Eksperci alarmują - z roku na rok obniża się poziom wód gruntowych, a coraz bardziej dokuczliwe susze wyrządzają szkody nie tylko w rolnictwie, ale także w przyrodzie. Swój udział w niekorzystnych dla środowiska procesach miały też prowadzone przez dziesięciolecia melioracje, które w znacznym stopniu odwodniły lasy. Teraz leśnicy starają się to naprawić. W Nadleśnictwie Spychowo udaje się realizować ten cel znakomicie, poprzez budowę obiektów zatrzymujących wodę.

Zatrzymać wodę w lesie

LAS JAK PUSTYNIA

Problem braku wody coraz bardziej daje się we znaki nie tylko rolnikom, którzy niemal każdego roku liczą straty spowodowane suszą, ale też leśnikom. Niekorzystne zmiany w przyrodzie są widoczne gołym okiem.

- Jeszcze dziesięć lat temu poprzez stosowanie prowizorycznych metod, takich jak np. wykładanie worków z piaskiem udawało się nam zatrzymywać wodę w rowach do końca maja. W ciągu ostatnich trzech, czterech lat obserwuję, że są one suche już pod koniec kwietnia - mówi Janusz Pabich, sekretarz Nadleśnictwa Spychowo.

Według niego sytuacja jest na tyle zła, że niewiele pomagają nawet większe opady i śnieżne zimy. Ziemia przyjmuje każdą ilość wody, wchłaniając ją w błyskawicznym tempie.

Przyczyn takiego stanu jest kilka. Oprócz powtarzających się coraz częściej suszy, swój udział zachwianiu stosunków wodnych ma też działalność człowieka. Prowadzone w latach 50., 60. i 70. na wielką skalę melioracje spowodowały odpływ wód nie tylko z łąk i użytków rolnych, ale też bagien oraz lasów. Proces ten potęgował brak urządzeń piętrzących na rowach i zbiornikach. Na obniżenie poziomu wód gruntowych wpłynęła również coraz większa ich eksploatacja. Skutki tego dla lasu są katastrofalne.

- Drzewa o płytkim systemie korzeniowym zamierają, a osłabione stanowią łatwy łup dla szkodników, takich jak choćby korniki - tłumaczy Janusz Pabich.

Na skutek suszy degradacji ulegają też torfowiska.

- Giną na nich gatunki charakterystyczne dla tego typu miejsc, w tym wiele chronionych - mówi leśnik.

Zamiast nich pojawiają się inne, które do tej pory na torfowiskach nigdy nie występowały. Brak wody odczuwają też zwierzęta. Sztuczne zbiorniki tworzone przez leśników nie zawsze im wystarczają.

WSPÓLNY INTERES

Pracownicy Nadleśnictwa Spychowo dostrzegli problem już dawno i przez długi czas próbowali na własną rękę przeciwdziałać suszy.

- Najpierw robiliśmy tzw. "zielone jazy", poprzez niekonserwowanie rowów melioracyjnych. Po prostu nie kosiliśmy ich i nie odmulaliśmy, dzięki czemu woda zatrzymywała się w nich dłużej - opowiada nadleśniczy Tadeusz Struziński.

W 1998 roku zrodziły się pierwsze pomysły na retencjonowanie życiodajnej cieczy, ale wówczas nie zostały zrealizowane. Dopiero trzy lata temu, kiedy powstał Leśny Kompleks Promocyjny "Lasy Mazurskie", w skład którego wchodzi także spychowskie nadleśnictwo, powrócono do tematu. Wykonano wtedy kompleksowy projekt retencjonowania wody obejmujący również sąsiednie nadleśnictwa - Strzałowo i Mrągowo. Początkowo dotyczył on tylko gruntów leśnych należących do Skarbu Państwa. Urządzenia piętrzące wodę zostały zaprojektowane tak, by nie wylewała się ona poza obszar puszczy i nie czyniła szkód na polach okolicznych rolników. Z czasem jednak zrodziła się potrzeba zainteresowania ich problemem.

- Na początku rolnicy uważali, że jak jest rów melioracyjny bez zastawek, to wystarczy go wykaszać. Susze i konieczność zwiększania produkcji uświadomiły im jednak potrzebę zatrzymywania wody - mówi Janusz Pabich.

Leśnicy zdołali przekonać do swoich pomysłów gospodarzy z gminy Świętajno, organizując spotkania, na których przedstawiali im plany związane z małą retencją, czyli magazynowaniem wody w niewielkich zbiornikach i ciekach.

- Mówiliśmy jasno, że lokalne podtopienia są mało istotne wobec postępującej suszy - opowiada nadleśniczy Tadeusz Struziński.

PRZYRODA NADRABIA STRATY

Nadleśnictwo Spychowo ma już gotowe projekty urządzeń piętrzących wodę na całym swoim terenie. O tym, że są one jak najbardziej przyjazne przyrodzie świadczy to, że ich opracowaniem zajęło się Północnopodlaskie Towarzystwo Ochrony Ptaków z Białegostoku. Do tej pory powstały dwa takie obiekty - na uroczysku Łąki oraz na torfowisku Bobrek. Każdy z nich składa się ze sporej liczby progów piętrzących, grobli i jazów. Prace wykonano jesienią ubiegłego roku, a efekty są już widoczne. W miejscach, gdzie jeszcze niedawno były łąki lub fragmenty lasu, dziś płyną strumyki, bądź tworzą się większe rozlewiska. Przyroda szybko nadrabia straty.

- Nad wodę powróciły już kaczki, pojawiły się też żaby. Na torfowiskach stopniowo zaczynają rosnąć charakterystyczne dla tych obszarów gatunki - cieszy się Janusz Pabich.

Szemrzące niczym górskie potoki malownicze strumyki oraz urokliwe rozlewiska to także atrakcja dla turystów przemierzających las rowerami. Mokre przeszkody można łatwo pokonać - w tym celu wybudowano utwardzone kamieniami groble, gdzie woda sięga zaledwie kilku centymetrów. Leśne strumyki pełnią także funkcję wodopojów dla zwierząt leśnych. Urządzenia zatrzymujące wodę mają bardzo prostą konstrukcję. Są wykonywane na ogół z drewna i kamienia.

MODA NA RETENCJĘ

Do tej pory Nadleśnictwo Spychowo wydało na inwestycję 30 tys. złotych pochodzących z Eko Funduszu. Na dokończenie przedsięwzięcia potrzeba jeszcze ok. 2 mln.

- Mamy złożony wniosek na współfinansowanie reszty zadania. To, czy spotka się z pozytywnym rozpatrzeniem, okaże się w przyszłym roku. Wtedy też możemy przystąpić do dokończenia inwestycji - informuje Janusz Pabich.

Inicjatywa leśników zatacza tymczasem coraz szersze kręgi. Przedstawiciele spółek wodnych z gmin Rozogi i Świętajno chcą powiększenia zakresu zadań związanych z zatrzymywaniem wody. Podczas niedawnego spotkania dotyczącego aktualizacji planu małej retencji zgłosili m.in. potrzebę podniesienia poziomu jeziora Świętajno, połączenia ze sobą jezior Piasutno i Głębokie, a także wykonanie regulacji rzeki Szkwy i Rozogi oraz budowy jazu na Strudze Spychowskiej w celu podniesienia lustra wody jez. Spychowskiego.

Ewa Kułakowska

2006.09.13