Porucznik Artur Gruber opowiada o swojej wojennej drodze prowadzącej z Ukrainy przez Ural, Iran, Włochy do Szczytna. Nasz bohater za kilka dni, 13 sierpnia, skończy 96 lat.
OD WOLNOŚCI DO ŁAGRU
Artur Gruber urodził się w Stanisławowie (obecnie Ukraina) 13 sierpnia 1923 roku. W momencie wybuchu drugiej wojny światowej uczęszczał do gimnazjum. Ojciec pana Artura, podoficer i legionista, po wybuchu wojny został ewakuowany wraz z jednostką do Rumunii, gdzie ich internowano. Pan Artur postanowił spróbować dołączyć do ojca. Za kilka kilogramów wieprzowej rąbanki wykupił sobie miejsce w grupie uciekinierów, która miała zostać przerzucona przez granicę. - Niestety, szybko zorientowaliśmy się, że sowieci współpracują z Rumunami. Próbę trzeba było przerwać i wrócić do domu – wspomina. Po kilku dniach został wezwany na przesłuchanie do NKWD. Jako szesnastolatek był przekonany, że nie zostanie aresztowany. Stało się jednak inaczej. Po przesłuchaniach, razem z kilkuset innymi osobami, zostaje w bydlęcych wagonach przetransportowany do Dniepropietrowska. Po kolejnych przesłuchaniach otrzymuje wyrok 5 lat łagru za usiłowanie przekroczenia granicy.
OD ŁAGRU DO WOLNOŚCI
W styczniu 1941 roku trafił do obozu w rejonie Iwdiel (okolice Uralu). Pracował tam w tartaku przy załadunku drewna. Robota była ciężka i bardzo niebezpieczna. - Jakaś poważniejsza kontuzja oznaczała śmierć z głodu. W obozie ranni podczas prac byli uznawani przez władze łagru za sabotażystów – mówi nasz rozmówca. Wiosną 1941 roku Polaków z łagrów położonych przy liniach kolejowych władze sowieckie odsyłają w głąb Uralu. Ma to ograniczyć liczbę prób ucieczek. Tym samym pan Artur trafia do obozu Hercenówka. Pracuje tam głównie przy spławianiu drewna oraz naprawach dróg. Jedynym pocieszeniem są paczki od matki, które o dziwo trafiają do jego rąk. Więcej swobody więźniowie otrzymają po podpisaniu umowy pomiędzy rządami Polski i ZSRR, dzięki której Polacy zostają objęci amnestią, wśród nich pan Artur.