PARADOKSALNE "NIE"
Czwartek, 26 maja
Jedną z najpiękniejszych uroczystości kościelnych jest Boże Ciało. Kulminacyjnym momentem jest procesja. W miastach dość długa, do czterech ołtarzy umieszczonych w różnych punktach, w mniejszych parafiach, do ołtarzy zbudowanych na zewnątrz koscioła. Dziewczynki w białych strojach sypią kwiatki, starsze niosą lilie - symbol niewinności. Rzemieślnicy - tak było kiedyś - niosą swoje chorągwie z wyszytymi na nich świętymi patronami. Wreszcie baldachim niesiony przez najważniejszych obywateli miasta. A pod baldachimem ksiądz z najpiękniejsza monstrancją z Ciałem Chrystusa. Monstrancja, najczęściej złota, czasami tak ciężka, że musi pomagać dwóch mężczyzn, podtrzymując księdza pod łokcie. Kto wie, czy nie jest to najważniejsza uroczystość jednocząca całą wspólnotę parafialną w mieście. Myślę też, że w dużych miastach procesja nie ma tej wymowy, a czasami nawet pozbawiona jest religijnego charakteru.
To dobrze, że w tym roku akurat tego samego dnia przypadł Dzień Matki. O ile uroczystość kościelna ma bogaty wystrój i oprawę, o tyle Dzień Matki jest swiętem intymnym. Wspaniałe święto ludzi nawzajem się kochających. Jeżeli się kochają. Smutny jest to dzień w rodzinach rozbitych, skłóconych, z marginesu społecznego. Jeszcze gorzej ma się sprawa w rodzinach, w których matki zabrakło, gdy dziecko nie ma komu złożyć życzeń. Dotyczy to nie tylko dzieci małych. Także dzieci starszych, które matka musiała opuścić na skutek choroby czy innych przypadków losowych. Cieszmy się, gdy mamy komu złożyć życzenia... bo nie ma jak u mamy.
Trochę mnie martwi entuzjazm, jaki ogarnął naród po zwycięstwie Liverpoolu nad Milanem. Nie piszę celowo bliższych danych, bo niemal wszyscy Polacy kibicowali Anglikom, jakby to była Wisła Kraków albo Legia Warszawa. Jeden Dudek w angielskiej drużynie nie stanowi o sile polskiej piłki. Cieszy jednak fakt, że dużo się w tych dniach mówiło o Dudku, o Dudku bramkarzu reprezentacji Polski. Brawo Dudek, ale bez przesady: Puchar Europy to mimo wszystko sukces Liverpoolu i Anglików.
Długi weekend trochę mnie przeraził, bo zapomnieliśmy z Basią o chlebie. W końcu dalibyśmy sobie radę, ale dlaczego nie sprawdzić, czy może gdzieś jakiś chlebek się nie zawieruszył na którejś z półek supermarketów, które powinny być czynne.
I tu niespodzianka! Miasto na pełnym chodzie. Nawet targowica i Manhattan. Ale także sklepy, sklepiki. Otóż wyjaśnienie tego zdarzenia jest proste: długi weekend to przyjemność nie dla wszystkich. Przede wszystkim dla mieszkańców dużych miast oraz tej części społeczeństwa, która pracuje na państwowych posadach. Inni idą do pracy, bo trzeba zarobić, a to ostatni długi weekend. Widać, że rytmem pracy i życia kierują już inne warunki. To już nie biblijny rozkład tygodnia, który nakazywał odpoczywać siódmego dnia. Teraz inny bóg rządzi rozkładem tygodnia. Ten nowy bóg będzie działał nawet wbrew logice, wbrew rozsądkowi, bo cel ma inny. Ten cel to mamona.
Jak przystało na tygodnik odnotujmy fakt, który zupełnie nie wzbudził szerszego zainteresowania, a wręcz przeciwnie, ludzie byli zdziwieni, że to się stało: do kraju wrócił były dyktator SLD Miller. O nikim społeczeństwo tak szybko nie zapomniało, jak o byłym premierze. Oleksy nie wyjechał, ale i o nim ludzie zapominają równie szybko. Jestem ciekaw, jakie miejsca w społeczeństwie znajdą ci dwaj towarzysze partyjni. Mam nadzieję, że marginesowe lub zgoła żadne.
Upał trzyma się mocno. Za mocno. Niektórym gotują się mózgi. Na przykład w kierownictwie Unii Pracy. Żelazny sojusznik SLD nagle zmienił front. Zapowiedział sojusz z partią Borowskiego. Jestem za, bo procent ludzi prawomyślnych w SDPL jest stosunkowo większy niż w partii, z której się wywodzi. Równocześnie można mieć nadzieję, że posunięcie UP doprowadzi do całkowitego usunięcia z "rynku politycznego" wszystkich trzech partii. Nie znam takiej formacji, która by z większą determinacją dążyła do samozagłady niż te, które istnieją na lewicy.
I na koniec rzecz najważniejsza. W referendum Francuzi powiedzieli swojemu premierowi "nie". Bo nie ustawie konstytucyjnej. Ustawa gwarantuje Francuzom rzecz najistotniejszą - rządy w rolnictwie. A tymczasem świat bez głosów Francuzów się nie zawali, nie zawali się Europa, a nawet Unia Europejska. A na głosowaniu Francuzów zyskają Polacy, bo to zapewnia nam Ustawa Nicejska. A po "nie" Francuzów ona będzie regulować sprawy rolnicze.
Cha, cha, cha, cha!
Obyśmy w zdrowiu dożyli więcej takich przypadków, że w dołek wpadają ci, co go pod innymi kopią.
Marek Teschke
2005.06.08