Znamy różne odmiany klasyfikowania mieszkańców naszej planety. Jedne niezwykle poważne, inne żartobliwe. Do tych drugich należą wymienione w tytule określenia. W zasadzie dotyczą one społeczności europejskiej, jako że nie wymieniłem zjadaczy ryżu, ale to jest niemal połowa ludności ziemi i wynika z geograficzno - klimatycznej konieczności, a nie upodobań. Zatem dzisiaj proponuję kilka mniej lub bardziej zabawnych opowiastek na wesoło. O tym, czym różnią się wymienione grupy smakoszy.
Zacznę od bardzo dawnego, polskiego określenie Francuza. Żabojad. To jest dość ciekawe. Na całym niemal świecie ceni się tak zwane owoce morza, czyli wszelkiego rodzaju krewetki, ośmiorniczki no i małże. Przeróżne. Od luksusowych ostryg, po popularne omułki, czyli mule. W każdym kraju mającym dostęp do morza lub oceanu uważa się je za przysmaki. Francuzi także rozsmakowują się w frutti di mare, ale oni swoje zamiłowanie poszerzyli także o stworzenia lądowe. To jest ślimaki winniczki, a także żaby, a konkretnie żabie udka. Te dania jakoś nie przyjęły się w wielkim świecie. Owszem, udka można kupić także i w Polsce, ale nabywców mało. Co do winniczków, to Polska eksportuje je do Francji, bo u nas i tak nikt tego nie jada. Co do mnie, to przyznam, że ślimaki z czosnkowym masełkiem lubię, ale co do żabich udek, to nie znajduję w nich nic szczególnego smacznego.
Teraz trochę o makaroniarzach, czyli Włochach. Kult makaronu osiągnął u nich poziom niemal mistyczny. Przytoczę kilka przykładów. Przede wszystkim zacznę od tego, że dla nas ważne są wprawdzie kształty i wielkość makaronu, natomiast smakowo, to te różne produkty nijak nie różnią się. Tymczasem włoskie, dobre marki różnią się nie tylko wyglądem. Niemal każda forma smakuje nieco inaczej. Trochę te makarony poznałem, bowiem niektóre, oryginalne marki można kupić w szczycieńskim Carrefourze. Moje dwa ulubione gatunki to pappadrelle oraz strozzapreti. Szczególnie pappadrelle. Są to dość długie wstążki, szerokości około 2,5 cm. Mają bardzo wykwintny, inny od innych, smak. Ale główną zaletą owego makaronu jest jego powierzchnia. Otóż wstęgi ciasta nie są gładkie, tylko spreparowane na szorstko. Dzięki temu dodany sos nie spływa po nich. Trzyma się mocno. Włosi dodają ten makaron do potraw eleganckich. Takich jak łosoś, czy szparagi, że nie wspomnę już o truflach. Co do drugiego z makaronów, czyli toskańskiego strozzapreti, zacznę od anegdoty. Nazwa pochodzi od dwóch włoskich słów - strozzare (dusić) i prete (ksiądz). Legenda głosi, że niegdyś jeden z toskańskich księży tak zachłannie pożerał owo danie, że aż udusił się. Strozapretti wyrabiany jest w Toskanii od wieków. Zawsze ręcznie. Do dzisiaj. Ma on formę dość cienkich, spiralnych rurek o długości zapałki, a grubości zapałek czterech. Makaroniarska oferta Włochów jest ogromna. Wszystkiego nie da się poznać. Zatem zostawię makaroniarzy i zajmę się, bliższym nam, pożeraczami ziemniaków, czyli kartofli.
Chyba najpierw trochę o Niemcach.