Prezes Stowarzyszenia Pomocy Społecznej „Podajmy dłoń” ze Stawigudy w lutym złożyła skargę na działalność dyrekcji Domu dla Dzieci w Pasymiu, zarzucając jej m.in., że dzieci, które zostały tam przeniesione, są niesłusznie karcone, a placówka nie zapewnia im odpowiednich warunków żywieniowych. Badająca sprawę komisja rewizyjna Rady Powiatu uznała skargę za bezzasadną, takie samo stanowisko zajęli też radni. Teraz jej autorka tłumaczy, że doszło do nieporozumienia, bo zgłaszane zastrzeżenia dotyczą tak naprawdę dyrekcji Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w … Działdowie.
SKARGA ZE STAWIGUDY
Skarga złożona przez Teresę Serowską, prezes Stowarzyszenia Pomocy Społecznej „Podajmy dłoń” na działalność dyrekcji Domu dla Dzieci w Pasymiu wpłynęła do Rady Powiatu w Szczytnie w połowie lutego. Autorka, powołując się na notatki wychowanków, wyraża w niej swoje obawy dotyczące losu dzieci, które zostały przeniesione z placówki przez nią prowadzonej do domu w Pasymiu. Na liście zarzutów pojawia się niesłuszne karcenie, a także to, że nie mają one zapewnionych odpowiednich warunków żywieniowych oraz opiekuńczo-wychowawczych. Sprawą zajęła się komisja rewizyjna Rady Powiatu, która przeprowadziła w pasymskiej placówce kontrolę obejmującą m. in. przegląd jadłospisów, kuchni i jadalni. Jej członkowie odbyli też rozmowę z jednym z wychowanków, który trafił do Pasymia ze Stawigudy. Miał on powiedzieć radnym, że żadnych kar wobec niego nie stosowano, a warunki w domu są dobre. Ostatecznie komisja uznała, że zarzuty zawarte w skardze są bezzasadne. Podobnego zdania byli też radni powiatowi podczas ostatniej sesji.
WBREW INTENCJOM
Tymczasem Teresa Serowska tłumaczy, że skarga trafiła do rady omyłkowo i wbrew jej intencjom.
- Moje główne uwagi dotyczą działalności dyrektora Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Działdowie, który zdecydował, by dzieci ze Stawigudy umieścić m.in. w Pasymiu. Potraktował je przedmiotowo, bez zdania racji wyrywając z jednego środowiska i wpychając w drugie – mówi Teresa Serowska. Dodaje, że na skutek tych działań dzieci, zaraz po przeniesieniu do Pasymia, uciekły do Stawigudy. Jak to się zatem stało, że zarzuty zawarte w skardze odnosiły się bezpośrednio do dyrekcji pasymskiej placówki? Według Teresy Serowskiej winny zamieszania jest wojewoda, któremu osobiście zgłaszała swoje zastrzeżenia.
- Za moimi plecami sprawa trafiła na forum powiatu. Tymczasem wojewoda jako organ nadzorujący powinien skontrolować PCPR w Działdowie, a że była mowa o placówkach, do których trafiły dzieci, to zdecydowano, by to je objąć kontrolą – tłumaczy Teresa Serowska. Zapewnia, że osobiście nie ma nic do kadry Domu dla Dzieci w Pasymiu, a jego dyrektor nawet nie zna.
- Ze skargą nie wyszło tak, ja chciałam – przyznaje prezes.
TO BYŁO NIE NA MIEJSCU
Te wyjaśnienia nie przekonują Jolanty Dunaj, dyrektor Domu dla Dzieci w Pasymiu. Według niej skarga była „nie na miejscu”, a zawarte w niej zarzuty określa mianem absurdalnych.
- Jeśli pani prezes miała pretensje do dyrekcji PCPR w Działdowie, to mogła napisać wprost, że składa skargę na sposób przeniesienia wychowanków, a nie że są głodni i karceni – mówi Jolanta Dunaj. Zapewnia, że przeniesione ze Stawigudy dzieci zdążyły się już w Pasymiu zaadaptować, a to, że tęsknią za poprzednim otoczeniem jest normalną sytuacją. O wynik rozpatrzenia skargi była spokojna.
- Nieco wcześniej mieliśmy kontrolę przeprowadzoną przez wydział polityki społecznej. Protokół pokontrolny stwierdzał, że nasz dom pracuje zgodnie ze standardami – mówi Jolanta Dunaj. Według niej za całą sprawą mogą się kryć kłopoty placówki ze Stawigudy związane z nieuzyskaniem wymaganych pozwoleń na jej prowadzenie. To dlatego, jak mówi dyrektor Dunaj, dzieci z tej miejscowości zostały przeniesione m.in. do Pasymia.
(ew)