Odpowiedzią na pytania kolejnych pokoleń szczycieńskich, dotyczące tego kim jesteśmy i skąd przybyliśmy są między innymi losy Kresowiaków, którzy na ziemi mazurskiej rozpoczęli budowanie od nowa swojej małej ojczyzny. Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Wileńsko - Nowogródzkiej, zgodnie z łacińską maksymą Littera scripta manet (słowo zapisane pozostaje), podjęło trud opracowania i wydania drukiem „Kresowego Słownika Biograficznego” zawierającego noty o mieszkańcach Szczytna i powiatu przybyłych na mazurską ziemię z szeroko rozumianych Kresów Wschodnich II Rzeczpospolitej w okresie pierwszych dwudziestu pionierskich lat, tj. od roku 1945 do roku 1965. W miarę postępu prac słownikowych będziemy przedstawiać wybrane biogramy Kresowiaków. Dziś prezentujemy losy pani Jadwigi Borodziuk.
PRZYSTANEK SZCZYTNO
Pani Jadwiga przybyła do Szczytna w 1955 r. z Saralińskawo Rejona na Syberii. Prawie wszystkie lata pracy poświęciła mrówczym zajęciom księgowej w szczycieńskim przedsiębiorstwie melioracyjnym, skąd odeszła na emeryturę w dziewiętnastym dniu stanu wojennego. Oprócz zaszczytnego awansu w 2006 r. na stopień porucznika WP, „dorobiła się” zaliczenia do pierwszej grupy inwalidzkiej. W 1958 roku zza wschodniej granicy z rodzinnych Olekszyc, leżących ledwie 70 km od Białegostoku, ostatnim transportem repatriacyjnym przyjechali schorowani rodzice z najmłodszym bratem. Dziewięć lat opieki i wspólnego mieszkania zakończyła śmierć obojga rodziców w 1967 r.
Przed przyjazdem pani Jadwigi do Szczytna osiedlili się w nim jej bracia, również „łagiernicy”. Edward pracował w Rejonie Dróg Publicznych, Mieczysław wrócił z łagru w Workucie z gruźlicą kręgosłupa. Władysław, który długie lata kierował warsztatami szkolnymi trafił do Szczytna przez „zieloną” granicę ścigany przez NKWD. Dziś już wszyscy nie żyją. Pani Jadwiga mieszka sama w małym mieszkanku w starym zakładowym bloku. Odwiedzają ją czasem najmłodsi z rodu Borodziuków, a wśród nich jej ukochany bratanek Leszek.
PRZEDWCZESNA DOROSŁOŚĆ
Gdy wybuchła wojna, Jadzia liczyła czternaście lat. Szybko dorastała. Będąc szesnastolatką składa przysięgę żołnierza Armii Krajowej. Przyjmuje pseudonim bohaterskiej „Grażyny” Adama Mickiewicza. Razem ze starszymi braćmi do końca wojny uczestniczy w ruchu oporu.
Jest łączniczką - przenosi wojskowe rozkazy i informacje, przeprowadza „spalonych” do bezpiecznych miejsc, wystawia „czujki” w czasie zebrań, przygotowuje kryjówki dla ludzi i broni. Zbliża się wschodni front. Za Armią Czerwoną wkracza NKWD. Rozpoczyna się fala aresztowań. Dwudziestoletnia Jadzia razem z braćmi trafia do powiatowego więzienia w Wołkowysku a następnie do Grodna. Wśród aresztowanych dziewcząt poznaje Basię, córkę pisarza Stanisława Cata-Mackiewicza. Bestialskie śledztwo kończy się wyrokiem 10 lat łagru i 5 lat pozbawienia praw obywatelskich. W grudniu 1945 roku zaczyna katorżniczą wędrówkę przez Orszę do łagru w Mołotowsku - Siewierodwińsku nad Morzem Białym.
POCIĄG NA SYBIR
Praca w łagrze trwa od świtu do nocy przy budowie stoczniowych budynków. Zapłatą jest dzienna racja żywnościowa - 400 gram chleba, 1 herbatnia łyżeczka cukru, 1 naparstek oleju do porannej i wieczornej porcji kaszy i 1 miska zupy na foczym mięsie. Mnożą się coraz liczniejsze zgony. Zmarłych żegnają tylko zorze polarne rozświetlające białe noce. Nikt z współtowarzyszy niedoli nie ma prawa odprowadzenia ich do nieznanego miejsca spoczynku.
Rok 1948, wrzesień - wielka radość w obozie. Polacy z męskiego łagru wracają do Polski! Wśród nich są dwaj bracia pani Jadwigi. W listopadzie kolej na obóz żeński. Wydają suchy prowiant - rośnie nadzieja wolności. Rusza długi pociąg oszronionych, towarowych wagonów. Rytmiczny stukot stalowych kół bezbłędnie wskazuje wytężonym uszom kierunek podróży. Zbliżają się … bezkresy Syberii.
WIELKA RODZINA
Koszmarna podróż kończy się w Irkuckoj Obłasti w specjalnym obozie Ozierłag. Na powitanie otrzymują numery wypisane tuszem na białym płótnie, do przyszycia nad lewym kolanem i na plecach. Nr pani Jadwigi f-372 widnieje również na pokwitowaniu 50 rubli zarekwirowanych na … Rozwój Gospodarki ZSRR. 30-osobowa grupa Polek w ogromnym dwutysięcznym obozie bardzo szybko staje się jedną wspierającą się rodziną.
- Zmartwienie jednej z nas było zmartwieniem wszystkich - wspomina pani Jadwiga. Mimo morderczej pracy przy budowie kolei lub przy wycince drzew w tajdze potrafiły jeszcze zaopiekować się biednym krukiem ze złamanym skrzydłem, wędrującym między obozowymi barakami.
- Żałowałyśmy go wszystkie, gdy zginął pod nogami tłumu biegnącego do roznosiciela listów - mówi pani Jadwiga. Prawo korespondencji było ograniczone tylko do dwóch listów w ciągu całego roku.
W KOPALNI ZŁOTA
Zbliża się koniec wyroku. Na początku lutego 1955 roku zamiast do Polski, kolejna podróż w głąb syberyjskiej tajgi do Krasnojarskowo Kraju w Saralinski Rejon. Wolność bez prawa powrotu do ojczyzny. Pani Jadwiga trafia do kopalni złota, której eksploatację dawno temu zakończyli dzierżawiący ją Amerykanie ze względu na koszty wydobycia przekraczające wartość uzyskiwanego kruszcu. Władzy radzieckiej opłaca się ponowne uruchomienie kopalni, bo przecież praca niewolników nic nie kosztuje. Wydobywany wiertniczymi maszynami urobek połyskuje gdzieniegdzie złocistymi żyłkami. Dalsza jego obróbka odbywa się już bez udziału skazańców.
POWRÓT
Wczesnym porankiem 14 listopada 1955 r., gromadkę Polaków w kopalnianym hotelu robotniczym obudziło głośne tupanie w korytarzu. Zaczęło się wyczytywanie nazwisk z wezwaniem do stawienia się w biurze kopalni. Ożyła nadzieja wyjazdu do Polski. Wyczytani biegną do biura, nie zwracając uwagi na zaspy śniegu sięgające wyżej pasa. Radość miesza się z żalem rozstania z koleżankami. Wśród nich Grażyna Lipińska skazana na 25 lat. Po latach, podczas stanu wojennego pani Jadwiga usłyszała o sobie i o Grażynie, słuchając Radia Wolna Europa. Lektor czytał przemycone na Zachód wspomnienia obozowe Grażyny Lipińskiej. Po raz pierwszy od dziesięciu lat pani Jadwiga wsiada do polskiego Pullmana z osobowymi przedziałami. Spod Krasnojarska rusza pociąg do Polski. Przed nią upragnione spotkanie z braćmi, za nią zostaje bezkresna Syberia i cała utracona młodość. Do dziś słyszy płaczące dzień i noc w obozowych barakach koleżanki, wywiezione z rodzinnych wsi.
Zrozpaczone młode mężatki oderwane od malutkich dzieci 25-letnimi wyrokami. 1 grudnia 1955 r. po dwutygodniowej podróży pociąg zatrzymuje się na polskiej granicy. Zesłańcy witają Polskę, na kolanach całują Ojczystą Ziemię. Podróż kończy się w Nowym Sączu. Łagiernicy po zakwaterowaniu pierwsze kroki kierują do najbliższego kościoła. Płyną łzy i dziękczynne modlitwy przerywane łkaniem. Przed panią Jadwigą coraz bliższe spotkanie z braćmi w Szczytnie.
Paweł Bielinowicz