Pobyt Stefana Pabisia w Szczytnie i próba zakonspirowania tu członków BOA zakończyły się fiaskiem. W czasie obławy przeprowadzonej przez WUBP Olsztyn część z nich wpadła w ręce funkcjonariuszy UB. Po brawurowej ucieczce Pabisia z transportu wiozącego go do Olsztyna, postanowił on schronić się w u swojej rodziny w miejscowości Złotki-Starowieś.
DECYZJA O DEKONSPIRACJI
W końcu grudnia „Stefan” wyjechał do Białegostoku. Tam działał pod przybranym nazwiskiem Władysław Bożenecki. Chciał stworzyć kolejny azyl dla swoich kompanów. Miał zamiar przejąć i prowadzić zbiornicę odpadów. W tym celu udał się do Łodzi, aby zawrzeć umowę z centralą. Po powrocie dowiedział się, że czterech członków grupy BOA zostało aresztowanych. To wymusiło kolejną zmianę nazwiska (tym razem na Wincenty Sawicki) a także porzucenie pomysłu o zbiornicy odpadów. Po pewnym czasie, będąc w Bydgoszczy, dowiedział się o możliwości wydzierżawienia młyna. Po zawarciu umowy udał się do Pasłęka, gdzie czekali na niego pozostali członkowie organizacji. Po pewnym czasie Pabiś otrzymał informację, że Komenda Białostocka WiN ma zamiar się ujawnić. Tę wiadomość przekazał wszystkim członkom BOA jak i ludziom z nimi współpracującym. Sytuacja zmieniła się diametralnie. W takich warunkach po ujawnieniu się Komendy pozostali członkowie nie mieli żadnych szans działając w dalszej konspiracji. Aparat bezpieczeństwa był coraz silniejszy i tylko kwestią czasu pozostawałoby rozbicie reszty komórek konspiracyjnych. Do momentu dekonspiracji Pabiś ukrywał się u dalszej rodziny i znajomych. W końcu na ostatni rozkaz Inspektora Okręgu Białostockiego WiN Władysława Szymborskiego zgłosił się na komendzie i ujawnił przed Komisją Amnestyjną WUBP w Białymstoku. Miało to miejsce 21 kwietnia 1947 roku. W czasie przesłuchań Pabiś nie wyjawił miejsc składowania broni, ani nie podał żadnych informacji mogących zaszkodzić członkom BOA, którzy postanowili się nie ujawniać.
ARESZTOWANIE
Po wypuszczeniu na wolność Pabiś wraz z Władysławem Borodziukiem zaczęli organizowanie warsztatu stolarsko-ciesielskiego. Znajdował się on w Szczytnie przy ulicy Niepodległości 2. Cała rodzina przeprowadziła się z ulicy Słowackiego do budynku przylegającego do warsztatu. Po załatwieniu wszystkich niezbędnych zezwoleń warsztat został uruchomiony. Zajmował się on pracami stolarsko-ciesielskimi na potrzeby ludności jak i instytucji, poza tym produkowano skrzyneczki na pomarańcze, które potem wysyłane były do Palestyny. W warsztacie zatrudnionych było około piętnastu osób. Sielanka nie trwała jednak długo. Władza ludowa tak łatwo nie zapomniała o „Stefanie”. 30 stycznia 1948 roku Pabiś ponownie, mimo wcześniejszego ujawnienia się, zostaje aresztowany tym razem już po raz ostatni.
ŚLEDZTWO
Śledztwo trwało prawie dwa lata, które w całości spędził w więzieniu. W tym czasie był wielokrotnie bity i torturowany. Kilkukrotnie umieszczano go nago w piwnicznej celi o wymiarach 60x60 cm i polewano zimną wodą. Kazano mu siadać na nodze od krzesła. Śledczy chcieli uzyskać jak najwięcej informacji o pozostających jeszcze na wolności członkach WiN, o miejscach zamelinowania broni i radiostacji a także o Zygmuncie Szendzielorzu. W początkowej fazie śledztwa w celi dwukrotnie odwiedzał go Józef Światło z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Żądał wydania siatki Łupaszki w zamian za natychmiastowe zwolnienie z więzienia. Podstawą żądań były notatki spisane na potrzeby WUBP w Gdańsku przez Reginę Żeleńską (łączniczkę Łupaszki), z których wynikało, że „Stefan” współpracował ze strukturami majora Zygmunta Szendzielorza. Światło liczył, że „Stefan” naprowadzi na ślad przebywającego nadal na wolności Łupaszki. Pabiś w toku całego śledztwa nikogo nie wydał. W czasie trwania postępowania otrzymał Medal Wojska przyznany w Londynie przez generała Bora-Komorowskiego w sierpniu 1948 roku. Represje przybrały również na sile jeśli chodzi o jego rodzinę. Jesienią 1949 roku aresztowani zostali żona Weronika Werpachowska, najstarszy syn i siostrzenica. Przewieziono ich do piwnic UBP w Szczytnie. Tam rozpoczęły się przesłuchania. Najbardziej brutalnie traktowano żonę, która była bita i poniżana. Po paru dniach zwolniono ich. Weronika trafiła bezpośrednio z aresztu do szpitala. W domu pogłębiała się nędza. Z warsztatu i domu skonfiskowano wszystkie cenniejsze rzeczy. Nie ominęło to nawet grzejników, które zamontowane zostały później w przychodni rejonowej na ulicy Kościuszki.
Łukasz Łogmin
(cdn.)
Przy pisaniu artykułu korzystałem z materiałów archiwalnych posiadanych przez syna Stefana Pabisia, Zygmunta. Poza tym posiłkowałem się artykułem zamieszczonym w „Rzeczpospolitej” (dodatek „Plus Minus”) nr 297/4551 z 22 grudnia 1996 r., a także filmem z cyklu „Z archiwum IPN” pt. „Oddział BOA”.