Dopiero co obchodziliśmy okrągłą rocznicę stanu wojennego. Rocznica raczej niewesoła, ale zawszeć to okazja do takich, czy innych wspomnień. W którymś z niegdysiejszych felietonów opisywałem swoje dość zabawne perypetie dotyczące pierwszego dnia stanu wojennego. No to nie będę się powtarzał, ale pewne wspomnienie, dawno zapomniane, całkiem przypadkiem samo dało znać o sobie. Przeglądałem otóż katalog firm meblarskich i z niejakim zdumieniem odkryłem, że nadal prosperuje producent mebli skórzanych o nazwie BABS.
Na przełomie lat 70. i 80. byłem dość ściśle związany swoją etatową pracą z elitą warszawskich artystów. Przede wszystkim plastykami, ale także ludźmi teatru i telewizji. Do grona moich przyjaciół należała sympatyczna niezwykle para – Karol Lewicki, telewizyjny reżyser dźwięku i Tereska Cywińska, wspaniała projektantka wnętrz, a przy tym kobieta niezwykłej urody. Karol nazywał Tereskę Babs, a w porywach uczucia Babsik. Gdy pod koniec lat siedemdziesiątych coraz trudniej było wyżyć ze sztuki, Karol i Teresa dokooptowali sobie do współpracy architekta Andrzeja Tyczyńskiego i rozpoczęli ręczną produkcję skórzanych foteli, które pracowicie, przy pomocy wielkich igieł i odpowiedniej dratwy zszywali. Projektowali bardzo piękne formy owych siedzisk, toteż okazało się, że wcale nietrudno znaleźć na nie nabywców.
Kiedy ogłoszono stan wojenny liczne grono aktorów zbojkotowało telewizję, a przecież była to podstawa ich egzystencji. I wtedy Karol zaprosił wszelkie mniejsze i większe aktorskie sławy do siebie, to jest do swojego domu, aby wspólnie zszywać fotele. Kogo tam wówczas nie można było spotkać. Nawet sam Gustaw Holoubek z wielką wprawą operował igłą, nie mówiąc już o mniej sławnych luminarzach sceny. Jedynie Krzysztof Kolberger nie udzielał się, ale on w tym czasie jeździł taksówką. Mając tak liczne grono oddanych pracowników firma rozwijała się błyskawicznie, a nazwano ją od rodzinnego przezwiska właścicielki – BABS. No i proszę; przedsiębiorstwo istnieje do dzisiaj, choć nie mam pojęcia kto je prowadzi i kto w ogóle pozostał jeszcze z tamtych lat.
Dziesięć lat później, kiedy premierem Polskiego Rządu został Tadeusz Mazowiecki, mianował on ministrem kultury słynną teatralną reżyserkę Izabellę Cywińską – siostrę wspomnianej Tereski.
W tym właśnie czasie, to jest w roku 1991, wybrałem się do Maroka. Po prostu w odwiedziny, bowiem ogromna ilość architektów przebywała w tym kraju na kontraktach. Najwięcej w królewskim biurze projektów w Rabacie – stolicy kraju. Kogo tam nie było? Wszyscy niemal znajomi z kręgu artystów, o których wspomniałem. Leciałem sam - samolotem z przesiadką w Amsterdamie. Podczas dwugodzinnej przerwy, w amsterdamskiej, lotniskowej kawiarni spotkałem niesłychanie elegancką damę - Izę Chełkowską, która także leciała do Maroka odwiedzić swojego męża - Bratka, czyli architekta Bratysława Wolczyńskiego. Tenże pracował oczywiście w królewskim biurze, czyli tam, gdzie większość moich przyjaciół. Jeśli chodzi o Izę Chełkowską, to jest to znakomita scenografka związana z Teatrem Wielkim w Warszawie. Przed laty zasłynęła scenografią do spektaklu teatralnego „Tamara”, które to przedstawienie odbywało się w szesnastu wnętrzach, na kilku piętrach Pałacu Kultury i Nauki. Iza była także główną projektantką polskiego pawilonu na targach EXPO 92 w Sewilli.
Dalej lecieliśmy już razem do samego Rabatu, popijając samolotowe drinki.
Sporo fajnych osób spotkałem podczas owej miesięcznej wizyty w Maroku. Kiedyś pewnie jeszcze wrócę do tematu. Dzisiaj wspomnę tylko dwie panie, dzięki którym polski światek ludzi kultury znalazł tam wspaniałe miejsce do twórczej pracy. Najpierw pracowita, a w dodatku piękna Pani Konsul Lidka Milka, żona znanego i popularnego (często widywaliśmy go w telewizji) historyka Pawła Wieczorkiewicza. Paweł zresztą został w Polsce. Drugą damą, wokół której skupiało się grono polskich artystów była Krysia Kerdoudi. Polka z Krakowa, która wyszła za mąż za pana Kerdoudi z Rabatu. Jej mąż to także wybitna postać. Ród Kerdoudich to ród książęcy, a małżonek Krysi, poza wysoką pozycją i innymi zaletami osobistymi, jest tłumaczem, który włada biegle pięcioma językami, w tym znakomicie polskim. Krystyna prowadziła luksusowy hotel Mercure „Szeherezada” w centrum Rabatu. Skupiało się tam intelektualne, międzynarodowe towarzystwo. Przede wszystkim polskie, ale nie tylko. I zapewne dlatego trzy lata później, bo w roku 1994, Krystyna otrzymała od Prezydenta Polski Lecha Wałęsy Srebrny Krzyż Zasługi dla Obywatelki Rzeczypospolitej Polskiej zamieszkałej w Królestwie Maroka, za wybitne zasługi w rozwijaniu polsko – amerykańskiej współpracy.
Andrzej Symonowicz