Równo rok wytrwała na stanowisku kierownika USC w Pasymiu była burmistrz tego miasta Lucyna Kobylińska. Jej następca Bernard Mius wniosek o jej zwolnienie uzasadnia względami finansowymi, ale niewielu traktuje to poważnie. Między obojgiem polityków iskrzy, i to już od dawna. - To zemsta - komentuje odwołana kierownik.

Zemsta w ratuszu

REWANŻ BURMISTRZA

Projekt uchwały o odwołaniu kierownik USC trafił na obrady sesji Rady Miejskiej (26 listopada) w ostatniej chwili. Wnioskodawca, burmistrz Bernard Mius w uzasadnieniu powołał się na względy finansowe, a konkretnie zmniejszenie dotacji celowej na funkcjonowanie USC w Pasymiu.

- Mając na uwadze racjonalne gospodarowanie powierzonym mieniem oraz obowiązek właściwej pracy Urzędu Miasta i Gminy Pasym, postanowiłem dokonać reorganizacji jego struktury celem dopasowania jej do posiadanych środków finansowych i zadań - odpowiadał Mius na pytanie zadane przez wiceprzewodniczącego Żyrę. Reorganizacja polega na likwidacji etatu kierownika USC. Jego obowiązki formalnie przejmie teraz burmistrz.

Propozycja Miusa zyskała poparcie niemal całej rady. Przeciwko zagłosowała tylko radna Marianna Tańska. Dla niej jest jasne, że argumenty finansowe są tylko pretekstem.

- Jestem przekonana, że za posunięciem burmistrza kryją się inne powody - mówi radna. - Powinien zachować się z klasą i otwarcie powiedzieć, że nie chce współpracować z panią Kobylińską - dodaje.

Wiadomo, że oboje samorządowcy, oględnie mówiąc, nie przepadają za sobą. W poprzedniej kadencji, gdy Pasymiem rządziła Kobylińska, Mius był w radzie głównym jej oponentem. Gdy Kobylińska chciała go zdegradować ze stanowiska specjalisty na kierowcę w ZGKiM, ten udał się na chorobowe. Chorował blisko rok, aż do pomyślnych dla siebie wyborów samorządowych. W walce o fotel burmistrza Pasymia zdecydowanie pokonał swoją rywalkę, która powróciła do poprzedniej pracy na stanowisku kierownika USC. Od tej chwili pytaniem numer jeden w Pasymiu było kiedy Mius zrewanżuje się Kobylińskiej i da jej wypowiedzenie.

GDZIE TU OSZCZĘDNOŚĆ

Argumenty oszczędnościowe zupełnie nie przekonują głównej zainteresowanej - Lucyny Kobylińskiej.

- To jest zwykła zemsta - kwituje krótko.

Przypomina, że niedawno, bo we wrześniu br. Mius utworzył nowe stanowisko - zastępcy kierownika USC, co przecież musiało pociągnąć za sobą dodatkowe koszty. Dziwi się też, że w trakcie trzymiesięcznego wypowiedzenia, burmistrz zwolnił ją z obowiązku wykonywania pracy. Jako pracownikowi mianowanemu przysługuje jej także dodatkowo sześciomiesięczny okres na poszukiwanie nowego zajęcia. Przez cały ten czas otrzymywać będzie wynagrodzenie na dotychczasowym poziomie.

- Gdzie tu oszczędność? - zastanawia się Lucyna Kobylińska. Jest przekonana, że Mius widzi w niej potencjalnego przeciwnika w ubieganiu się o reelekcję. Radzi mu, aby nie kierował się animozjami. - Jeśli zajmuje się wysokie stanowisko publiczne, to trzeba ludzi kochać, i tych co nas lubią, i tych co nie lubią.

Czy nie żałuje dziś, że chciała zdegradować Miusa, gdy ten pracował w ZGKiM?

- Ja tylko zamierzałam doprowadzić do normalnego funkcjonowania zakładu, w którym był przerost etatów umysłowych nad fizycznymi - tłumaczy Kobylińska.

NIEZNANY PRZEPIS

- Wszystko odbyło się zgodnie z literą prawa - zapewnia sekretarz miasta Jarosław Milewski i odpiera zarzut zemsty.

- To jedyne działo, które pani Lucyna może wytoczyć przeciwko burmistrzowi, by oddać z niego strzał. Winnym zamieszania jest, według niego, Urząd Wojewódzki, który niemal o połowę zmniejszył dotację na obsługę pasymskiego USC. Dlaczego zatem we wrześniu br. zwiększono jego obsadę o jednego pracownika?

- Bo pani Lucyna przez około pół roku przebywała na zwolnieniu lekarskim i często na zastępstwo trzeba było odrywać od zajęć innego pracownika - odpowiada sekretarz. Zastępcą kierownika została Danuta Marczuk, zajmująca się dotychczas obsługą biura Rady Miejskiej.

- Ona zostaje w USC, bo jako jedyna w urzędzie posiada uprawnienia do wymiany dowodów osobistych - tłumaczy Milewski. Dziwi się podważaniu przez Kobylińską argumentów oszczędnościowych. Twierdzi, że ani on, ani burmistrz, ani radca prawny urzędu nic nie słyszeli o przepisie, który nakazywałby zwolnionemu pracownikowi mianowanemu wypłatę wynagrodzenia do 6 miesięcy na poszukiwanie pracy.

Tymczasem, jak sprawdziliśmy, zapis taki widnieje w ustawie o pracownikach samorządowych - art. 10, ust. 3. Jeśli więc przez najbliższe 9 miesięcy Lucyna Kobylińska nie znajdzie nowej pracy, pasymski urząd będzie musiał wypłacać jej w tym czasie wynagrodzenie równe dotychczasowym poborom. Zwolniona kierownik taką wersję uważa jednak za pesymistyczną. Liczy na to, że Sąd Pracy, do którego złożyła pozew, uzna przeprowadzoną reorganizację urzędu w Pasymiu za niezgodną z prawem i nakaże przywrócić ją na stanowisko kierownika USC.

Andrzej Olszewski