JAKIE CZASY, TAKIE OBYCZAJE
Piątek, 7 maja
Od czasu do czasu redaktor Halina Bielawska zamieszcza na łamach "Kurka" felietony pod wspólnym tytułem "O TEMPORA! O MORES!", co oznacza po polsku "O czasy! O obyczaje!". Słowa te wypowiedział Cyceron, rzymski mówca i filozof. Ma to znaczenie o tyle, że już przeszło dwa tysiące lat temu mądrzy ludzie dziwili się obyczajom panującym za ich czasów. Bielawska pewnie nadal się dziwi, ale o tym nie pisze, więc ją zastąpię, chociaż nie jestem pewny, czy moje poglądy podziela.
Nie uważam też siebie za kogoś, kogo można by chociaż w części porównać do starożytnego męża stanu i mówcy, a mimo to dziwię się. Mam do tego prawo. Dodam też, że nie będę pisał o polityce, bo w tym kotle już dosyć namieszałem. Będzie więc o obyczajach jako takich.
W czasie ostatniego długiego weekendu miałem okazję poznać piękną dziewczynę. Podobno jedną z dziesięciu najbardziej wziętych polskich modelek pozującą do licznych zdjęć na okładkach, a przede wszystkim produkującą się na wybiegach. Nie zdradzę jej nazwiska, ale dla uproszczenia nazwijmy ją Bubą. Otóż owa Buba budzi powszechny zachwyt swoją urodą. Na urodę tę składa się 186 cm wzrostu (jest więc wyższa ode mnie) i 56 kg wagi. Nie znam jej wymiarów w biuście, w pasie ani w biodrach, ale to nie ma najmniejszego znaczenia, bo określenie "w biuście" jak i "w biodrach" jest czysto symboliczne, gdyż zgodnie z obecną modą o żadnym biuście, a tym bardziej biodrach mowy być nie może. Buba była gościem sympatycznym i oszczędnym. Oszczędnym, bo w żaden sposób nie narażającym zawartości naszej domowej lodówki. Na śniadanie zjadała pęczek pietruszki (zostawiłem na zimę pietruszkę na grządce i teraz nać pięknie wybujała). Buba była nią zachwycona, bo dawno nie jadła pietruszki bez pestycydów. Pietruszkę popijała trzema czy czterema szklankami wody źródlanej z butelki. Na obiad wystarczył jej sok z dwóch grejpfrutów i parę pestek z jednego owocu granatu. (Plus trzy szklanki wody.) Kolacji nie jadła w ogóle, chociaż drugiego dnia wpuściłem ją do warzywnika, gdzie w kącie rośnie kilka kępek szczypioru. I wszystko byłoby dobrze, gdyby któregoś dnia w południe Buba nie nabrała ochoty na nadanie swojej skórze brzoskwiniowego koloru. Rozebrała się więc do granic przyzwoitości (chociaż tak naprawdę to nie miała czego przykrywać) i położyła się na leżaku. Był to widok, którego nikomu nie życzę: żywy eksponat na lekcje osteologii (osteologia - nauka o kościach). I pomyślałem sobie tylko jedno: komu zależy na tym, aby lansować taki typ urody? Kto wmawia kobietom, że ciągle są za grube, że powinny się odchudzać i w ogóle najlepiej, żeby chodziły całe dnie z kalkulatorami w ręku i bilansowały na bieżąco pochłaniane kalorie. I natychmiast przeniosłem się w marzeniach na Hawaje, a potem bliżej do Turcji, gdzie dziewczyny ważą te swoje przepisowe siedemdziesiąt kilogramów, a czasami nawet i więcej, i to się mężczyznom podoba. Podoba się mężczyznom i ich waga, i uśmiech na ustach, i brak zmartwień o nadmiar kalorii w jedzeniu. A komu zależy na lansowaniu urody top modelek o urodzie kija od szczotki, doprawdy nie wiem.
Niedziela, 9 maja
Oglądanie programów informacyjnych wiąże się nieodmiennie z absorpcją sporej dawki reklam. Obyczaje panujące w agencjach, które produkują te reklamy też są specyficzne. Ostatnio drażni mnie dziewczyna o urodzie wspomnianego wyżej "kija od szczotki", która w pięknej granatowej nocnej koszulce ogląda magazyn mody i oświadcza, że jak jej się coś podoba, to idzie do sklepu i to sobie kupuje. Zastanawiam się, co myśli przy oglądaniu tej reklamy zwyczajna młoda dziewczyna i co chciał przez tę reklamę uzyskać magazyn mody. Czy chodziło mu o to, aby wzbudzić w tych dziewczynach zazdrość, bo prawie żadnej z nich nie stać na to, aby postąpić tak jak zaleca reklama? A jeżeli tak, to dlaczego chce je psychicznie zdołować? Albo pokazy kulinarne w czasie audycji "Pytanie na śniadanie". Właśnie biegły w sztuce cukiernik demonstruje tort owocowy z całym asortymentem owoców. Koszt wyprodukowania tego niedużego tortu sięga mniej więcej tygodniowego budżetu przeciętnej rodziny (nie wspominając o rencistach, emerytach i im podobnych). Chyba te pokazy są robione na złość społeczeństwu.
Wtorek, 11 maja
Muszę zanotować sprawę o wiele ważniejszą niż powyższe wywody dotyczące obyczajów i wrócić do niej w najbliższym czasie. A rzecz dotyczy korzyści i zagrożeń wynikających z mieszania się zwyczajów i kultur różnych społeczeństw i ras. A zastanowienie się nad tym problemem sugeruję moim czytelnikom jako "zadanie domowe". O co mi konkretnie chodzi? Wyjaśnię na przykładzie: Otóż religia islamska, a co za tym idzie kultura arabska, dopuszcza bigamię (chyba obecnie wolno mieć cztery żony): czy powinniśmy bezkrytycznie przyjąć ten obyczaj także w naszej kulturze? Albo wzorując się na pełnych temperamentu południowcach organizować w Łodzi "love parade" przypominającą karnawał w Rio de Janeiro? I odwrotnie, czy będąc narodem katolickim wypada nam darować parlamentowi europejskiemu krzyże i domagać się powieszenia ich na sali obrad, gdy w tym samym obiekcie mamy do dyspozycji wiele kaplic różnych wyznań?
I pytanie z obyczajów politycznych (chociaż obiecałem, że go nie będzie): Czy to objaw miłości czy nienawiści do społeczeństwa utrzymywanie się "na siłę" przy władzy mimo 4% poparcia tegoż społeczeństwa?
Warto nad tym się zastanowić.
Obyśmy w dobrym zdrowiu doczekali czasów, gdy miłość okaże się ważniejsza.
Marek Teschke
2004.05.12