Nasz Czytelnik, przedstawiający się jako Karlito, nie jest zadowolony z tekstu pt. „Wątpliwa manifestacja” zamieszczonego w „KM” nr 45 z 7.11.2007 r., a dotyczącego wywieszania zwierzęcych nekrologów w dniu 1 listopada.
Pisze on m. in.:
(-) uderzyła mnie stronniczość autora tekstu. Można odczuć za kim opowiada się piszący, i na pewno nie są to wegetarianie...
Co należałoby rozumieć tak: autor, obżerając się tłustymi kiełbasami lub szynką, ma gdzieś los zwierzaków, które zginęły pod rzeźnickimi toporami, by przeistoczyć się w formę spożywanej akurat wędliny.
Otóż nie. Chodziło mi jedynie o nieodpowiedni termin - dzień 1 listopada mający w Polsce wyjątkowy charakter. Dodawanie do Wszystkich Świętych Dnia Pamięci o Losie Zwierzaków, wydaje się być niefortunne. Mało tego, osłabiające wymiar tego drugiego. Racja, że jak zauważa Karlito, 1 listopada to równocześnie Światowe Święto Wegan, ale jest tu właśnie jedno małe ale... Aby nie kolidowało ono ze Wszystkimi Świętymi, sami weganie proponują w Polsce inny termin - 1 października, który jest Międzynarodowym Dniem Wegetarianizmu.
* * *
Małe i duże zwierzaki mocno cierpią z powodu ludzkiej zachłanności i przemożnego apetytu, ale gdybyż to były wszystkie powody ich męki. Idzie zima i gdzież mają się podziać porzucone, odepchnięte czworonogi. Cóż im pozostaje? Ano wegetować...
Na śmietnisku
Dobrze, że w Kamionku stoją jeszcze coraz rzadsze, w obliczu masowej segregacji śmieci, wielkie kontenery. Żywności, choć nie najwyższego sortu, jest tu w bród, to i nie dziwota, że ów zakątek okupuje gromada kotów i kociątek - fot. 1.
Jak widać na zdjęciu, obok śmietnika są szczątki jakiejś budowli. Między innymi spoczywa tu wielka betonowa płyta, pod którą jest dość spora pusta przestrzeń. Zbyt mała dla człowieka, ale dla kotów w sam raz. Pod płytą, co widać na kolejnym zdjęciu - fot. 2 (fragment w białym otoku), zwierzaki znalazły sobie mieszkanie. Nie jest tam za ciepło, wszak brakuje ścianki frontowej, ale zawsze to schronienie przed opadami - deszczem, czy ostatnio coraz częstszym śniegiem.
Takich zwierzęcych dzikich sadyb, nie tylko na Kamionku, ale i w Szczytnie znaleźlibyśmy więcej. Pod deskami byłego letniego ogródka piwnego na placu Juranda, jak na razie, mieszka tylko jeden kot, imieniem Bonifacy. Chodzi on dumnie po placu, uważając się za jedynego pana i władcę całej okolicy.
Kotki zakładowe
Jeszcze inne dwa futrzaki, maści białej i burej, upodobały sobie najbliższe okolice zakładu fryzjerskiego „Fiokier” i sąsiadującego z nim sklepu odzieżowego. Przesiadują one, ale na zmianę, nigdy zaś razem, na schodach wiodących do tej pierwszej placówki - fot. 3.
Na zdjęciu widać akurat kota burego, biały gdzieś się dyplomatycznie oddalił. Niżej, u podestu schodowego stoją tacki i miski z kocim jedzonkiem, bo koty „stołują” się na powietrzu.
- Do zakładu fryzjerskiego z racji specyfiki placówki wstępu nie mają - mówi nam załoga, ale, jeśli chodzi o sklep odzieżowy, to i owszem. Jak zimno zapanuje na dworze, tutaj zażywają przemiłego ciepła.
Miniprzytulisko
Z kolei przy bloku na ul. Lanca 3 gromadka aż ośmiu kotów mieszka sobie w dwóch „apartamentach” skonstruowaych ad hoc przez okolicznych mieszkańców - fot. 4.
Domki są ocieplone wewnątrz grubą warstwą styropianu, nawet wyściełane kocykami, które przyniosły dwie dziewczynki z sąsiedniego bloku. Obok stoją miski z jadłem i napojami, zawsze pełne. Słowem, warunki dla bezdomnych futrzaków są tu nieomal komfortowe. Choć, jak przyznają opiekunowie, zimno ich nieco zaskoczyło, stąd całość budowana w pośpiechu nie jest wykonana zbyt profesjonalnie. Za to już wiosną zamówią u stolarza kocie chatki z prawdziwego zdarzenia. Prace przy dotychczasowych budkach wykonywali, jak nam opowiada pani Stefania, głównie o zmierzchu. Wszystko to po to, by ukryć się przed wzrokiem zdecydowanego wroga kociąt, pana S., który odgraża się nieustannie, że popędzi kota tym cholernym mruczkom! Miłośnicy porzuconych czworonogów twierdzą, ża ich akcja ma różne aspekty humanitarne, m. in. uczy dzieci nie pozostawać obojętnym na los zwierzaków.
- A tak w ogóle komu to może przeszkadzać? - dziwią się. Pani Stefania dodaje jeszcze:
- Kto nie kocha zwierząt, nie potrafi prawdziwie pokochać ludzi - co daje nam doskonałą puentę.
Marny efekt
Na ul. Przemysłowej tydzień temu zakończono budowę sieci burzowej, no i związku z tym posłano tam dwie gigamaszyny do wyrównania nawierzchni - fot. 5.
Wielkie pojazdy z mozołem, utytłane błotem nieomal po osie z powodu grząskiego podłoża jeździły kilkakrotnie w tę i z powrotem, i tak w kółko... „Kurek” pojechał tam, by się przypatrzeć robotom, ale zaraz został otoczony wianuszkiem petentów - właścicieli okolicznych sklepów, warsztatów oraz hurtowni. Każdy z nich miał minę złowrogą i naraz wszyscy zaczęli wylewać nam swe żale. O co poszło i skąd takie niezadowolenie? Ano z powodu iluzorycznych efektów pracy obu gigamaszyn. Otóż nawierzchnia ulicy po wielokrotnym przejeździe specjalistycznego sprzętu, wyglądała tak samo (o ile nie gorzej), niż przed jego pracą. Aby nie być gołosłownym, przedstawmy kolejne zdjęcie - fot. 6.
- Jak dostarczyć takim traktem towar do hurtowni czy sklepu, jak ma się tutaj dostać potencjalny klient? - pytali nas właściciele firm, dodając, że wskutek tak prowadzonych robót stanęło przed nimi widmo upadku z powodu braku nabywców oferowanych usług czy towarów.
PS.
Jak dowiadujemy się w Urzędzie Miejskim, wiceburmistrz Krzysztof Kaczmarczyk wydał polecenie, aby jeszcze raz wyrównać nawierzchnię ul. Przemysłowej. Tym razem jednak zostanie to wykonane przy użyciu nie drobnego żużlu z kotłowni, a żwiru, co ma zdecydowanie poprawić jakość prowadzonych robót.