Część IV.

"Mordujcie odważni czerwonoarmiejcy, mordujcie! Nie ma w Niemcach nic co by było niewinne. Stosujcie się do wezwania towarzysza Stalina i rozdepczcie to faszystowskie zwierzę w jego jaskini. Łamcie siłą wyniosłość germańskich kobiet, bierzcie je bez umiarkowania jako łup. Zabijajcie odważni czerwonogwardziści... zabijajcie!"

(fragment ulotki rozrzucanej na krótko przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Prus Wschodnich)

"Mordujcie odważni czerwonoarmiejcy, mordujcie! Nie ma w Niemcach nic co by było niewinne. Stosujcie się do wezwania towarzysza Stalina i rozdepczcie to faszystowskie zwierzę w jego jaskini. Łamcie siłą wyniosłość germańskich kobiet, bierzcie je bez umiarkowania jako łup. Zabijajcie odważni czerwonogwardziści... zabijajcie!"

(fragment ulotki rozrzucanej na krótko przed wkroczeniem Armii Czerwonej do Prus Wschodnich)

Wyzwolenie Szczytna

Manewry oskrzydlające

Wraz z końcem stycznia 1945 roku Prusy Wschodnie były już odcięte od Rzeszy. Na ich obszarze zostały uwięzione: 4 Armia, 3 Armia Pancerna oraz sześć dywizji piechoty i dwie dywizje zmechanizowane 2 Armii.

23 stycznia Szczytno zostało zdobyte w zasadzie bez większych starć. Walki o miasto miały charakter starć grup zwiadowczych poszczególnych dywizji radzieckich z żołnierzami Volkssturmu i niemieckimi oddziałami osłaniającymi odwrót. Jedynie w rejonie Nowych Kiejkut i Spychowa walki przybrały charakter boju leśnego i ich działania bardziej przypominały potyczki partyzanckie.

Z "wyzwoleniem" Szczytna wiąże się dość tragiczne wydarzenie, które doprowadziło do zniszczenia znacznej części miasta. W swych wspomnieniach ówczesny dowódca 2 Frontu Białoruskiego - Rokossowski dość szczegółowo opisuje fakty związane z działaniem jego wojsk w południowej części naszego powiatu. Marszałek przyznaje, że wprowadzania własnej 49 Armii do przełamywania leśnych pozycji w trudnym terenie można było uniknąć, gdyby sąsiednia 50 Armia nie stała dwa dni przed opuszczonymi okopami niemieckimi. Później zamiast przejść do natarcia na Szczycieńską Pozycję Leśną, dowódca wymienionej armii generał pułkownik Iwan Bołdin wykonywał "wielkie manewry oskrzydlające" w rejonie Pisza i Szczytna, zaciskając przy tym fikcyjny pierścień oskrzydlający wokół nie istniejących wojsk niemieckich.

W dość krótkim czasie generał Bołdin za prowadzenie przyjętej przez siebie taktyki wojennej stracił dowództwo nad 50 Armią. Swą wściekłość i furię Bołdin wyładował na prawie opuszczonym Piszu i Szczytnie, które leżały w pasie działań jego armii. Generał chcąc przedstawić marszałkowi Rokossowskiemu jak "ciężkie walki" toczył o wymienione miasta - zaczął je podpalać ponad przyjętą wówczas radziecką "normę" dla miast wschodniopruskich.

Jak wysokie było wówczas morale u oficerów radzieckich świadczyć może incydent związany z generałem Bołdinem i jego wkroczeniem do Prus. Tuż przed samą granicą z Prusami Wschodnimi mocno już "wstawiony" Bołdin chcąc dodać animuszu swoim żołnierzom oraz pokazać "kto tu rządzi", postanowił jako pierwszy na czele swych wojsk przekroczyć granicę. Na moście nad niewielką rzeczką wygłosił przemówienie: Towariszczi bojcy! Zdzies koncitsa Sowietskowo Sojuza a nacinajetsa Wostocznaja Prussia. Dawaj wpierjod ubit Germańca!

Na koniec przemówienia nie wyszedł mu niestety sprawny skok przez barierkę na moście i wylądował na błotnistym brzegu rzeczki, wzbudzając tym samym wesołość u obserwujących go żołnierzy.

Natomiast w mieście...

Część mieszkańców Szczytna, która z różnych względów pozostała w mieście, już od dawna była przygotowana na wkroczenie Sowietów. 21 stycznia 1945 roku na wieść, że Rosjanie są już w Rozogach, rozpoczęto w magistracie sortować ważniejsze dokumenty. Według zachowanych wspomnień jednego z uczestników owych wydarzeń, dokumenty wraz z maszynami do pisania zwieziono wózkami w okolice dzisiejszego Placu Wolności. Na miejscu ustalono, iż trzeba je zatopić, aby nie dostały się w ręce wroga.

W odległości około 20 metrów od brzegu Jeziora Domowego Małego znaleziono przeręblę i wrzucono do niej zawartość kilku wózków. W dwa dni później Rosjanie tryumfalnie wkroczyli do Szczytna. Prawie nikt im nie stawiał oporu, była wszechogarniająca pustka. Strzelano do wszystkiego, nawet do uciekających kotów. Wiele budynków podpalono - wspomina jeden ze świadków owych wydarzeń związanych z "zaciekłymi walkami wojsk radzieckich z hitlerowcami" o nasze miasto.

Wraz z pierwszymi dniami "wyzwalania" powiatu szczycieńskiego rozpoczęło się prawdziwe polowanie na "Germańców", które było połączone z rabunkiem, gwałtami oraz mordowaniem miejscowej ludności. Radzieccy żołnierze masowo łupili domostwa mieszkańców Szczytna szukając to, co dla nich było najważniejsze: wódka, zegarki i kobiety. Szczególnie upodobali sobie mieszkania, w których mogli znaleźć choćby niewielki element związany z III Rzeszą i kultem führera. W ten sposób została zniszczona prawie cała obecna ulica Polska i Odrodzenia. Do niektórych mieszkań wprowadzano w celu ochrony przed zimnem konie należące do armii sowieckiej, a także rozpalano ogniska i wrzucano do nich meble, które ogrzewały zmarznięte wojsko.

Ludzka tragedia

Wielokrotnie miałem okazję spotkać się z ludźmi, którzy przeżyli radziecką nawałnicę na Prusy Wschodnie. Opowiadali mi o tym ze łzami w oczach. Według ich relacji, najgorsze były pierwsze dni, podczas których radzieccy żołnierze pastwili się nad miejscową ludnością. W najgorszej sytuacji były wówczas kobiety, które podczas zatrzymania gwałcono, a niejednokrotnie nawet i zabijano. Żadna kobieta nie mogła się czuć bezpiecznie i nawet podeszły wiek nie chronił przed przemocą radzieckich żołnierzy.

Znany jest przypadek zamordowania w budynku na obecnej ulicy Pasymskiej 60-letniej pary małżeńskiej. Starszą kobietę kilkakrotnie zgwałcono na oczach przywiązanego do fotela męża, który do zakończenia wojny był powiatowym zarządcą dróg. Mężczyznę zastrzelono strzałem w ucho, natomiast jego małżonce - która nie miała już sił wstać - rozpalono między nogami małe ognisko.

Jak wyglądało wówczas "wyzwolenie" Szczytna i jak zażarte walki toczyły się o miasto, widać po powyższym makabrycznym przykładzie. Jednakże wśród radzieckich żołnierzy również zdarzały się nieliczne przypadki pozytywnych zachowań.

Aleksiej I. Sołżenicyn w swojej książce "Archipelag Gułag" pisał, że żołnierze Armii Czerwonej już po kilku dniach walk wiedzieli, że (...) niemieckie dziewczęta można zgwałcić, po czym zastrzelić i to zaliczano jeszcze do wojskowego wyczynu.

Nie tylko ze strony politycznej i propagandowej wzywano do przestępstw przeciwko niemieckiej ludności cywilnej. Również ze strony wojskowej stanowisko było jednoznaczne. Marszałek Czerniakowski po wkroczeniu do Prus Wschodnich w swoim rozkazie dziennym napisał "Łaski nie będzie - dla nikogo (...) Nie jest wskazane wymagać od żołnierzy Czerwonej Armii by stosowali łaskę, oni pałają nienawiścią i zemstą (...)" Inne wezwania nawoływały jednoznacznie do gwałcenia niemieckich kobiet i dziewcząt.

(cdn.)

Robert Arbatowski

2004.02.11