O wiejskich stacyjkach, usytuowanych wzdłuż nieczynnych linii kolejowych świat jakby zapomniał. Są wśród nich takie, obok których lokomotywa nie przejeżdżała od kilkunastu lat. Przez ten czas torowiska zdążyły zarosnąć, a stan techniczny nieremontowanych budynków kolejowych mocno się pogorszył.
NARASTAJĄCY KRYZYS
Czasy, kiedy Szczytno stanowiło ważny punkt na kolejowej mapie regionu, należą już do przeszłości. Jeszcze na początku ubiegłej dekady, pociągi opuszczające szczycieński dworzec odjeżdżały w czterech kierunkach: do Olsztyna, Ostrołęki i Nidzicy, Pisza oraz Biskupca. Miasto miało połączenia kolejowe z Warszawą, Gdynią, Lublinem, Ełkiem. Jednak pogłębiający się od kilkunastu lat kryzys PKP nie ominął również Szczytna. Najpierw z rozkładu jazdy zaczęły znikać kolejne pociągi. Nieuchronną konsekwencją mniejszej liczby połączeń stało się również zawieszanie funkcjonowania poszczególnych linii. W roku 1992 taki los spotkał malowniczą trasę Szczytno-Biskupiec. Siedem lat później pociągi przestały kursować między Wielbarkiem i Nidzicą. Rok 2001 przyniósł zawieszenie linii Szczytno-Ostrołęka. Końcowym akordem regresu kolei na terenie powiatu było wstrzymanie ruchu pasażerskiego z Olsztyna do Pisza. Wspomnienia i fotorelacje z ostatnich podróży tą trasą, sporządzone przez miłośników kolei żelaznych wciąż można znaleźć w internecie. Z czterech torów opuszczających miasto tylko po tym prowadzącym do stolicy województwa regularnie jeżdżą pociągi. Sporadycznie składy towarowe odjeżdżają w stronę Pisza.
LOKOMOTYWY ZA OKNEM
Kolej to jednak nie tylko pociągi. Po czasach świetności PKP pozostała infrastruktura kolejowa: tory, dworce, budynki stacyjne, nastawnie. Część znajduje się dzisiaj w opłakanym stanie: na torowiskach rosną krzaki i małe drzewka, niektóre wiejskie stacyjki obracają się w ruinę. Wielbarski dworzec, z którego jeszcze kilka lat temu korzystali podróżni, robi dzisiaj odpychające wrażenie: powybijane szyby, odpadający tynk, wyrwany stacyjny zegar. W nieco lepszym stanie znajdują się te stacyjki, na których mieszkają ludzie. Przeważnie są to emerytowani pracownicy kolei i ich rodziny. Doskonale pamiętają czasy, kiedy tuż pod ich oknami zatrzymywały się pociągi.
- Na stacji panował zawsze spory ruch. Była rampa, na której przeładowywano płody rolne z okolicznych PGR-ów. Pracy mieliśmy z mężem mnóstwo - wspomina Jadwiga Klonowska, od 1970 roku mieszkająca w budynku dworca w Dźwierzutach. Kobieta mówi, że na stacji zajmowała się dosłownie wszystkim: od sprzedaży biletów po sprzątanie. Większość byłych kolejarzy nie tęskni bynajmniej za powrotem pociągów. Mieszkanie na czynnej stacji wiązało się z wieloma niedogodnościami, z których największą stanowił hałas.
- Kiedy przejeżdżał wyładowany żwirem skład towarowy ciągnięty przez radzieckiego „gagarina”, szyby trzęsły się w oknach - opowiada Wincenty Gajek, były robotnik kolejowy, mieszkający w budynku dworca w Nowych Kiejkutach. Do huku można się było jednak przyzwyczaić. Jadwiga Klonowska mówi, że najłatwiej przychodziło to dzieciom, potrafiącym smacznie spać mimo przetaczających się przez stację pociągów. Wśród weteranów kolei są jednak i tacy, którym brakuje charakterystycznego stukotu podkładów. Jadwiga Kowalczyk, 83-letnia wdowa po toromistrzu samotnie mieszka na stacji w Przeździęku Wielkim. Od 52 lat niewielki budynek przy torach z Wielbarka do Nidzicy służy jej za dom.
- Brakuje mi pociągów. Czułabym się pewniej. Łatwiej byłoby się dostać do miasta, do lekarza - wzdycha pani Jadwiga.
DWORCE NA SPRZEDAŻ
Brak ruchu kolejowego to z pewnością nie największe zmartwienie mieszkańców stacji. O wiele bardziej doskwiera im fakt, że nie są właścicielami zajmowanych lokali. Wszyscy płacą za nie czynsz Zakładowi Nieruchomości PKP. Stare, często przedwojenne budynki znajdują się w kiepskim stanie technicznym. Tymczasem administrator z remontami się nie kwapi.
- Od 25 lat czekam na przestawienie pieca i do tej pory nie mogę się doprosić - narzeka Jadwiga Kowalczyk. Inni skarżą się na dziurawe dachy, zerwane rynny i nieszczelne okna. Wielu najemców kolejowych mieszkań występowało już kilkakrotnie o sprzedaż lokali na własność. Na razie odpowiedzi są odmowne. Dyrektor Zakładu Nieruchomości PKP w Olsztynie Andrzej Sufranek tłumaczy, że jego firma bardzo chętnie pozbywa się zbędnego majątku. Na przeszkodzie w jego sprzedaży stoją jednak przepisy prawne i długotrwałe procedury. Najłatwiej sprzedać nieruchomość kolejową przy linii całkowicie zlikwidowanej, to znaczy takiej, na którą pociągi nigdy już nie wrócą. Decyzja o likwidacji zapada na szczeblu ministerialnym. Na terenie powiatu szczycieńskiego takie warunki spełnia tylko linia Szczytno-Biskupiec.
- W tej chwili czekamy na decyzję wojewody przekazującą nam położone wzdłuż niej grunty i budynki w użytkowanie wieczyste. Trzeba również sporządzić dla nich podziały geodezyjne, ponieważ obecnie stanowią one jak gdyby jedną działkę. Dlatego na razie nie możemy ich sprzedać - wyjaśnia dyrektor Sufranek. O wiele prostsze jest natomiast wydzierżawienie nieruchomości kolejowej. Część budynków wzdłuż trasy do Biskupca dzierżawi obecnie gmina Dźwierzuty. Przeznacza je głównie na mieszkania socjalne. Ich standard jest bardzo niski. Aneta i Zbigniew Rzepeccy, którzy od wiosny wraz z dwójką dzieci mieszkają w budynku stacji w Targowskiej Woli sami musieli przystosować pomieszczenia do funkcji mieszkalnych.
- Mąż sam wylewał posadzkę, poprawiał instalację elektryczną i naprawiał dach. Warunki tu są wciąż nie do życia - skarży się pani Aneta. Wójt Tadeusz Frączek przyznaje, że dotychczasowe umowy wynajmu zawarte z PKP są dla samorządu niekorzystne i wolałby, aby dzierżawione lokale stanowiły gminną własność.
- Gdyby te budynki należały do nas, moglibyśmy je porządnie wyremontować. Na razie nie chcemy tego robić, bo może się okazać, że zainwestujemy pieniądze, a kolej je sprzeda w prywatne ręce - mówi wójt Frączek.
KOLEJOWE OŻYWIENIE
Wiele wskazuje na to, że okres największego marazmu linie kolejowe w okolicach Szczytna mają już za sobą. Niemal pewne jest, że od stycznia pociągi zaczną znowu kursować do Pisza. Kolejarze nieoficjalnie mówią też o reaktywacji zawieszonego połączenia z Ostrołęką. Rąbka tajemnicy uchyla też wójt Wielbarka Grzegorz Zapadka.
- Trwają nawet stosowne prace projektowe, przygotowywane są wstępne kosztorysy dla ruchu pociągów towarowych. Ale kiedy ruszy fabryka mebli Swedwoodu zaistnieje potrzeba uruchomienia połączenia pasażerskiego, ponieważ gros pracowników tego zakładu będzie dojeżdżać ze Szczytna - przewiduje wójt.
Wiadomo, że pociągi nie wrócą na tory między Szczytnem i Biskupcem. Jednak władze czterech leżących wzdłuż tej trasy samorządów chcą ją wykorzystać dla ruchu drezyn pasażerskich. Gotowe jest już studium wykonalności zadania, trwają rozmowy z PKP w sprawie przejęcia torowiska. Jak na ten projekt zapatrują się mieszkańcy położonych wzdłuż trasy stacyjek?
- Żeby coś tędy przejechało trzeba najpierw to zielsko powyrywać i wykarczować drzewa, które wyrosły między podkładami, a to osłabi tory. To by bardzo drogo kosztowało - mówi sceptycznie Jadwiga Klonowska, która codziennie z okna swojego mieszkania spogląda na zarośnięte torowisko.
Wojciech Kułakowski