Grzegorz Stałanowski, rolnik mieszkający na kolonii Nowych Kiejkut, przez kilka dni daremnie upominał się o odśnieżenie gminnej drogi prowadzącej do jego gospodarstwa. W tym czasie trudności z dotarciem do niego miał samochód odbierający mleko oraz weterynarz, który jechał do chorej krowy. Nie doczekawszy
się sprzętu z gminy, zniecierpliwiony rolnik sam wykonał tę pracę, a teraz domaga się zwrotu poniesionych kosztów.
ODCIĘCI OD ŚWIATA
Kalendarzowa zima ledwo się zaczęła, a już przysparza wielu kłopotów, zwłaszcza z utrzymaniem dróg. Obfite opady śniegu dają się we znaki głównie kierowcom, ale to jeszcze nic, w porównaniu do problemów, jakie mają mieszkańcy domostw położonych na koloniach wsi. Najlepiej wie o tym Grzegorz Stałanowski, rolnik z Nowych Kiejkut. Prowadzi duże gospodarstwo rolne nastawione na produkcję mleka. Hoduje 80 sztuk bydła. Jego domostwo od centrum wsi dzieli 2-kilometrowa droga gminna. Po ostatnich opadach śniegu stała się ona nieprzejezdna. Mężczyzna kilkakrotnie interweniował w gminie, prosząc o przysłanie sprzętu odśnieżającego, ale od piątku 10 grudnia do wtorku 14 grudnia nie doczekał się żadnej reakcji. Niemożność dojazdu do gospodarstwa naraziła rolnika na poważne problemy.
- Co drugi dzień przyjeżdża do mnie samochód odbierający mleko. Z powodu zasypanej drogi nie mógł do mnie dotrzeć. Podobnie jest z pojazdami dostarczającymi paszę dla zwierząt. W weekend weterynarz jadący do chorej krowy terenowym autem zakopał się w śniegu – relacjonuje pan Grzegorz. Niełatwo ma też jego rodzina – dwoje dzieci chodzących do szkoły oraz schorowani rodzice w podeszłym wieku. - Jak w takich warunkach w razie potrzeby przyjedzie tu karetka pogotowia? – zastanawia się rolnik.
DROGA PRZEZ MĘKĘ
W podobnej sytuacji są sąsiedzi pana Grzegorza mieszkający pod lasem.
- W piątek sąsiad wpadł w zaspę i musiałem go z niej wykopywać. Żeby dostać się do siebie, zostawia auto we wsi, a resztę drogi pokonuje pieszo. - opowiada rolnik. Żona sąsiada, pani Irena, która każdego dnia pokonuje 2 km zaśnieżonej drogi udając się do pracy, określa sytuację krótko: - To masakra.
Troje jej dzieci uczących się w szkołach w Dźwierzutach, Linowie i Szczytnie też musi przebrnąć w śniegu odcinek, by zdążyć na autobus odjeżdżający z Nowych Kiejkut.
- W ubiegłym roku zimą przez pewien czas dzieci nie chodziły do szkoły właśnie z powodu obfitych opadów – mówi pani Irena.
AKT DESPERACJI
Grzegorz Stałanowski, interweniując w gminie, za każdym razem, jak mówi, słyszał inną odpowiedź.
- Raz, że sprzęt się zepsuł, potem, że już został wysłany, w końcu, że prawdopodobnie droga jest już odśnieżona, co było nieprawdą – wylicza rolnik. Kiedy jednak w niedzielę nie doczekał się stosownej reakcji ze strony gminy, w akcie desperacji sam uruchomił ciągnik i odśnieżył odcinek od swojego gospodarstwa do wsi. Teraz domaga się zwrotu poniesionych kosztów.
- Wystawiłem gminie rachunek za odśnieżanie. W końcu poświęciłem na to własny czas i sprzęt – mówi Grzegorz Stałanowski. Gmina wreszcie drogę do jego gospodarstwa odśnieżyła, ale stało się to dopiero we wtorek 14 grudnia.
GMINA: NIE ZAPŁACIMY
Co na to gminni urzędnicy? Kazimierz Skonieczny odpowiedzialny w gminie Dźwierzuty za utrzymanie dróg tłumaczy, że przy tak obfitych opadach śniegu jak ostatnio nie sposób dotrzeć od razu wszędzie i stąd opóźnienia. Trudność sprawia również rozmieszczenie gospodarstw i ukształtowanie terenu.
- U nas większość rolników mieszka na koloniach. Na dodatek jest dużo pagórków, skarp, z których śnieg ciągle nawiewa – mówi Kazimierz Skonieczny. Wyjaśnia, że w pierwszej kolejności odśnieżane są miejsca, przez które przejeżdża autobus szkolny, a zaraz potem drogi wiodące do gospodarstw, skąd obiera się mleko. Gmina używa do tego celu własnego sprzętu, a ostatnio, ze względu na obfite opady, posiłkuje się również wypożyczanym z Miętkich oraz Dźwierzut. Dodaje też, że wielu rolników, rozumiejąc sytuację, samych odśnieża własnym sprzętem i nie żąda zwrotu kosztów. Czy urząd zapłaci mieszkańcowi Nowych Kiejkut?
- Na pewno nie. Nie ma do tego podstaw prawnych – odpowiada urzędnik.
Grzegorz Stałanowski zapowiada, że tak całej sprawy nie zostawi.
- Czekam na oficjalne pismo i na pewno nie odpuszczę – mówi. - Może gdyby nie to, że moje gospodarstwo jest zawsze odśnieżane na końcu, dałbym spokój, ale ta sytuacja trwa już za długo.
Ewa Kułakowska/fot. A. Olszewski