Radny Krzysztof Pawłowicz, wzorem opozycyjnych radnych miejskich, apeluje o obniżenie diet w Radzie Powiatu. W mieście zgłoszona propozycja nie przeszła, czy tym razem będzie inaczej?

A może by w powiecie?

Zgłoszony przez Pawłowicza wniosek zakłada obniżenie diet o 50%. Jako powód radny podaje ogólnokrajowy kryzys finansów publicznych, a także odczucia lokalnej społeczności.

– Diety w obecnej wysokości są uwłaczaniem godności ludzi, którzy za miesięczną pracę otrzymują „na rękę” niewiele ponad 1000 tys. zł – argumentuje radny. Zwraca uwagę na rzucające się w oczy kontrasty: z jednej strony upadające zakłady, niskie wynagrodzenia, wysoka stopa bezrobocia na terenie powiatu, a z drugiej – bardzo wysokie diety radnych.

- Obniżenie ich będzie także oddolnym sygnałem dla rządzących w Warszawie i przykładem do naśladowania dla innych, że można ograniczyć wydatki dla tzw. wybrańców narodu, jak i na rozdętą administrację publiczną, w tym samorządową – przekonuje Pawłowicz.

Co o jego inicjatywie sądzą inni radni? - Wniosek trafi na posiedzenia komisji i tam będziemy na ten temat dyskutować – mówi przewodnicząca Rady Powiatu Jolanta Cielecka (Platforma Obywatelska), uchylając się do tego czasu od wyrażenia swojej opinii. Wypowiadać nie chce się też jej zastępca Arkadiusz Leska (Razem dla Mieszkańców). Nie wierzy jednak w szczere intencje Pawłowicza.

- To dla niego taki ła będzi śpiew – ocenia wiceprzewodniczący Leska. Przypomnijmy, że wnioskodawca kilka miesięcy temu został uznany za kłamcę lustracyjnego, ale procedura odwoławcza nie została jeszcze wyczerpana.

Także starosta Jarosław Matłach z dystansem podchodzi do inicjatywy Pawłowicza, którą określa mianem czystego populizmu: – Radny domyśla się jaki będzie wynik głosowania. To tylko taka sztuka dla sztuki.

Z kolei radny Szczepan Olbryś (Prawo i Sprawiedliwość) uważa, że dieta jest za wysoka. Według niego nie powinna ona przekraczać 1 tys. zł.

- Powinniśmy kierować się zdrowym rozsądkiem i zwracać uwagę na to w imieniu kogo sprawujemy władzę, a także w jakim środowisku żyjemy – podaje pod rozwagę swoim koleżankom i kolegom w radzie Szczepan Olbryś.

Radni powiatowi otrzymują diety wyższe niż miejscy. Zwykły radny – 110% minimalnej płacy, czyli 1650 zł, wiceprzewodniczący rady – 130% (1950 zł), przewodniczący komisji – 140% (2100 zł). Członkom zarządu przysługuje 170% (2550 zł), a przewodniczącej rady 200% (3000 zł). W dwóch ostatnich przypadkach zainteresowani dostają mniej pieniędzy, bo na przeszkodzie stoi im rozporządzenie ministra finansów, które wyznacza limity dla diet. W przypadku samorządu powiatowego w Szczytnie nie mogą one przekraczać 2252 zł.

Tak jak w uchwale miejskiej, także i w powiatowej za nieobecność radnego na posiedzeniu komisji bądź rady potrącane jest 20% wysokości diety. Z tym, że dotyczy to tylko nieobecności nieusprawiedliwionych. Jak zdążyliśmy się zorientować, w przypadku samorządu miejskiego nieobecności są usprawiedliwiane wyjątkowo, w przypadku powiatowego - niemal regularnie.

Jako ciekawostkę podajmy jeszcze, że stawki diet w powiecie zostały sześć lat temu … obniżone. W kadencji 2002-2006, gdy starostą był Andrzej Kijewski, przewodniczącemu rady przysługiwało aż 250% minimalnej płacy, a członkom zarządu powiatu – 200%.

(o)