OSTROŻNIE Z PRZYJAŹNIAMI

Sobota, 18 września

Huragan "Iwan" szaleje na Karaibach. Podobno najgroźniejszy w ostatnich dwudziestu latach. Pochłonął wiele ofiar, a straty materialne sięgają miliardów dolarów.

Z zupełnie innym tajfunem mamy do czynienia za naszą wschodnią granicą. I wcale nie nazywa się "Iwan", ale jakoś tak podobnie - też z rosyjska. Tym krajem zawsze targały zawieruchy społeczne. Przez cały wiek dwudziesty. Targały, targały - ale wynik tych działań zwykle był jednakowy - mówią, że Rosją nie da się inaczej rządzić: musi być batiuszka-car i jego wierni poddani, którzy gdzie indziej nazywają się społeczeństwem. Ustroje społeczne mogły się różnie nazywać - sądząc po nazwach - powinny mieć charakter demokratyczny. Czasami nawet takie cechy miały. Ale rychło wszystko wracało do normy. Na czele stawał przywódca, który wszystkie swoje działania podporządkował temu, by zasiąść na "tronie cara". Obecnie mamy do czynienia z podobnym procesem. Właśnie prezydent Putin ogłosił swój zamiar zakończenia tego okresu w rosyjskiej demokracji, gdy część stanowisk poza Moskwą była obsadzana w wolnych wyborach. Ale prezydent-karateka powiedział: "dość". Teraz sam "prezydent-car" będzie obsadzał stanowiska, bo tego wymaga bezpieczeństwo kraju i wszechświatowa walka z terroryzmem. Dodał też - dla uspokojenia swoich sojuszników - że terrorystów będzie zwalczał na całym świecie. No i dobrze. Co nam do tego? Ano dużo.

Każdy, kto zna trochę Rosjan, kto śledzi uważnie poczynania rosyjskiej administracji wie, że nie darzą nas, Polaków, zbytnią sympatią: restrykcje w handlu, "aresztowanie" samolotu - to tylko ostatnie przykłady "serdecznych" stosunków, jakie łączą nasze narody. To zresztą logiczne - Polacy pierwsi dali światu cynk, że Rosja żadnym mocarstwem nie jest, a jeżeli nawet, to na glinianych nogach. I jak tu takich lubić? Ot, Polaczki!

Jest jednak bardzo niepokojąca kwestia.

... Z pieca spadło

Dla Rosjan najgroźniejszymi terrorystami są Czeczeni (i inni nie-Rosjanie zamieszkujący Kaukaz). Tak się składa, że my Czeczenów lubimy. Może "lubienie" to przesada. Ale im współczujemy. Jak wszystkim narodom, które walczą o swoją wolność. Dlatego przyjmujemy Czeczenów we własnym kraju, dajemy im status uchodźców, a nawet azyl polityczny. A tu prezydent najpotężniejszego naszego sąsiada mówi, że będzie tępił terrorystów na całym świecie. Aż ciarki po plecach chodzą, gdy się pomyśli, że Rosjanie mogliby uznać "naszych" Czeczenów za groźnych dla całego świata bandytów... Brr...

Mówicie, że to niemożliwe, że to moje spekulacje i że atak Rosjan na "naszych" Czeczenów jest nieprawdopodobny. Nigdy nie mów nigdy. W ostatnich latach XX wieku wiele niemożliwych zdarzeń historycznych stało się faktem. I to za naszą przyczyną... Ale dość! Przestaję krakać, bo jeszcze coś wykraczę. W każdym razie... ostrożnie z przyjaźniami, zwłaszcza tymi, które nimi nigdy nie były i pewnie długo nie będą. Nie ma potrzeby drażnić prezydenta Rosji naszym poparciem dla jego wrogów. Ale też rzucać się mu w ramiona i wymieniać "niedźwiedzie" - to przesada.

Poniedziałek, 20 września

A teraz nieco dziegciu z weselszej beczki, a więc z rozrywki i to tej telewizyjnej.

Niedawno obejrzałem z przyjemnością audycję wspomnieniową z udziałem panów Jaślara i Laskowika. Audycja miała tak skomplikowaną nazwę, że wcale nie mam zamiaru jej zapamiętywać. Wystarczy, że w jej tytule występuje hasło "Tey". Radzę oglądać. To taka dobra i wesoła lekcja historii. Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz - w audycji rozrywkowej, kabarecie, filmie, sztuce teatralnej decydująca jest rola scenarzysty bądź autora. Bez Jaślara nie byłoby "Teya". A że trafił się jeszcze Laskowik, to otrzymaliśmy kabaret do kwadratu. Ceńmy autorów spektaklu i nie bierzmy przykładu z prezydenta Kwaśniewskiego, który wolał oglądać porażki naszych sportowców w Atenach, miast oddać hołd i ostatnią posługę poecie, który swoim geniuszem bije na głowę olbrzymią większość Polaków, a pana Kwaśniewskiego w szczególności.

Obyśmy w zdrowiu doczekali mądrych decyzji prezydentów Putina i Kwaśniewskiego.

Marek Teschke

2004.09.29