Przegrałem niejedne wybory, ale nie będę wspominał do końca życia tego, że pan Fabisiak wygrał ze mną, dzięki pozyskaniu głosów trzech radnych. Pogodziłem się z tym, opuściłem Świętajno i pojechałem
w świat w poszukiwaniu innej sfery aktywności. Być może dlatego dziś jestem posłem - mówi w rozmowie z "Kurkiem" poseł elekt Adam Krzyśków.
Przegrałem niejedne wybory, ale nie będę wspominał do końca życia tego, że pan Fabisiak wygrał ze mną, dzięki pozyskaniu głosów trzech radnych. Pogodziłem się z tym, opuściłem Świętajno i pojechałem w świat w poszukiwaniu innej sfery aktywności. Być może dlatego dziś jestem posłem - mówi w rozmowie z "Kurkiem" poseł elekt Adam Krzyśków.
- Już dwa lata temu był pan bliski zdobycia mandatu posła. Zabrakło tylko 111 głosów. Co pan wtedy czuł?
- Miałem przez jakiś czas poczucie niespełnienia, ale nowe wyzwania w pracy zawodowej spowodowały, że przestałem się tym przejmować. Te dwa lata szybko minęły i sytuacja się odwróciła. Teraz to pan Włodkowski (drugi na liście PSL - przyp. red.) przysłał mi sms z gratulacjami.
- Co zadecydowało o pana sukcesie?
- Swoją kampanię skoncentrowałem na naszym powiecie, otrzymując tu blisko dwukrotnie więcej głosów niż w poprzednich wyborach. Zaowocowały podjęte wcześniej przeze mnie działania: udział w wyborach samorządowych i przede wszystkim bliski kontakt z samorządami gminnymi. Nie byłem sam w tej kampanii, tworzyliśmy razem dobrze wspierającą się drużynę. Dzięki pomocy m.in. wójta gminy Szczytno docierałem do miejscowości, które wcześniej znane mi były tylko z mapy.
- Zaangażowanie się samorządowców po pana stronie nie wszystkim przypadło do gustu. Inni kandydaci z naszego powiatu próbowali protestować.
- Ja nie zmuszałem nikogo do popierania mojej osoby. Nie musiałem też używać kijów-samobijów, do czego namawiał publicznie jeden z naszych kandydatów na posła. Mogę się tylko domyślać, że wpływ na decyzję samorządowców miała nasza wieloletnia dobra współpraca.
- W czasie kampanii często wypominano panu wystawienie ponad 4 tys. wyborców "do wiatru". To ci, którzy rok temu oddali na pana głos w wyborach do sejmiku wojewódzkiego.
- Nie mogłem łączyć mandatu radnego ze stanowiskiem prezesa WFOŚiGW. Wybór był dla mnie bardzo trudny. Przeważyła opinia samorządowców, że będę im bardziej przydatny, jeśli zostanę w funduszu.
- Ta decyzja spowodowała, że w sejmiku nie ma teraz żadnego reprezentanta Szczytna.
- Jedna osoba niewiele jest w stanie zrobić. Często stanowi egzotykę, znajdując się w opozycji. Wie o tym dobrze pan Bielinowicz, który był swego czasu w sejmiku. W naszej radzie powiatu mamy znakomity przykład radnego Pawłowicza, którego praca już kolejną kadencję ogranicza się do roli radnego-rozśmieszacza.
- Paweł Bielinowicz uważa, że postępuje pan nieetycznie. Do ostatniej chwili trzymał pan przed nim w tajemnicy zamiar zgłoszenia do wyborów na burmistrza miasta jego dotychczasowej zastępczyni Danuty Górskiej.
- Idea kohabitacji, którą głosił były burmistrz, legła w gruzach. Ciągle musiał walczyć z własną radą. Szanse na reelekcję miał znikome, no bo skoro nie mógł się dogadać z 21 radnymi, nie sposób było, aby przekonał do siebie 3 tys. wyborców. Należało z tego wyciągnąć wnioski. Pan Bielinowicz nie powinien wciąż rozstrząsać swoich bólów i rozdrapywać ran. Ja też przegrałem niejedne wybory, ale nie będę wspominał do końca życia tego, że pan Fabisiak wygrał ze mną, dzięki pozyskaniu głosów trzech radnych. Pogodziłem się z tym, opuściłem Świętajno i pojechałem w świat w poszukiwaniu innej sfery aktywności. Być może dlatego dziś jestem posłem. Jak spotkam pana Fabisiaka, chętnie postawię mu piwo.
- Wielu polityków zarzuca pana partii pazerność na stołki i nieliczenie się z interesem państwa.
- To z gruntu fałszywa teza. PSL ciągle rozwija się i celuje w ugrupowanie typowo chadeckie, charakteryzujące się szacunkiem do wartości chrześcijańskich i silnym przywiązaniem do tradycji. I to nie tradycji partii satelickiej PZPR, tylko tradycji związanej z osobami Mikołajczyka czy Witosa. Nasza partia bardzo się w ostatnim czasie zmieniła, podobnie jak nasz szef Waldemar Pawlak.
- Trudno dostrzec to w Szczytnie. Mimo upływu lat i pięćdziesiątki "na karku" należy pan tu do "awangardy młodzieżowej" PSL.
- To prawda. Mało jest w naszej partii młodych ludzi, ale pracujemy nad tym. Mam nadzieję, że do poprawy sytuacji przyczyni się powstanie mojego biura poselskiego w Szczytnie. Widać też aktywność młodych ludzi skupionych wokół starosty Matłacha, należącego do PSL-u.
- Jeszcze nie złożył pan ślubowania a już, jak zdradził jeden z liderów ludowców Janusz Piechociński, jest pan brany pod uwagę jako kandydat na ministra ochrony środowiska. Cieszy się pan?
- Tak, bo jest to spore wyróżnienie. Byłbym jednak nieskromny, gdybym miał aż tak wielkie ambicje. Jedno jest pewne - zgodnie z przepisami muszę zrezygnować ze stanowiska prezesa WFOŚiGW. Stanę się posłem zawodowym i na pewno zapiszę do komisji ochrony środowiska, bo ta problematyka jest mi najbliższa. Uważnie będę się też przyglądał mechanizmom funkcjonowania parlamentu. To główne cele, jakie sobie stawiam w pierwszej kadencji mojej pracy w parlamencie.
- Jest pan pewny zdobycia mandatu w kolejnych wyborach?
- Z pewnością będzie o to łatwiej. Przez ten czas będę chciał swoją pracą udowodnić wyborcom, że mój sukces nie był dziełem przypadku.
- Trzeba będzie jeszcze wywiązać się z obietnic przedwyborczych.
- Obiecywaliśmy normalność, a to na pewno się uda. Daleki jestem od obiecywania załatwienia konkretnych spraw. Tak naprawdę to rola samorządów.
- A co z lotniskiem?
- Tu zdecydowanie będę zabiegał o usunięcie głównej przeszkody, która blokowała do tej pory jego rozwój. Chodzi o decyzję w sprawie komunalizacji lotniska. Z tym wiąże się możliwość pozyskania środków przeznaczonych na infrastrukturę towarzyszącą - budowę dróg, obwodnicy Szczytna, modernizacji linii kolejowej łączącej Szczytno z jednej strony z Olsztynem, a z drugiej z rejonem Wielkich Jezior Mazurskich.
- Wierzy pan, że do czasu następnych wyborów w Szymanach regularnie lądować będą samoloty?
- Tak, mam zresztą w tym swój interes. Posłom przysługują bezpłatne bilety w komunikacji kolejowej i lotniczej. Koleją bezpośrednio do Warszawy nie dojadę, a samolotem dolecę jak najbardziej.
Rozmawiał
Andrzej Olszewski
Adam Krzyśków, ur. 11 maja 1960 r. w Ścinawie na Dolnym Śląsku. Ukończył technikum leśne w Miliczu, k. Wrocławia, a następnie wydział leśny Akademii Rolniczej w Poznaniu. Przez kolejny rok odbywał służbę wojskową, dochodząc do stopnia plutonowego. Cztery miesiące spędził w jednostce karnej w Orzyszu - został tam delegowany do nadzorowania robót budowlanych. 16 września 1986 r. rozpoczął pracę w Nadleśnictwie Spychowo na stanowisku adiunkta pełniącego obowiązki nadleśniczego terenowego obrębu Chochół. Od 1990 do 1998 roku zajmował stanowisko wójta Świętajna. Od 1998 r. pracował dorywczo, na zlecenie w kilku warszawskich firmach. W 2002 r. został wybrany na stanowisko prezesa Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska, które pełni do dziś. Przez trzy kolejne kadencje był wybierany na radnego sejmiku wojewódzkiego. Na początku 2007 r. oddał mandat, bo nie mógł łączyć funkcji radnego i prezesa funduszu. Ukończył podyplomowe studia administracyjne i menedżerskie na Uniwersytecie Warszawskim oraz z zakresu finansów i bankowości na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Żonaty, troje dzieci: 24-letni Stefan pracuje i studiuje zaocznie, 19-letni Marek i 16-letnia Anna uczą się w liceum, wszyscy w Olsztynie. Z żoną Alicją od kilku lat żyje w separacji.