ŚPIEWNIK POLSKI
Poniedziałek, 18 października
I znów udało mi się uciec od tematyki politycznej, chociaż, kto wie... może to wcale nie jest ucieczka.
Otóż tym razem mam ochotę przyklasnąć, nawet nagrodzić gromkimi brawami inicjatywę "Gazety Wyborczej" wydania "Śpiewnika Polaka - czyli, co każdy znać i śpiewać powinien". Czynię to tym chętniej, że inicjatywy i opinie tego dziennika w ostatnich dwóch latach coraz mniej mi się podobają.
Ale wracając do śpiewnika, pomysł wydania zaledwie pięciu piosenek z każdej z czterech kategorii jednak niespecjalnie mi się podoba. Dlaczego tylko po pięć, a nie wszystkie sześćdziesiąt? Skąd takie ograniczenie? Przecież Polacy powinni znać na pamięć i umieć śpiewać właściwie wszystkie (może z wyjątkiem 2-3, których w żaden sposób śpiewać się nie da, np. "Bogurodzicy"). Za moim pomysłem przemawia też fakt, że niektórym z nas, już nie nastolatkom, trudno dokonać wyboru pięciu spośród piętnastki zaproponowanej przez gazetę.
Mój więc wybór, jeśli już koniecznie trzeba, jest następujący. Zacznę od końca - od pieśni ludowych. Tu selekcja jest trudna, prawie niemożliwa. Właściwie już od przedszkola wszyscy uczą się i śpiewają te piosenki. No bo kto nie zna "Kukułeczki", "Poszła Karolinka", "Zasiali górale", "Głęboka studzienka", "Szła dzieweczka". Z innych znów okazji śpiewamy "Czerwony pas", "Pije Kuba do Jakuba", "Góralu, czy Ci nie żal". To nic, że często po kielichu, ale winko, jedno piwo, czy nawet pojedyncza wódeczka jeszcze nikomu nie zaszkodziła. A do śpiewu zachęca. I co pozostało na liście? Niewiele - "Piękna nasza Polska cała", "W murowanej piwnicy", "Hej, idę w las", "Zielony mosteczek", "Płynie Wisła, płynie", "Hej, bystra woda", "Hej, sokoły". Przecież je znamy, a jeżeli nie znamy, to powinniśmy znać. Więc z ludowych wybieram całą piętnastkę.
Druga kategoria to pieśni żołnierskie. Jak je uszeregować, jak wytypować, skoro i potyczek, i wojen przeżyliśmy bez liku. No, sami powiedzcie, która lepsza: "Płonie ognisko i szumią knieje", "Pałacyk Michla" czy "Szumi dokoła las"? Ręczę, że nie wybierzecie. A cały cykl z walk o odzyskanie niepodległości: "Bywaj dziewczę zdrowe", "Piechota", "Rozmaryn", "Wojenko, wojenko", "Przybyli ułani pod okienko", "Więc pijmy zdrowie, szwoleżerowie", "Pierwsza kadrowa" ("Raduje się serce, raduje się dusza"), "Rozkwitały pąki białych róż". Jak z nich zrezygnować, skoro takie piękne i niosą taki ładunek patriotyczny. A może zrezygnować z "Marszu Mokotowa", "Czerwonych maków", "Serca w plecaku" czy piosenki ułańskiej z okresu powstania styczniowego "Jak to na wojence ładnie". Też z pewnością nie. Przynajmniej ja bym z żadnej nie zrezygnował. A nawet przyznam się szczerze, że czasami pod nosem, jak nikt nie słyszy, podśpiewuję je sobie.
A piosenki z działu "Ze śpiewnika babuni" lubię, bo rzeczywiście uczyły mnie ich babcie, babcie cioteczne, ciotki i różne inne pociotki. Jedne lubiłem, inne nie, ale to kwestia gustu. Tu tylko jedną nie bardzo lubię, chociaż tekst znam. Jest to "Pieśń Filaretów". Ale to żaden powód do chwały. Po prostu dawniej była większa kultura muzyczna i my, "wykształceni" przez szkolne "panie od śpiewu", niezbyt umiemy korzystać ze swoich strun głosowych. Ale inne? "Prząśniczka", "Laura i Filon" ("Już miesiąc zaszedł"), "Kurdesz", "Bal u Weteranów" ("O północy się zjawili"), "Upływa szybko życie", "Gdzie strumyk płynie z wolna", "Tylko we Lwowie", "Ty pójdziesz górą, a ja doliną", "Gęsi za wodą", "Pojedziemy na łów", "Ostatni mazur", "Służyłem u Pana". Nie, nie zrezygnuję. W żaden sposób. Nie zrezygnuję też z pieśni z opery Moniuszki "Szumią jodły na gór szczycie" i z "Życzenia" ("Gdybym ja była słoneczkiem na niebie") Chopina. Nikt z tej pieśni nie zrezygnuje, a tym bardziej ci, co kiedyś uczyli się gry na fortepianie. Bo to był pierwszy utwór polskiego geniusza fortepianu, którego uczyli się grać ze sławnej "Szkoły na fortepian" Różyckiego.
No i pozostała kategoria ostatnia: "Pieśni patriotyczne". Wymaga nieco bardziej szczegółowego omówienia. Trudne to pieśni i nie jestem w pełni przekonany do uczenia ich w szkołach, chórach czy kółkach śpiewaczych w gminnych czy powiatowych ośrodkach kultury.
Spróbujmy na ten temat podyskutować.
"Bogurodzica". Dobrze byłoby ją znać, ale melodia bardzo trudna, a zwrotek, sam już nie wiem ile - bodaj kilkadziesiąt, bo przed każdą bitwą, a nawet potyczką dodawano nowe zwrotki. Mam więc trochę wątpliwości, chociaż tekst obowiązkowo powinni znać wszyscy, toż to przecież nieoficjalny hymn narodowy przez wiele stuleci. Drugą z kolei pieśń, "Hymn do miłości Ojczyzny", zaczynający się od słów "Święta miłości kochanej ojczyzny" już akceptuję. Łatwiejsza melodia. Ale znów "Pieśń Konfederatów Barskich", chociaż znam tę pieśń zaczynającą się od słów "Nigdy z królami nie będziem w aliansach" - mam wątpliwości. Następne: "Boże, coś Polskę", "Witaj, majowa jutrzenko", "Warszawiankę", "Rotę", "My, Pierwsza Brygada", hymn harcerski "Wszystko, co nasze, Polsce oddamy", "Morze, nasze morze", "Hymn Armii Krajowej", "Gdy Naród do boju wystąpił z orężem", "Jak długo na Wawelu" (bardziej pamiętamy początek "Jak długo w sercach naszych") czy najnowszą "Żeby Polska była Polską" każdy powinien znać obowiązkowo. Opuściłem tylko jedną: "Marsz Polonii" rzadko słuchany , jeszcze rzadziej śpiewany w kraju - ale znać powinniśmy. W końcu wiele milionów Polaków żyje za granicą i gdy tylko zjawią się w kraju, powinniśmy wspomóc ich w śpiewie, a nie rumienić się ze wstydu, że nie wiemy, co to za pieśń.
Na koniec przypomnę fakt, który wielu pewnie zdziwi, ale daję słowo - tak było! Przed II wojną światową członkostwo chóru czy kółka śpiewaczego było płatne i to nie mało. Nawet 5 zł miesięcznie (było to dość sporo!). Może ta opłata wpływała na to, że chóry cieszyły się taką popularnością, a co za tym idzie, przyczyniały się do rozśpiewania społeczeństwa. A w ogóle umiejętność śpiewu i znajomość pieśni była obowiązkiem, a uczestnictwo w kółku śpiewaczym - zaszczytem.
Marek Teschke
2004.10.27