DRGNĘŁO W PODZIEMIU

Nie chodzi o podziemie w sensie skrytej działalności, wręcz odwrotnie, ta działalność jest i będzie jak najbardziej odkryta. Chodzi o inicjatywę dwóch młodych obywateli Szczytna, którzy rozpoczęli remont bardzo przestronnej piwnicy w Miejskim Domu Kultury. Niegdyś odbywały się w niej dyskoteki. Ci młodzi obywatele to artysta plastyk Bartosz Myślak i fotografik Arkadiusz Dziczek. Chcą piwnicę przekształcić w pracownię - galerię artystyczną. Ma to być miejsce, gdzie na przykład licealiści będą mogli rozwijać swoje talenty, wystawiać swoje prace i organizować happeningi. Zaproszona została do pomocy szczycieńska młodzież, ale jak dotychczas zgłosili się tylko chłopcy z okolicznych miejscowości. Zapraszani byli do pomocy ewentualni sponsorzy, ale odpowiedzieli, że mogą pomóc, gdy zobaczą już jakiś konkret. Jednak na jakikolwiek konkret potrzebne są pieniądze, które jak na razie wyłożył tylko MDK.

Bartosz i Arkadiusz chcą nazwać piwnicę "Galerią bez okien". Nie jest to szczęśliwa (moim zdaniem) nazwa. "Bez okien" oznacza raczej brak kontaktu ze światem, a chodzi przecież o coś zupełnie odwrotnego. Proponowałbym raczej nazwę "na szlaku", gdyż dokładnie na szlaku, przy skrzyżowaniu wielu dróg jest umiejscowiona. Jeśli zdoła przyciągnąć nawet niewielką część przejeżdżających przez Szczytno ludzi, choć trochę zainteresowanych sztuką, to będzie dobrze. Tak przyciągały przecież niedawno rzeźby Bartka Myślaka, wystawione przed budynkiem MDK.

Swego czasu, dziesięć lat temu, mieszkając przy warszawskim Nowym Świecie nr 48, pomogłem artyście plastykowi Arturowi Turalskiemu w zdobyciu dużej piwnicy z przeznaczeniem na pracownię - galerię. Pojawił się sponsor, wielbiciel sztuki, właściciel korporacji taksówkowej, który uznał położenie galerii za znakomite miejsce do reklamy. Niestety, przepadł po dwóch miesiącach za daleką granicą i artysta Artur zaczął borykać się z kłopotami finansowymi, gdyż obowiązywała umowa i sponsora nie można było zmienić. W tym samym czasie pobliski pub Harenda przestał być otwarty całą dobę i zamykano go o trzeciej nad ranem. Miało to taki skutek dla galerii, że (leżała na tzw. szlaku i artysta był znany) zaczęła być odwiedzana przez niedobitków, potrzebujących kontaktu ze sztuką. Była to chyba autentyczna potrzeba, gdyż kupowali wtedy Arturowe obrazy i rzeźby, a za dnia jakoś trudniej to szło. Dzięki temu pracownia mogła jeszcze jakiś czas przetrwać.

Wnioski są dwa - jeden taki, że należy starannie dobrać sponsora, a drugi, że można skorzystać na położeniu. To prawda - galeria "pod 48" leżała na szlaku knajpianym, ale zdarzenia pokazują, że wartość bycia na jakimkolwiek szlaku zawsze można wykorzystać. Pamiętajmy o wielości dróg kończących i zaczynających się w malowniczym Szczytnie.

Marek Samselski

2005.02.16