Nie jest łatwo przebić się przez światową czołówkę fotografików, ale Arkadiusz Dziczek tego dokonał. Uzyskał pierwsze nagrody w dwóch międzynarodowych konkursach fotograficznych.

Z fotografią przez świat

Prestiżowy, a do tego poparty "zieloną" nagrodą tytuł zwycięzcy w kategorii fotografii czarno-białej przyniósł Arkadiuszowi Dziczkowi udział w konkursie organizowanym przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). Drugi laur uzyskał w konkursie organizowanym w ramach Międzynarodowego 10-lecia Rodziny. W tych dwóch zmaganiach wygrał jeden człowiek i... jedno zdjęcie, które autor zatytułował skromnie: "Bracia", a WHO - "Wielkie pchnięcie". Rozstrzygnięcia obu konkursów nastąpiły w maju.

- Sam dowiedziałem się zaledwie kilka dni temu, przeglądając internet - mówi fotografik nie ukrywając zadowolenia.

Wcześniej uczestniczył w różnorodnych krajowych fotograficznych zmaganiach, uzyskując, w grudniu ubr. II miejsce w konkursie poświęconym dzieciom niepełnosprawnym.

- Dotychczas wysłałem swoje prace na trzy konkursy międzynarodowe i dwa wygrałem, a w przypadku krajowych, których było i jest znacznie więcej, udało mi się "przebić" na jednym - mówi laureat, który za ważny w swej początkującej karierze uznaje też udział w pokonkursowej wystawie polskiej fotografii prasowej. Kilka jego zdjęć było już w różnych tytułach publikowanych.

* * *

Arkadiusz Dziczek fotografią para się od siedmiu lat. Obecnie liczy sobie już 28 wiosen i zamierza właśnie z obiektywem związać się na długo. Ma ugruntowane zainteresowania. Nie "pstryka" kwiatków, ptaszków czy drzewek.

- Interesuje mnie człowiek i to on jest zawsze głównym bohaterem zdjęcia - mówi o swej pasji. Chce utrwalać na kliszy chwile i zdarzenia o szczególnym charakterze, przedstawiać rzeczywistość tak, by zmusić oglądających do tego, by inaczej tę rzeczywistość zaczęli postrzegać, albo w ogóle ją dostrzegać.

- Czasem przyjmujemy fakty jako tak oczywiste, wkomponowane w otoczenie, że nie analizujemy rzeczywistej ich wymowy, nie zastanawiamy się nad ich głębszym znaczeniem, sensem - wyjaśnia. Nie chce tworzyć sztuki - ładnej, przelukrowanej, ale nie chce też fotografować scen brutalnych. - Moje zdjęcia mają być drapieżne, mają niszczyć mity, przełamywać myślowe stereotypy.

A plany prywatne?

- Są jednocześnie marzeniami. Chciałbym założyć rodzinę, ku czemu zresztą coraz bardziej się zbliżam, a później z rodziną podróżować i... fotografować - mówi młody fotografik. Ma nadzieję, że laury międzynarodowych konkursów pomogą mu otworzyć drzwi renomowanych agencji i wydawnictw. - Krajowi jurorzy jakoś mnie dotychczas nie dostrzegali. Międzynarodowi uznali, że jednak potrafię robić zdjęcia. To dobra rekomendacja.

Zawodowej karierze sprzyjają też wystawy. Tych - jak dotychczas - Arkadiusz Dziczek za wiele nie miał. Ostatnio w tej kwestii wspomogło go też i rodzinne miasto, a dokładniej Muzeum Mazurskie i Towarzystwo Przyjaciół Muzeum. W otwartej dla zwiedzających wieży ratuszowej znajduje się wystawa zdjęć młodego fotografika, wystawa egzotyczna dla tutejszego odbiorcy, bo zdjęcia były robione w Turcji, ale jednocześnie i swojska - bo nie przedstawiają pałaców i zabytków, lecz ludzi, w ich codziennym życiu, z codziennymi problemami, radościami i smutkami, a te aż tak bardzo od naszych się nie różnią.

Halina Bielawska

2004.06.02