MASZ BABO PLACEK
Sobota, 12 lutego
Moje notatki ostatnio dotyczą tego, co rozgrywa się na arenie ogólnopolskiej, o ile nie europejskiej bądź światowej. Czyli daleko od nas. Ale to nieprawda - rzeczy pozornie dalekie mają swoje przełożenie na nasze podwórko, są istotne dla nas, szaraczków. Weźmy pierwszy lepszy z brzegu przykład: wicepremier i minister gospodarki Jerzy Hausner wypisał się z SLD, ale nie ma zamiaru ustąpić ze stanowiska, to jest z rządu, któremu patronuje ta właśnie partia. I wydawać by się mogło, że jest to postępowanie nielogiczne. A jednak zwyciężył rozsądek. Tym rozsądnym okazał się premier Belka, który nie ma zamiaru swojego wicepremiera odwoływać, bo z jego pracy jest zadowolony. Więcej - wydaje się, że byłby zadowolony jeszcze bardziej, gdyby udało się przeprowadzić więcej elementów z tak zwanej reformy Hausnera, co się nie powiodło między innymi z powodu sprzeciwów SLD. A nauka stąd płynie taka, że na naszym miejskim czy powiatowym podwórku za nic w świecie nie należy pozbywać się ludzi mądrych czy rozsądnych bez względu na ich przynależność partyjną. A swoją drogą to, co dzieje się na lewicy można jednoznacznie określić, stosując kuchenną terminologię: tym razem babie wyszedł zakalec. Ale przyznam szczerze, że znam paru ludzi, którzy zakalca wprost uwielbiają. Ja jednak do nich nie należę. Być może w tym zakalcu tkwią jeszcze jakieś rodzynki. Niestety, nieliczne.
Niedziela, 13 lutego
To pewnie plotki, ale dojrzewa coś dziwnego na scenie politycznej, że sam Mrożek bardziej groteskowej sztuki by nie wymyślił. Otóż okazuje się, że szykuje się nowa formacja centrolewicowa. Pierwszym sygnałem, że coś się dzieje było wystąpienie Jerzego Hausnera z SLD. Potem słyszało się, że romansuje on z Frasyniukiem i Unią Wolności. Ale to ciągle mało, aby odegrać jakąś znaczącą rolę. Może do tego ugrupowania dojdą profesorowie Belka, Borowski, Nałęcz? Ale to wątpliwe. Premier Belka nie jest "zwierzęciem politycznym". Chociaż gospodarką i finansami w "gabinecie cieni" mógłby się zająć. Wątpliwe też jest przystąpienie do tej formacji Borowskiego i Nałęcza. Nie po to tworzyli oddzielną partię, aby teraz połączyć się z kimkolwiek. Ze znaczących postaci pozostał jeszcze obecny marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz. Ale jego - czemu się absolutnie nie dziwię - bardziej ciągnie na wieś, do lasu, na łono przyrody niż na polityczne salony. Nie powinno się też zapominać o jednej z czołowych postaci obecnego SLD - Krzysztofie Janiku. Wszystkich tych działaczy łączy jedno - o ile mi wiadomo i taka też jest powszechna opinia - nie są umoczeni w jakieś mroczne i nieczyste układy, i chodzi im nie o osobiste korzyści płynące ze sprawowania władzy. Z pewnością można by w samych szeregach SLD, a także wśród bezpartyjnych ludzi o lewicowych poglądach znaleźć kilka dziesiątków podobnych im działaczy na różnych szczeblach. Ale to wszystko.
Niestety, tej nowej centrolewicy może zaszkodzić nieodparta chęć obecnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego patronowania tej formacji. Jeszcze kilka miesięcy temu wszystko byłoby O.K. Ale teraz? Utworzenie partii-niepartii, w której zgrupowaliby się ludzie o poglądach lewicowych z czystymi rękami i bez względu na rodowód polityczny - o czym z pewnością marzy Kwaśniewski - nie może się udać. Właśnie ze względu na jego osobę. Dobra babka musi być bez zakalca.
Poniedziałek, 14 lutego
A znalazł się prezydent Kwaśniewski w niezłym impasie, który nazwijmy dla wygody "paradoksem 9 maja".
Otóż prezydent Rosji Władimir Putin z okazji 60-lecia "Dnia Zwycięstwa" organizuje "jubel", na który zaprosił kogo się tylko dało. W tym także prezydentów krajów, dla których pokonanie Niemiec hitlerowskich wiązało się z początkiem podległości Związkowi Radzieckiemu. No i co teraz z tym fantem ma Aleksander Kwaśniewski zrobić? Z jednej strony nasz udział w pokonaniu faszystów nie podlega dyskusji, gdyż dysponowaliśmy w koalicji antyhitlerowskiej 4 armią jeżeli chodzi o liczebność wojsk, a więc mieliśmy więcej żołnierzy niż Francuzi, którzy, jak wiadomo, zakończyli II wojnę światową jako dysponent jednej ze stref okupacyjnych i mocarstwo z prawem veta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Gdy tymczasem my... Przecież prawda jest taka, że II wojna światowa, to także pakt Ribbentrop - Mołotow, 17 września i Jałta, ale także zwykłe ludzkie sprawy: Katyń, wywózki na Sybir żołnierzy AK, czy śmierć gen. Okulickiego.
Najgorsze w tej sytuacji jest to, że tak w Europie, jak i w Ameryce olbrzymia większość ludzi nie zrozumiałaby gestu Kwaśniewskiego, który, uniósłszy się honorem, z tej fety by zrezygnował. Bo zrezygnować powinien - mówią jedni, ale dla potwierdzenia dobrosąsiedzkich stosunków pojechać powinien - twierdzą drudzy. Jakkolwiek zrobi - zrobi źle. O ile ja się na polityce znam - prezydent Kwaśniewski do Moskwy pojedzie i ten placek z zakalcem zje z uśmiechem na ustach.
A co na to ludzie w kraju? Ano straci prezydent resztkę popularności, jaka mu jeszcze została.
Obyśmy w zdrowiu doczekali czasów, w których baby nie będą piekły placków z zakalcem.
Marek Teschke
2005.02.23