódkami. – Nauczyłem się wiosłować, mając zaledwie dwanaście lat – opowiada Maciej Rokus. Z czasem opanował wszelkie możliwe sprzęty pływające, łącznie z żaglówkami i deską surfingową. Do tego niemal codziennie pokonywał wpław 4 – 5 kilometrów. W końcu zapragnął czegoś więcej. Zaczął marzyć o nurkowaniu. Droga do realizacji marzenia okazała się jednak bardzo trudna. – Nie było mnie na stać na profesjonalny sprzęt - butlę, automat oddechowy i urządzenia podające głębokość. W związku z tym załatwiłem sobie od pracowników pogotowia wodno – kanalizacyjnego ubranie, które obwiązywałem drutami – mówi.
PIERWSZE POSZUKIWANIA
Dziś Maciej Rokus stoi na czele elitarnej Grupy Specjalnej Płetwonurków RP, która słynie głównie z poszukiwań ciał osób zaginionych w akwenach wodnych. Pierwszą sprawę z tym związaną pamięta do dziś. Znajomy oficer policji ze Śląska szukał swojej zaginionej córki. – Słyszał, że mam dużo do czynienia z wodą i znam zbiorniki w Katowicach, więc poprosił mnie o pomoc.
Maciej Rokus przeszukał wszystkie okoliczne stawy.