Jest na osiedlu Kochanowskiego niezbyt długa ulica Buczka. Najstarsi mieszkańcy żyją tu od około 40 lat, no i od tego czasu niewiele się wokół zmieniło. Pierwsi osiedleńcy byli z Lipowca. Tam mieszkali przy asfaltowej szosie, więc mocno zdziwili się, że tutaj, choć to miasto, ulica ma nawierzchnię gruntową. Państwo Sochaczewscy opowiadają, że kiedy sprowadzili się do Szczytna, ich półtoraroczny synek, biegając po ulicy, nagle wpadł do głębokiej koleiny wyżłobionej przez koła ciężarówek i nie mógł się potem z niej wydostać o własnych siłach. Teraz jest on już 30-letnim mężczyzną, ale ulica, choć upłynął taki szmat czasu, jak była nieutwardzona, tak i pozostała nadal. Nieco nadziei na poprawę sytuacji mieli mieszkańcy ulicy w 2000 roku, kiedy to powstały chodniki - fot. 1. UM zakupił i dostarczył na miejsce płytki, a resztę, czyli ich ułożenie wykonali sami mieszkańcy. Sądzili, że na tym się nie skończy, że wkrótce zostanie wyłożony asfaltowy dywanik, ale niestety, nic z tego. Zamiast asfaltu otrzymali z UM pisemną propozycję zmiany patrona ulicy, bo ktoś tam w radzie miejskiej odkrył, że Marian Buczek był komunistą. Zdenerwowało to mieszkańców, którzy odpowiedzieli, że nie pragną wcale nowego patrona, a chcieliby nową, utwardzoną nawierzchnię. Odpowiedzi jakoś nie doczekali się do dziś. - Jeśli jest sucho idzie jeszcze wytrzymać, ale jak pada dzieją się okropne rzeczy - skarży się Piotr Morka.
Mówi „Kurkowi”, że podczas ostatnich opadów, woda spływająca w kierunku ul. Długiej wyżłobiła tuż pod bramą wiodącą na jego posesję dziurę głęboką na pół metra. Przez kilka dni nie mógł z tego powodu wyjechać na ulicę swoim autem. Są jednak tu i takie miejsca, gdzie woda nie ma gdzie odpływać i tworzy wielkie rozlewiska, więc mieszkańcy przyległych posesji kopią rozmaite odpływowe rowki, zamieniając się w meliorantów. Ostatnio pojawiła się na ulicy równiarka i dlatego gruntowa nawierzchnia wygląda jako tako, ale na tym działania miasta się kończą. Jak żalą się mieszkańcy, żadnego zainteresowania opisywanymi wyżej problemami nie wykazuje radny z tego rejonu, więc całą nadzieję pokładają w „Kurku”. Cóż, jak dowiadujemy się w Urzędzie Miejskim, w pierwszej kolejności asfalt czy inną trwałą nawierzchnię otrzymują ulice o dużym natężeniu ruchu, zaś ul. Buczka jest peryferyjna, no i dlatego to tak.
OSTRA PODCINKA
Na początku sierpnia pisaliśmy o żywopłotach ozdabiających ul. Chrobrego i Skłodowskiej. Niestety, nie przycinane, rozrosły się one nadmiernie, ograniczając widoczność kierowcom, co uznaliśmy za dość niebezpieczną sprawę. I co? Otóż całkiem niedawno zostały one przystrzyżone i byłoby wszystko w porządku, gdyby nie głosy pewnych malkontentów, którzy zwrócili nam uwagę, że w przypadku ul. Chrobrego wykonano zbyt ostrą przycinkę - fot. 2.
- Teraz, nie dość, że brzydko to wygląda, to zapewne rośliny potraktowane tak ostro już nie odrosną – martwi się pani Hanna, nasza stała czytelniczka. Jak nas zapewniono w Urzędzie Miejskim, nic złego się nie stało.
Żywopłot ma bowiem to do siebie, że można go bardzo głęboko podcinać, a mimo to urośnie ponownie. - Podobnie nisko podstrzyżony był już dość dawno temu żywopłot na ul. Solidarności - mówi Krystyna Lis z UM i dodaje, że obecnie wygląda on bardzo dobrze. Cóż, sprawdziliśmy i rzeczywiście, ta zielona ozdoba prezentuje się całkiem elegancko - fot. 3.
Przy okazji zauważyliśmy, że w ogóle w tej okolicy Szczytna dba się o rośliny. Między osiedlowymi marketami spożywczymi rozciąga się coś w rodzaju skwerku, poprzecinanego licznymi alejkami, obok których stoją także ławeczki. Trawa jest ładnie przystrzyżona i fantazyjnie, na kształt sporych kul przystrzyżono także niektóre krzewy, co wygląda bardzo efektownie - fot. 4.
CHODNIK DONIKĄD
Kiedy przyglądaliśmy się okolicy, pewien mieszkaniec osiedla Leyka zwrócił nam uwagę na to, że wskutek odcięcia ul. Nauczycielskiej od Poznańskiej, w wyniku niedawno ukończonej wielkiej inwestycji drogowej, jeden z chodników przy tej pierwszej ulicy wiedzie obecnie donikąd - fot. 5.
Kończy się on w miejscu, gdzie na zdjęciu widać kroczącego chłopca w pasiastej bluzie. Dalej jest trawiasty mały placyk, a za nim skarpa stromo opadająca w kierunku nowego ronda. Tędy, jeśli chcielibyśmy udać się do centrum miasta, przejść się nie da. Jest jednak inna droga - mała alejka wiodąca od ul. Nauczycielskiej w dół do ul. Leyka i dalej do zamkniętej obecnie odnogi ul. 1 Maja. Ów pieszy trakt został nawet wyłożony elegancką kostką brukową, ale wytyczony dość dziwacznie. Ścieżka skręca w lewo, jeślibyśmy szli od strony ul. Nauczycielskiej, a na jej końcu ustawiono barierki, które zmuszają pieszego do lawirowania między nimi, zapewne w celu spowolnienia i zachowania ostrożności, aby nie wtargnąć nagle na jezdnię.
Tymczasem znacznie lepsza i co ważniejsze, bezpieczniejsza byłaby nieco inna trasa, ta którą wydeptali sami piesi. Zamiast ku barierkom, idą oni na skróty przez trawnik, wychodząc dzięki temu wprost na pasy wytyczone przed nowym rondem. Widać to na kolejnym zdjęciu - fot. 6. Ta trasa jest nie tylko krótsza, ale co ważniejsze – bardziej bezpieczna.
INWAZJA ŻMIJ
Na początku wakacji pisaliśmy o tym, jak to dzikie lisy dają sie w znaki mieszkańcom niedużej wsi Lipniki, położonej w gminie Jedwabno. Drapieżniki te tak się rozzuchwaliły, że nawet podczas dnia porywały kury i inne ptactwo domowe nie tylko z podwórek, ale i kurników, mocno przetrzebiając ptasie pogłowie. Co gorsza, ostanio we wsi pojawiły się też w wielkiej ilości rozmaite żmije. Miejscowi zidentyfikowali wśród tych gadów brązową żmiję zygzakowatą, ale oprócz niej widują jeszcze jakiś inny, nierozpoznany gatunek koloru czarnego, nie wiadomo jak jadowity. We wsi, co zrozumiałe, zapanował teraz lekki strach.
Dotąd widywano gady na łąkach, ale ostatnio pełzają one w przydomowych ogródkach oraz warzywniakach, ba, nawet zaglądają do domostw. Michał Arbatowski znalazł żmiję w piwnicy swojego domu. Kiedy zaś inny mieszkaniec wsi, 3-letni Adaś wyniósł zabawki na podwórko i bawił się nimi, nagle spod ich sterty wypełz zygzakowaty gad. Aby dowiedzieć się czegoś konkretniejszego o żmijach i zagrożeniu, jakie one niosą, a także by prawidłowo rozróżniać gatunki jadowite od nieszkodliwych, mieszkańcy Lipnik zaprosili do siebie herpetologa (znawcę gadów i płazów) Krzysztofa Majchera. Wygłosił on obszerny wykład - fot. 7. Uczestniczyli w nim dorośli, młodzież i dzieci, dowiadując się m.in., że te nierozpoznane początkowo czarne węże, to nie odrębny gatunek, a odmiana żmii zygzakowatej. Że jest to jedyny żyjący w Polsce jadowity gad, ale ukąszenia nie są na szczęście śmiertelne. - W Lipnikach występuje tak wiele żmij, bo znalazły tu bardzo dobre warunki do rozwoju - w okolicy zalega dużo stert starych, nieuprzątniętych gałęzi, rośnie wysoka trawa i liczne krzewy, a poza tym wszędzie blisko jest do wody - wyjaśniał Krzysztof Majcher.
URATOWANY BOCIEK
W poprzednim numerze „Kurka” pisaliśmy o losach pewnej bocianiej rodzinki z Trelkowa. Ptaki te, choć zaczął się już wrzesień, nadal pozostawały w gnieździe, bo ich młody wykluł się zbyt późno i nie zdołał na czas opanować sztuki latania. Jak relacjonuje sołtys wsi Adolf Pasztaleniec, w sobotę 4 września stare bociany odfrunęły, pozostawiając młodego w gnieździe. Nie było innej rady jak złapać nieszczęśnika. - Bociek trochę nauczył się latać i polatywał po wsi, tu tu to tam, ale w końcu zagoniłem go w kąt i udało mi się go pochwycić - opowiada Adolf Pasztaleniec. Gmina odtransportowała młodego ptaka do schroniska fundacji „Albartos” w Dywitach, gdzie, jak mamy nadzieję, pomyślnie przezimuje.