Jednym ze skutków trwającej wciąż epidemii koronawirusa jest ograniczanie okazji do gromadzenia się większej liczbie ludzi – zwłaszcza w pomieszczeniach.

Zakaz zgromadzeńNa ulicach do minionego weekendu nie było jednak jakichś apokaliptycznych pustek. Wręcz przeciwnie, na chodnikach w niektórych miejscach porobiły się kolejki prawie jak za PRL-u. To tam, gdzie właściciele sklepów czy innych placówek ograniczyli do np. pięciu liczbę osób wpuszczanych do środka. Pod jednym ze szczycieńskich urzędów pocztowych wyglądało to jak na fot. 1. Podobne obrazki można regularnie zobaczyć przed sąsiednią apteką (fot 2.) Są nawet sklepy, które pozwalają na przebywanie w środku tylko jednemu klientowi… W większych marketach aż takich obostrzeń nie było, ale i tam poczyniono pewne kroki. Pod kasami trzeba stać gęsiego w odstępie 1 – 1,5 m, co podpowiadają naklejone w ostatnim czasie taśmy (fot. 3). Gapciów przyzwyczajonych do tego, by aż tak kolejki nie rozciągać, strofują kasjerki – część z nich ma zadatki na np. policjantów, a służbę w wojsku ww. panie mogłyby spokojnie zaczynać od stopnia kaprala.

Z głośników rozlegają się komunikaty, by do sklepów nie przychodzić całymi rodzinami – dla niektórych do niedawna było to rytuałem. Część podjętych przez handlowców działań może nie podobać się ekologom. Oto np. w jednym z największych marketów w Szczytnie wypiekane na miejscu bułki są od razu zawijane w krytykowaną przez wielu folię, by ograniczyć ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa (fot. 4). Cel uświęca środki…

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.