Matka twierdziła, że ma dość mężowskiej harówki, jego nocnych wyjazdów! Krzyczała: - Jeszcze z syna będą śmiechy robili, że grosze zarabia! U nas w Gminnej Spółdzielni tyle co ojciec, to sprzątaczka zarobi, a babcia klozetowa na dworcu, to więcej wyciągnie! – podpuszczała ile mogła, żeby mnie zniechęcić do PKP!

Zawodowe początki
Leszek Mierzejewski

- Żeby kierownik pociągu, doświadczony wieloletni pracownik z rzemieślniczym wykształceniem, grosze do domu przynosił! Żeby pracował w świątek piątek, w nocy, w sobotę w niedziele i święta, to jest skaranie Boskie!

Tym mnie przekonała, ale wiedziałem swoje. Matka nie miała racji - na kolei nie było tak źle, ojciec otrzymywał dość przyzwoite wynagrodzenie, do tego kompletne umundurowanie, darmowe bilety na przejazdy kolejowe, deputat węgla na ogrzewanie piecowe mieszkania, który matka jeszcze kilka lat temu realizowała jako wdowa po kolejarzu. Do tego dochodziły mu dodatki za pracę w warunkach uciążliwych i niebezpiecznych, dodatek wyrównawczy za staż pracy, nagrody jubileuszowe… Matce, jak każdej kobiecie, zawsze było mało, bo sąsiad spod „9” na ul. 1 Maja Zygmunt Bryczkowski, jako kierownik spółdzielni kominiarskiej, zarabiał dużo więcej. Mieszkający obok właściciel piekarni zarabiał krocie, a pod nami fryzjer Felek Dąbrowski miał jeszcze lepiej. Matka wykalkulowała sobie, żebym pracował jako urzędnik, osiem godzin od 7.00 do 15.00, chodził w krawacie i awansował na szczeblach kariery zawodowej…

Za jej młodych lat była taka mentalność w całej gminie, że młodzieniec, który się dostał się na posadę państwową, mógł być brzydszy od diabła, ale wzięcie miał u wszystkich co ładniejszych i zamożniejszych panienek w okolicy. Ja według niej miałem wyśmienite warunki do zrealizowania jej planów! Byłem przystojny, miałem 189 cm wzrostu, prawie średnie wykształcenie techniczne, wywodziłem się z porządnej rodziny...

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.