Tytuł nawiązuje do piosenki z Kabaretu Starszych Panów „Addio, pomidory”. Śpiewał ją Wiesław Michnikowski.

To było mistrzowskie wykonanie, mimo że ów wspaniały aktor przyznał się w jednym z wywiadów, że właściwie, to on nigdy pomidorów nie lubił. Co do mnie, to moje pożegnanie z wołowiną ma swoje bezpośrednie uzasadnienie. Jestem od zawsze mięsożernym, a w dodatku dość wybrednym smakoszem. Każdy rodzaj mięsa zjadam z zadowoleniem, ale nad inne gatunki przedkładam wołowinę. Wyróżniłbym także jagnięcinę, a nawet zwykłą baraninę, ale jagnięcina jest piekielnie droga, a mięso z barana, z jakichś powodów, nie ma w Polsce wzięcia, toteż rzadko udaje mi się je kupić. Nigdy dotąd w Szczytnie. Miłością do jagnięciny zapałałem w Maroku, gdzie bywałem kilkakrotnie. No, ale tam jagnięcy kotlet kosztował tyle, co nasz schabowy. Mogłem więc sobie poużywać.

Dlaczego żegnam się z wołowiną? Żegnam się z nią symbolicznie, ponieważ w porównaniu z cenami drobiu, czy wieprzowiny jest ona dzisiaj porażająco droga, a zwłaszcza te jej najszlachetniejsze kawałki jak rostbef, czy ligawa, że już nie wspomnę o polędwicy. Rostbef kosztuje około 60 zł/kg, a polędwica nawet do 115 zł/kg. Podaję ceny ze sklepu internetowego i dotyczą one mięsa z wołów ras szlachetnych, specjalnie hodowanych dla wysokiej jakości potraw. Obecnie, jako normalny emeryt, nie mogę sobie nazbyt często pozwolić na przyzwoitą wyżerkę. A przecież nie tak dawniej bywało. Tutaj dodam, że wg danych statystycznych przeciętny Polak aktualnie zjada rocznie 1,6 kg wołowiny, a w roku 1989 owo statystyczne spożycie wynosiło kilogramów 16. No i właśnie o tamtych, dobrych czasach zamierzam napisać. Takie sobie wspomnienia żarłoka.

Zacznę od tego, że wołowinę jada się także na surowo.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.