W wieku 79 lat, po długiej i ciężkiej chorobie, zmarł były komendant Wyższej Szkoły Oficerskiej w Szczytnie generał Stanisław Biczysko.

Zmarł generał Biczysko

Urodził się 12 lipca 1926 roku w małej wsi w powiecie przasnyskim, koło Chorzel. Gdy wybuchła wojna, miał 13 lat. W roku 1942 został wysłany na roboty przymusowe. Odbywał je w gospodarstwach rolnych na terenie Prus Wschodnich. Tuż po zakończeniu wojny, w 1945 roku wstąpił do milicji, służąc w różnych jednostkach wojewódzkich i dwukrotnie w centrali. W międzyczasie ukończył studia na wydziale pedagogiki Uniwersytetu Warszawskiego. Na tej uczelni też się doktoryzował. Był bezpośrednim świadkiem i uczestnikiem najważniejszych polskich zakrętów dziejowych minionego stulecia: w 1946 r. w Kielcach, w 1956 r. w Poznaniu, w 1968 w Warszawie, 1970 i 1981 w Gdańsku. Na stanowisko komendanta Wyższej Szkoły Oficerskiej został powołany w 1975 roku i nieprzerwanie pełnił tę funkcję do roku 1989. Awans na stopień generała otrzymał w roku 1984.

Po przejściu na emeryturę większość czasu spędzał w domu. Na uczestniczenie w życiu publicznym nie pozwalała mu postępująca choroba (cukrzyca, częściowy paraliż, złamane biodro). Zmarł w domu, 24 marca, w godzinach popołudniowych.

Według nieoficjalnych informacji, pogrzeb odbędzie się w Szczytnie, w piątek 1 kwietnia. Urna z prochami zostanie wystawiona w Domu Przedpogrzebowym na cmentarzu o godz. 13.00. Ceremonia pogrzebowa rozpocznie się o godz. 14.00.

- Stanisław był postacią wyjątkową - mówi bliski mu, długoletni pracownik WSO Włodzimierz Lewicki, w latach 1982-89 zastępca komendanta ds. liniowych. - Był bardzo wymagający wobec swoich podwładnych, a jednocześnie miał w sobie dużo życzliwości i ogromne poczucie humoru. Pomagał ludziom. Stał na straży PRL-u, ale przecież Polskę mamy jedną, zmienia się tylko polityka. Trzeba umieć się znaleźć w danym miejscu i chwili, a do tego zachować się godnie. Stanisław wszystkie te warunki doskonale spełniał.

(o)

O swojej nominacji generalskiej tak mówił w rozmowie z "Kurkiem" w 1991 roku:

- W życiu bywa tak, że jeśli coś przychodzi za późno, to nie sprawia żadnej radości czy satysfakcji. Tak było w tym przypadku. Mam parę kilo odznaczeń. Wszystkie, poza Budowniczym Polski Ludowej, najwyższe: sztandary pracy I i II klasy, komandorskie, oficerskie, kawalerskie. Spośród nich autentyczną frajdę dają mi dwa czy trzy medale. A dlaczego nie inne? Bo były nadawane zgodnie z planem, a ja miałem jak każdy człowiek ambicje, żeby otrzymać któryś z nich wcześniej. To taki niuans.

2005.03.30