Wysokie progi

Na niektórych miejskich ulicach o gruntowej nawierzchni, o czym pisaliśmy już wcześniej, zbudowano na początku lipca progi zwalniające. Chodziło o to, aby zmusić kierowców do wolniejszej jazdy, bo nawet ci zdyscyplinowani, poruszając się po spalonej słońcem nawierzchni z dozwoloną prędkością 50 km/h wzbijali za sobą ogromne tumany kurzu i drobnego piasku. Powszechnie zaś wiadomo, iż mało kto trzyma się przepisowej prędkości, zatem nie trzeba wiele wyobraźni, by uzmysłowić sobie, co w rzeczywistości działo się na takich ulicach i w ich bezpośrednim sąsiedztwie.

Ba, progi wykonano z surowca ziemnego, więc szybko uległy rozjechaniu przez koła licznych samochodów, no i niektórzy mieszkańcy sami zaczęli je usypywać, nie czekając na działania miejskich służb drogowych.

Jaki był tego efekt?

Ano parę dni temu pewien stały Czytelnik naszej gazety poskarżył się redakcji, iż jeden z progów zbudowanych w poprzek ul. Chopina jest zbyt wysoki, bo jego samochód zawiesił się tam i kierowca, mimo wysiłków, nie mógł ruszyć ani w przód, ani do tyłu. Zdenerwował się bardzo, bo przecież drogi są po to, aby po nich jeździć, nie zaś, aby wpadać na nich w pułapki bez wyjścia.

Hmm, "Kurek" sprawdził wszystkie ziemne przeszkody przecinające wzmiankowaną ulicę popularnym samochodzikiem i... przejechał tamtędy bez najmniejszych kłopotów. No tak, mieliśmy szczęście, bo progi usypane ręką właścicieli posesji przyległych do ul. Chopina okazały się równie nietrwałe, jak te zbudowane przez miejskie służby drogowe - nim zjawiliśmy się na miejscu, inni kierowcy zdążyli swoją szybką jazdą zniwelować ziemną przeszkodę.

WALKA PIESZYCH ZE ZMOTORYZOWANYMI

Przy okazji owych manewrów, czyli pokonywania ziemnych progów zwalniających przecinających ul. Chopina "Kurek" zauważył, iż tutejsi mieszkańcy w ich pobliżu kładą na skraju jezdni kamienie - fot. 1.

Chodzi im o to, co nietrudno odgadnąć, aby kierowcy nie zjeżdżali na pobocze, a właściwie trawiasty chodnik - fot. 1.

Co bardziej nerwowi (czyt.: szybcy) posiadacze aut wypracowali bowiem swoistą technikę jazdy pozwalającą na omijanie przeszkody. Polega ona na tym, iż maksymalnie zjeżdżają na skraj jezdni, co powoduje, że nie muszą praktycznie zdejmować nogi z gazu - widać to na fot. 2.

W przypadku, gdy na skraju drogi leżą kamienie, takiego manewru nie da się wykonać, no i nie można nakurzyć.

PS.

Dość ciekawe rozwiązanie zmuszające kierowców do wolniejszej jazdy zauważyłem kilka dni temu w Olsztynie, a konkretnie na Osiedlu Mazurskim. Tam jedna z osiedlowych uliczek, nomen omen... Szczytnowska, zamiast w progi zwalniające została wyposażona w... kwieciste szykany. Po prostu w pasie jezdni stoją tam betonowe, obrzucone kwieciem donice.

I gdybyśmy takie, niekoniecznie betonowe, ale np. drewniane donice z kwiatami ustawili naprzemiennie w pasie gruntowej jezdni ul. Chopina, odcinek ów wyglądałby tak, jak na fot. 3.

Szykany tego rodzaju zmuszają do jazdy "wężykiem" (co pokazuje linia na fot. 3), a pożytek płynie z nich podwójny. Po pierwsze kierowcy muszą w takim przypadku zwolnić, i to znacznie, bo objechać przeszkody już w żaden sposób nie można, po drugie upiększają one ulicę.

SPORT I BROWAR

Jakiś tydzień temu na płotach okalających plac budowy przy ul. Polskiej i w innych miejscach publicznych wisiały niewielkie plakaciki. Zachęcały do udziału w turnieju "Piłkarzyki" nad jeziorem Wałpusz w jednym z tamtejszych ośrodków wczasowych - fot. 4.

Cóż, plakacik jak wszystkie inne tego typu. Ani specjalnie urodziwy, ani wielki, ot skromna karteczka niewielkiego formatu i tyle, zaś turniej, na jaki zaprasza również zwyczajny, bo nie międzynarodowej czy choćby powiatowej rangi.

No, to dlaczego rzecz trafia na łamy gazety?

Ano ciekawy jest akapit mówiący o nagrodach, jakie czekają na szczęśliwych tryumfatorów. Są one trzy, a każda... alkoholowa - fot. 5 (jest to fragment w czarnym otoku z fot. 4).

Cóż, czasami życie sportowca bywa, jak widać, upojne. A tak od siebie dodam, że co to jest pół litra, to kumam, także co to Jurand mocny, ale "krata" browarów - niestety nie kumam. Czyżby chodziło o skrzynkę?

ULICZNI MUZYKANCI

Nie tak dawno temu, zaraz po pełnych mocnych i donośnych dźwięków "Dniach i Nocach Szczytna" narzekałem, iż nagle zrobiło się w Szczytnie bardzo cicho, nawet jakby zanadto cicho. Na ulicach nie uświadczy się bowiem u nas ani jednego grajka, co w nieco większych miastach, jest w czasie lata regułą, no i przydaje im atrakcyjności.

I nagle... gdy spacerowałem sobie w miniony piątek główniejszymi szczycieńskimi traktami spotkałem aż trzech ulicznych muzykantów.

Pierwszy, saksofonista, grał tuż obok ronda, pod kultowym sklepem, mekką rodzimych motocyklistów - fot. 6.

Z kolei na targowisku miejskim na ludową, skoczną nutę przygrywał akordeonista, a kawałek dalej, pod Zespołem Szkół Zawodowych nr 2 poważniejszy repertuar proponowała skrzypaczka - fot. 7 (a i b).

Od razu zrobiło mi się raźniej na duszy, a przy tym poczułem się jak mieszkaniec jakiejś metropolii.

2005.08.10