Nadzieja
Niedziela, 14 grudnia, rano
Dwadzieścia kilka lat temu, w niedzielę rano (13 grudnia) wystąpił w TV Generał w ciemnych okularach mafiosa i ogłosił "stan wojenny". Dla wielu z nas zawalił się świat, a nadzieja na normalność odpłynęła daleko, poza nasze życie. Na ulicach wojsko, prezenterzy telewizyjni w mundurach, zaprzyjaźniony dozorca mówi o aresztowaniu znajomego z sąsiedniego bloku. Może przyjdą też po mnie? Trzeba czekać. W poniedziałek w pracy pewnie coś się wyjaśni. Rzeczywiście, przyszli po kilkoro z nas. Ale otrzymaliśmy pomoc z najmniej oczekiwanej strony: dyrektor, sprytny facet, przez sekretarkę zawiadomił, czego możemy się spodziewać i wzięliśmy nogi za pas. Dowiedzieliśmy się nazajutrz, że wystawił nam dobre opinie i możemy spokojnie wracać do pracy. Aresztowanie nas ominęło. W ciągu zaledwie dwudziestu kilku godzin nadzieję nam zabrano, a potem oddano w postaci zwykłej ludzkiej solidarności. Mocno byliśmy przy tym zaskoczeni, bo o naszym dyrektorze mówiono, iż karierę zrobił dlatego, że był zięciem sekretarza KC.
Niedziela, 14 grudnia, w południe
Fiasko w Brukseli. Nie doszło do podpisania porozumienia w sprawie nowej konstytucji. Uparła się Polska i Hiszpania. No i dobrze. Na podpisanie się pod nową konstytucją jest jeszcze dużo czasu. Premier mówi o naszym sukcesie. Takie sukcesy wychodzą zazwyczaj bokiem, ale może się mylę? Sukcesem zazwyczaj nazywam zgodę między ludźmi, ale może między rządami bywa inaczej? Co nie znaczy, że rząd to nie ludzie. Chociaż trochę jakby inni, bo to przecież politycy. A znam takich, których trudno mi zaliczyć do tego samego gatunku co ja. Są niby człekopodobni, a jednak nie mówią ludzkim językiem. Jakiś taki obcy mi podgatunek. Czy można mieć nadzieję, że oni uporządkują nasz kraj i doprowadzą do bram ogrodu nieskażonego wirusem komunizmu? I czy my w tym innym świecie będziemy umieli się poruszać, czy raczej zachowamy się jak słoń w składzie porcelany. A jednak mimo wszystko należy mieć nadzieję.
Niedziela, 14 grudnia, wieczorem
Dotarła do mnie wiadomość o ujęciu Saddama Husajna. Mam nadzieję, że to rzeczywiście on. Podobno miał dwunastu sobowtórów, więc to może być jeden z nich. Dlatego należy zaczekać na wyniki badań genetycznych. Dopiero wówczas będzie można z całą pewnością powiedzieć, że to on. Ujęcie tego zabójcy daje nadzieję na rychłe zakończenie naszej polskiej ekspedycji antyterrorystycznej do Iraku. Tak niektórzy twierdzą. Ale w tym miejscu muszę przywołać jedno z najpaskudniejszych przysłów, jakie znam: "nadzieja matką głupich". Z czego to wnioskuję? Wystarczy poobserwować zamieszki uliczne i wystąpienia Arabów popierających byłego dyktatora. Ale także ulice w Autonomii Palestyńskiej czy gdziekolwiek indziej na świecie, gdzie dotychczas do podobnych wystąpień dochodziło. Mamy do czynienia z ludźmi, których postępowaniem kieruje nienawiść. To uczucie łatwo w człowieku podsycić. Także w każdym z nas. Dlatego moja nadzieja na wygaśnięcie konfliktów, na zaprowadzenie demokratycznych praw i obyczajów jest minimalna, prawie żadna.
Wtorek, 16 grudnia
Grudzień obfituje we wspomnienia. Dzisiejsza data także rodzi nie najlepsze wspomnienia. Grudzień 70 roku na Wybrzeżu. Co najmniej 44 zabitych wśród upominających się o godziwe życie, o cofnięcie podwyżek na podstawowe artykuły żywnościowe. Jeszcze nie walka o wolność, ale o możliwość przeżycia, o trwanie. Potem w 81 roku śmierć 9 górników, którzy zaprotestowali przeciwko aresztowaniu swojego przewodniczącego "Solidarności". Kto w tym czasie czytał gazety wie i pamięta, ile bzdur nawypisywano na ten temat. Dotychczas nikt nie poniósł odpowiedzialności za te zbrodnie. Więcej, prokuratorzy (reprezentujący, jak wiadomo, społeczeństwo) robili wszystko, aby sprawców nie wykryć. Nie jestem też pewny czy obecni przedstawiciele trzeciej władzy, czyli sądownictwa, robią wszystko, aby do wykrycia sprawców doszło i zostali oni za swe czyny ukarani? A może chociaż istnieje nadzieja, że nasze sądownictwo w najbliższej przyszłości się zmieni? Że nie Lew Rywin będzie dyktował sądowi warunki, na jakich chce odpowiadać, a warunki te podyktuje sąd, a kara za popełnione przewinienia będzie sprawiedliwa. Nie może być bowiem tak, że kara za próbę wyłudzenia 17,5 miliona jest taka sama jak za kradzież roweru. A to, niestety, często się zdarza. Czy można mieć nadzieję na prawdziwą niezawisłość sprawiedliwego sądu?
* * *
Smutny ten przedświąteczny grudzień, ale przecież nie do końca. Może w historii naszego narodu brakowało nadziei realnej, bo goniliśmy za złudą, za fantasmagorią? Prawdziwa bowiem nadzieja, przynajmniej dla części Polaków, dla chrześcijan, leży w sferze duchowej i wiąże się ze Świętami Bożego Narodzenia. To właśnie narodzenie Chrystusa dało chrześcijanom prawdziwą nadzieję: na zbawienie po śmierci i miłość między ludźmi za życia na ziemi. Czy trzeba coś więcej?
Korzystam więc z tej świątecznej okazji, aby złożyć moim Czytelnikom życzenia na Boże Narodziny i na Nowy Rok: nie traćmy nadziei i wystrzegajmy się nienawiści. Będzie nam lżej.
Marek Teschke
2003.12.24