ZAKAZ
Na skraju miasta, tuż przy jego granicy ze wsią Kamionek stoi sobie znak - foto 1. Jest to znak odwołujący wcześniej obowiązujący zakaz.
- Ha, tylko jaki zakaz? - zwrócił mi uwagę jeden z mieszkańców Kamionka. Wcześniej bowiem na drodze tej obowiązuje tak zakaz parkowania, jak i rozwijania prędkości większej niż 40 km/godz.
Czyli co, kierowca miałby wybór taki: albo nie będzie przekraczał czterdziestki i wtedy wolno będzie mu zaparkować wóz w dowolnym miejscu, albo też nigdzie nie zaparkuje i wówczas może pędzić dowolnie szybko (ile koni pod maską)? Ot i zagwozdka.
No, jednak nie całkiem, bo znak ów - czarna poprzeczka na białym okrągłym tle znosi nie tyle wcześniejszy zakaz, co także zakazy. Tyle, że stoi on zaraz za skrzyżowaniem (z drogą do hurtowni), więc jego obecność w tym miejscu jest w zasadzie zbędna (skrzyżowania wszelkie znaki odwołują). To jednak nie wszystko, co może nas w znaku zadziwić, bo jeszcze jest i inna niespodzianka czyli...
...METAMORFOZA
której znak ulega z nadejściem zmroku. Muszę się przyznać, iż przejeżdżałem i przejeżdżam trasę Szczytno - Kamionek często, tak w dzień, jaki i po zmierzchu, ale wcześniej nic szczególnego w znaku nie dostrzegłem. Dopiero, kiedy z racji pisania notatki zacząłem uważnie się mu przyglądać, odkryłem zadziwiające zjawisko - tytułową nocną metamorfozę. Wystarczy, że tarczę znaku oświetlą samochodowe reflektory i wszystko staje się jasne - nagle zalśni na niej wielka liczba "40", sporządzona z odblaskowej folii. Ta była niegdyś koloru szarego, ale wypłowiała na słońcu stając się białą, jak tło, zatem sporządzone z niej cyferki są zupełnie niewidoczne w dzień. Teraz tylko nocni Markowie mogą dowiedzieć się, że w tym akurat przypadku chodzi o znak odwołujący ograniczenie prędkości - fot. 2.
BRAMA DONIKĄD
Inne dziwadełko z rodzaju nonsensownych zauważyłem przy ul. Leyka. Tam, gdzie ulica ta krzyżuje się z bagienną ścieżką, teraz już pięknie wybrukowaną, stoi coś na kształt bramy - fot. 3. Ale ów architektoniczny twór tkwi tam sobie a muzom, nie stanowiąc, jakby można było się spodziewać wrót do ścieżki, bo ta przechodzi obok, jakieś dwa metry dalej.
Cóż miałoby to zatem oznaczać - trudno pojąć. No, nie całkiem trudno - jest to wynik, jak mi się zdaje, czyjegoś lenistwa. Komuś nie chciało się wyburzyć bramy, która stoi tam od niepamiętnych czasów. Po posesji, do której prowadziła, zostały już obecnie tylko trzy, może cztery fundamentowe kamienie.
UWAGA - STOP!
Jadąc dalej w głąb ul. Leyka, w kierunku skrzyżowania ze światłami natrafiamy na inną dziwaczną okoliczność, tyle że będzie to teraz zagadkowa sytuacja drogowa. Przed oczyma kierowcy pojawia się bowiem przydrożny podwójny znak - uwaga skrzyżowanie ze światłami oraz zakaz zatrzymywania się i postoju, a nad nimi... zwieszający się znak stop - fot. 4.
Co to ma znaczyć - zapytałby niejeden kierowca, taka konfiguracja, w takim miejscu? Ano ustrojstwo, które zwiesza się ze ściany budynku, to nie żaden drogowy znak, a szyld ośrodka szkoleniowego dla kierowców o nazwie "STOP"!
Należałoby zatem spytać czy tak ulokowana tablica i z takim obrazkiem jest tu na miejscu. Czy aby nie lekka to przesada, która może mylić kierowców?
DRZEWO SANDAŁOWE
Jeszcze inne dziwadełko odkryłem na terenie jednej ze szczycieńskich... szkół. Na trop naprowadziła mnie pewna urocza Czytelniczka "Kurka", która ścieżką poprzez pobliski park odprowadza swoją siostrzenicę (uczącą się w tej szkole) do domu.
Z daleka, jak to z daleka, wszystko wygląda w porządku - fot. 5.
Na skraju szkolnego boiska rośnie szpaler drzew, a pośród nich, jedno, to najbliższe, szczególnie pięknie mieni się jesienną paletą kolorów, że szkoda, iż zdjęcie nie jest barwne.
Gdy jednak podejdziemy bliżej, okaże się, iż owa naturalna harmonia październikowych odcieni jest tutaj zachwiana. W koronę drzewa wkradają się barwy obce - na gałęziach wiszą bowiem, jak owoce, dziecięce buty, najrozmaitszego kształtu, rodzaju i wielkości. A głównie obuwie sportowe, spacerowe i letnie sandały - fot. 6!
Na fotografii co prawda widzimy głównie podeszwy adidasów, ale to dlatego, że zdjęcie robiłem z poziomu boiska, gdyż wdrapać się na gruby pień nie zdołałem. Zapewniam jednak, że na gałęziach wisi tego mnóstwo i o rozmaitych fasonach. Par naliczyłem ponad dwadzieścia! A i to nie jestem pewny, czy dostrzegłem wszystkie, bo choć to już październik gałęzie drzewa okrywa gęste listowie.
GIGANTYCZNA PIECZARKA
Pani Dorota Gruszka, zapalona rowerzystka, na dalsze lub bliższe wypady w teren wybiera się przeważnie z drużyną "Kręciołów". Ostatnim razem było jednak inaczej. W minioną sobotę na "niewielki" wypad, bo - jak sama mówi - cóż to jest te 40 km (do Wielbarka i z powrotem) wybrała się tylko z koleżanką. W drodze, w okolicach Sasku, bo trasa wycieczki przebiegała nie główną szosą prowadzącą na Warszawę, a leśnymi duktami, na skróty, pani Dorota i jej współtowarzyszka natrafiły na dwa białe grzyby. Rosły one na przydrożnej łące i już z daleka wyglądały niezwyczajnie, bo ogromnie. Obie panie nie darowały zatem okazji i zsiadły z rowerów, aby przyjrzeć się okazom z bliska. Wszelkie znamiona - zapach, kolor wskazywały na to, iż są to pieczarki polne, nazywane też pieczarkami prawdziwymi bądź szlachetnymi (piekarka, piekara, szampion) tyle że monstrualnych rozmiarów. Jedną, pani Dorota przywiozła do redakcji, stąd zdjęcie - fot. 7.
Na moje pytanie czy nie zamierza usmażyć z grzyba kotletów (byłaby ich niemała ilość) odpowiedziała, iż okaz wygląda na nadto sędziwy, więc lepiej kulinarnej przygody z nim nie nawiązywać.
2003.10.15