Kresowe losy Władysławy Borkowskiej, Walerii Borusewicz i Teresy Szwereckiej
WŁADZIA, WALA I TERENIA
Spotykamy się w małym, jednopokojowym mieszkanku przy ul. Odrodzenia. Budynek został wybudowany w latach 60. ubiegłego stulecia z przeznaczeniem dla pracowników administracji terenowej. Upragniony przydział tego mieszkania otrzymała Władysława Borkowska wraz z mężem.
- Trzeba było jeszcze „domeldować” mamę - wspomina pani Władzia. Ówczesne normy zasiedlenia wymagały co najmniej trzech osób dla mieszkania o powierzchni 36 m2. Dziś mieszka razem z siostrą, Walerią Borusewicz. Pani Władzia, która w tym roku 12 czerwca ukończy okrągłe 90 lat, zajmuje się domowymi porządkami a pani Wala jako młodsza (88 lat) biega na codzienne zakupy. Przywołaniu wspomnień o rodzinnych stronach pomaga Teresa Szwerecka. Pani Teresa przybyła do Szczytna w 1951 roku. Siedemnastoletnia wówczas panienka z dyplomem Liceum Pedagogicznego w Giżycku, otrzymuje nakaz pracy w Liceum Wychowawczyń Przedszkoli, obecnie Zespół Kolegiów Nauczycielskich. Szczególną uwagę zwraca na młodzieńca z żałobnym kirem na rękawie marynarki. Był nim Wilhelm Szwerecki - „świeżo upieczony” pracownik powiatowego wydziału oświaty, młodszy brat Władzi i Wali.
MIELEGIANY
Rodzina Szwereckich od pokoleń zamieszkiwała w rodzinnym 32 ha folwarczku w Mierkwianach, gmina Mielegiany w powiecie święciańskim na Wileńszczyźnie. Folwarczne zabudowania i pola uprawne okalały leśne pagórki spoglądające w toń Jeziora Mierkwiańskiego.
- Była nas szóstka rodzeństwa - wspomina pani Wala - Pierwsza trójka to trzy siostry z najstarszą Władzią i trzech młodszych braci. Mieszkali z nami także dziadkowie, rodzice ojca. Mierkwiany należały do parafii Cejkinie, gdzie była również Szkoła Powszechna, do której uczęszczały wszystkie dzieci państwa Szwereckich. Ojciec, Mikołaj Szwerecki bardzo dbał o ich religijne i patriotyczne wychowanie, dając osobisty przykład głębokiej wiary. W domu było wiele przedmiotów związanych z osobą marszałka Piłsudskiego. Do dzisiaj zachowała się tylko figurka kasztanki Marszałka (ulubiona klacz Piłsudskiego).
- Ojciec prenumerował dwa czasopisma - „Plon” i „Rycerz Niepokalanej” - wspomina pani Wala. Cenną pamiątką po rodzicach są dwa dziewiętnastowieczne egzemplarze Biblii ks. Jakuba Wujka z wydawnictwa Gebethnera i Wolffa oraz W. Drugulina z Lipska.
Dziewczęta po ukończeniu Szkoły Powszechnej uczyły się dalej w powiatowych Święcianach. W każdą niedzielę uczniowie ze wszystkich szkół święciańskich uczestniczyli w szkolnej mszy św.
- Było to w połowie lat trzydziestych - mówi pani Władzia - Podczas Podniesienia zdarzył się przykry incydent. Mój kolega z gimnazjum odmówił przyklęknięcia. Był to Janek Krasicki (późniejszy bohater komunistycznej propagandy w czasach PRL).
Władzia ukończyła Żeńską Szkołę Zawodową dla Dziewcząt a Wala Szkołę Rolniczą.
- Gdy moje przyszłe bratowe kończyły szkoły, ja uczyłam się stawiać pierwsze kroki w podwileńskiej Nowej Wilejce - mówi pani Teresa - Ja i młodsza siostra, dorastałyśmy pod czujnym okiem mamy nauczycielki i ojca nowowilejskiego agronoma i zaangażowanego społecznika.
POD TWOJĄ OBRONĘ
Latem 1939 r. Wala pomaga rodzicom w pracach polowych. Małą Tereską w czasie wakacji zajmuje się starsza siostra cioteczna - studentka Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Mama, zasłużony czas wakacyjnego odpoczynku poświęca domowym pracom. Władzia pracuje jako wychowawczyni w letnim wiejskim dziecińcu w Grygiszkach.
- Widzę do dziś ręce policjanta, przytrzymujące stertę kart mobilizacyjnych rozwożonych po całej naszej okolicy - wspomina pani Władzia - Razem z moją gromadką przedszkolaków patrzyliśmy na płaczące matki, żony i siostry powołanych do wojska mężczyzn.
We wrześniu nad Wilnem pojawiają się niemieckie samoloty.
- Pamiętam, że w czasie nalotu schroniliśmy się w przydomowym ogrodzie. Wszyscy żarliwie odmawiali modlitwę „Pod Twoją Obronę” - opowiada 5-letnia wówczas pani Teresa. Niebawem wkraczają do Wilna czerwonoarmiści. Zaczyna się sowiecka okupacja.
STRZAŁA
Organizuje się wileński ruch oporu. Wala, zawsze odważna, wstępuje do Armii Krajowej. Dostała pseudonim „Strzała”, który wybrała jej serdeczna koleżanka.
- Wala potrafiła się bić nawet z chłopcami - śmieje się pani Władzia. - Byłyśmy łączniczkami. Przenosiłyśmy różne tajemnicze pakunki oraz podziemną prasę - wspomina pani Wala, pokazując zachowany egzemplarz „Niepodległości” z dnia 8.03.1943 r. poświęcony śmierci gen. Władysława Sikorskiego. Dzięki podziemnym wydawnictwom, AK niepodzielnie trzymała rząd dusz Polaków na Wileńszczyźnie - taka jest dziś jednoznaczna opinia historyków o tamtej wielkiej pracy wielu ludzi.
ROZSTANIA
Z ponownym wkroczeniem Armii Czerwonej na Wileńszczyznę w lipcu 1944 r. rozpoczyna się druga fala represji sowieckich. W nocy w święto Trzech Króli 1945 r. do domu pani Teresy wkracza NKWD.
- Ojciec na naszych oczach był przesłuchiwany i bity - opowiada pani Teresa - W końcu został osadzony w wileńskim więzieniu na Łukiszkach.
11-letnia Tereska wraz z kuzynką stoją całymi dniami pod więzienną bramą z paczką żywnościową dla ojca. Straże twierdzą, że nie ma tu takiego więźnia.
- Pewnego dnia rano słyszę śpiew płynący z piwnic więziennych - „Kiedy ranne wstają zorze…” i poznaję głos ojca - mówi pani Teresa.
W tym czasie zaczyna się „repatriacja” Polaków. Pierwszymi transportami do nowej Polski wyjeżdżają młodzi ludzie - najbardziej zagrożeni zsyłką w głąb Rosji. Często z fałszywymi dokumentami. Wśród nich są dwaj bracia Szwereccy, Wilhelm i Mikołaj. W lutym 1946 r. wyjeżdża również Wala z młodszą siostrą. Na rodzinnej ziemi zostaje Władzia - już mężatka i rodzice z najmłodszym bratem.
- Tata cały czas twierdził, że Polska tu wróci - mówi pani Władzia. Po rocznym pobycie w sowieckich więzieniach zostaje zwolniony ojciec pani Teresy. Cała rodzina Grodziów szykuje się do wyjazdu. Tuż przed odjazdem zostaje cofnięty z transportu ojciec z powodu książeczki wojskowej zabranej wcześniej przez NKWD.
- „Rozstańmy się, wy się musicie ratować!”. Tymi słowami ojciec odmówił nam pozostania z nim - wspomina pani Teresa.
ŁUCZANY I KORSZE
Transporty z „repatriantami” przemierzają całą Polskę. Pani Teresa z matką i rodzeństwem w styczniu 1946 r. trafia do Pieczarek pod Łuczanami (dzisiejsze Giżycko).
- Poczuliśmy się jak u siebie, 90% ówczesnych mieszkańców to byli przesiedleńcy z Wilna - wspomina pani Teresa. Transport pani Wali ma skierowanie do Lidzbarka Warmińskiego. W lutym 1946 r. pociąg wjeżdża na stację w Korszach. Wcześniej osiedleni tam wilniucy biegają wzdłuż wagonów w poszukiwaniu znajomych i krewnych. Wśród nich jest Bolesław Osinowski - przyjaciel rodziny Szwereckich - nauczyciel, późniejszy długoletni dyrektor Państwowego Domu Dziecka w Szczytnie.
- Natychmiast nas wyładował i zabrał do swojego domu, a tam wielka radość. Na spotkanie wychodzą nasi bracia! Wiluś i Mikołaj już pracują, wcześniej pan Osinowski skierował ich na półroczne kursy dla młodych nauczycieli w Łuczanach - wspomina pani Wala. Niebawem również wielka radość w rodzinie Grodziów. Z Wilna przez Bydgoszcz, dociera do Pieczarek ojciec pani Teresy.
O SZCZĘŚLIWĄ ŚMIERĆ
W tym czasie Mierkwiany z całą okolicą oczekują z niepokojem kolejnych posunięć władzy radzieckiej. Po deportacjach nadciąga widmo przymusowej kolektywizacji rolnictwa. Kończy się czas wiosennych prac polowych w 1951r. Mikołaj Szwerecki trafia do szpitala w Święcianach. Po operacji, czerwcowym porankiem wraca do domu. Po krótkim odpoczynku chce pomóc żonie w domowych pracach. Nagle cichnie i szeptem zaczyna odmawiać modlitwę o szczęśliwą śmierć. Cała okolica okrywa się żałobą po śmierci zacnego sąsiada i gospodarza. Na wieczny spoczynek przyjmuje go rodzinna ziemia na cmentarzu w Cejkiniach. Osamotniona pani Szwerecka, zasłaniając się podeszłym wiekiem, dzielnie odmawia wstąpienia do kołchozu. Mimo to, musi oddać rodzinne pola na pastwę kołchozowej gospodarki. W nowej Polsce czwórka młodych Szwereckich zaczyna urządzać nowe własne życie w Szczytnie, Korszach i w Olsztynie.
WILNO, SZCZYTNO, FLORENCJA I PADENBORN
Po śmierci Stalina nadchodzi czas politycznej odwilży. Zaczyna się druga faza „repatriacji”. Po latach rozłąki Władzia z Wilusiem spotykają się w Szczytnie, już na stałe.
- Miałam przepracować w Szczytnie tylko trzy lata, a pracowałam aż do emerytury w 1989 r. - mówi pani Teresa. Tu urodziły się ich dzieci. Syn jest w Szczecinie. Córka od 20 lat mieszka we Włoszech, wnuczek jest studentem politechniki we Florencji. W wychowaniu dzieci Wilusia i Teresy bardzo pomagała opiekuńcza Władzia. Po przyjeździe uzupełniała swoje wykształcenie ekonomiczne, jednocześnie pracując w powiatowej weterynarii a następnie w MDK-u. Po latach przeprowadza się z Korsz do Szczytna pani Wala. Tu mieszka jej córka, absolwentka szczycieńskiego Liceum Wychowawczyń Przedszkoli. Wnuczka wilnianki wyszła za mąż za Andrzeja Fromma, Mazura pochodzącego z Małszewa i mieszka w Niemczech w Padenborn. Państwo Teresa i Wilhelm całe swoje życie zawodowe poświęcili wychowaniu fizycznemu pokoleń szczycieńskiej młodzieży.
Paweł Bielinowicz/Fot. archiwum rodzinne