Miniony weekend przyniósł nam wspaniałą, letnią pogodę, więc mazurskie lasy i brzegi wód znowu wypełniły się turystami i miejscowymi. Jedni szukali wytchnienia oraz relaksu (nad rzeczkami i jeziorami), inni grzybów (w borach i lasach). I kolejny raz goszcząc na łonie natury odcisnęli na niej swoje niepokojące piętno, pozostawiając zdewastowane środowisko i góry, góry śmieci.

Zagłada naszej przyrody

Do nikogo nie przemawiają tabliczki tu i tam rozwieszane przez leśników na terenach zalesionych, a apelujące po prostu o przyzwoite (i nic ponadto) zachowanie na łonie natury. Albo naród jest niepiśmienny, albo całkowicie obojętny na losy ciągle jeszcze mało skażonej mazurskiej przyrody. Owi "miłośnicy" wypoczynku pośród natury, zdziwią się dopiero wówczas i wyciągną wnioski, kiedy będzie już za późno. Za lat kilka (dwa, może trzy) gdy zjawiwszy się w leśnych lub nadjeziornych ostępach nie będą mogli dać kroku, bo wszędzie drogę zastąpią im góry śmieci.

By nie zadeptać i nie utopić w śmieciach

Na skraju Puszczy Nidzickiej, niedaleko rezerwatu "Galwica" leży niewielkie, ale o czystych wodach jezioro Głęboczek (gm. Wielbark). Nad jeziorem rozlokowało się m.in. pole biwakowe, które od Nadleśnictwa Wielbark dzierżawi Mirosław Tański. Pole jest ogrodzone, a wstęp płatny - 2 zł. Zapaleni wędkarze, tu ciekawostka, mogą wejść na ów teren za darmo. Ale i tak zbulwersowało to niejednego turystę. No, bo jak to - płacić 2 zł tylko po to, by dostać się nad jezioro, którego wody są dobrem ogólnodostępnym?

Wskutek takich protestów dzierżawca musiał w ogrodzeniu wykonać furtkę (tuż nad brzegiem), aby turyści, zgodnie z obowiązującymi przepisami, mogli swobodnie spacerować nad wodami Głęboczka.

Warto tu jednak zauważyć istotną różnicę w wyglądzie terenu leżącego w obrębie pola biwakowego i poza nim.

Na terenie ogrodzonym panuje ład i porządek, zaś tuż za płotem walają się najprzeróżniejsze odpady. Za polem biwakowym, ale na wolnym terenie, gdzie rozciąga się niewielka dzika plaża, dostępu do wód bronią kupy śmieci (plastikowe butelki i góry opakowań po prowiancie). Leży tu nawet drogowy, niemały znak - "uwaga teren zabudowany", przytachany przez "amatorów" wypoczynku na łonie natury, zapewne z nieodległej Rekownicy!

I tak jest wszędzie nad brzegami Głęboczka, gdzie teren jest ogólnodostępny (nieogrodzony, pozbawiony ręki administratora). Gdy dodamy do tego, iż identycznie prezentują się ogólnodostępne brzegi innych naszych jezior - Sasku Wielkiego, Małego, Świętajna, Kulki itp., itd. - ręce i nogi opadają.

- Jedynym lekarstwem na tego rodzaju zachowania (niszczenie środowiska - przyp. redakcji) jest grodzenie terenów rekreacyjnych - twierdzi Mirosław Tański. - Na moim polu biwakowym nieczystości uprzątane są bez zwłoki, a gdy jakiś turysta zapomni się i zaczyna dokazywać (hałasować, brudzić, łamać gałązki drzew) zaraz zostaje zwrócona mu uwaga. Zapędy do dewastacji przyrody i śmiecenia można łatwo zahamować, gdy turyści są pod kontrolą, gdy dany teren ma swojego gospodarza. Zupełnie za darmo zrobić tego jednak nie można - stąd owa drobna opłata - 2 zł za wstęp na administrowane przeze mnie pole.

Trudno nie zgodzić się z taką opinią porównując na własne oczy to, jak wygląda zagospodarowane pole biwakowe, z tym, co dzieje się poza jego obrębem. I choć wedle prawa nie wolno grodzić jakiejkolwiek działki przyległej do wód (rzeczki, jeziora) do samej linii brzegowej, to wydaje się, iż jeżeli chcemy uratować mazurską przyrodę - wyjścia innego nie ma. Trzeba by zmienić prawo, albo zachowania ludzkie - ale to ostanie jest nadzwyczaj trudne.

Marek J. Plitt

2003.09.10