Radny powiatowy Dariusz Lepczak zarzuca członkini zarządu powiatu i byłej burmistrz Pasymia Lucynie Kobylińskiej, że poprzez swoje działania utrudnia inwestycje w pasymskim domu dziecka oraz szkodzi lokalnej społeczności. Ta, nie pozostając mu dłużna, sugeruje, że niezgodnie z przepisami prowadzi działalność gospodarczą na mieniu komunalnym.

Awantura o zabytek

KOMPLIKACJE PRZEZ WPIS

W radzie powiatu wybuchł spór pomiędzy dwojgiem radnych, Lucyną Kobylińską a Dariuszem Lepczakiem. Poszło o dotację na standaryzację Domu dla Dzieci w Pasymiu. Za przyznane przez ministerstwo pracy i polityki socjalnej 180 tys. złotych w placówce miał być przeprowadzony remont strychu i stworzona tam sala zabaw dla najmłodszych. Plany te jednak uległy zmianie, bo kilka miesięcy temu wybudowany na początku XX w. obiekt na ul. Dworcowej został wpisany do rejestru zabytków. To oznacza, że na wszelkie prace remontowe wymagane są dodatkowe zgody konserwatora, co wydłuża czas inwestycji i podnosi jej koszty. Istniała więc groźba, że otrzymaną dotację trzeba będzie zwrócić. Zarząd powiatu zdecydował wobec tego, by środki te przeznaczyć na zakup znajdującego się w sąsiedztwie budynku, który spełniałby funkcje domu dziecka. Zgodę na takie rozwiązanie wyrazili też radni powiatowi na ostatniej sesji (29 września). Sprawa jednak wywołała prawdziwą burzę. Według Dariusza Lepczaka, starostwo na wpisaniu budynku do rejestru zabytków straciło. Jest także przekonany, że przyczyniła się do tego Lucyna Kobylińska, która jeszcze w ubiegłym roku wyrażała swoje obawy związane z remontem ogrodzenia wokół placówki. Domagała się wtedy od jej kierownictwa wyjaśnień, czy inwestycja została przeprowadzona pod nadzorem konserwatora zabytków. O tym, że objęcie obiektu ochroną konserwatorską nie ułatwi robót związanych z modernizacją obiektu, przekonany jest także starosta Jarosław Matłach: - Każde prace w tym budynku wiążą się teraz z dodatkowymi kosztami jeśli chodzi o dokumentację i realizację zadań czy to na zewnątrz, czy wewnątrz.

WYTYCZNE NA 1,5 ROKU

Była burmistrz Pasymia i członkini zarządu powiatu nie ma sobie nic do zarzucenia. Jej zdaniem samo wpisanie budynku do rejestru zabytków wcale nie blokuje dotacji i możliwości inwestycji. Ma przy tym wiele uwag do kierownictwa placówki. Podkreśla, że dyrektor domu dziecka od dawna miała świadomość, że obiekt jest zabytkowy, choć formalnie nie figurował w rejestrze. Przypomina, że od lat widniała na nim informująca o tym tabliczka. Według radnej, kierownictwo domu powinno mieć już dawno koncepcję na wydanie środków pochodzących z dotacji. Dyrektor Domu dla Dzieci w Pasymiu Jolanta Dunaj zapewnia, że taką koncepcję miała. Problem w tym, że trzeba było ją zmienić właśnie z powodu wpisania budynku do rejestru. - Z chwilą, gdy dostałam pieniądze, wystąpiłam do konserwatora o wydanie wytycznych dotyczących remontu. Okazało się, że na ich realizację potrzeba 1,5 roku – mówi Jolanta Dunaj, przypominając, że z tego powodu nie było możliwości wydania dotacji w przewidzianym terminie. Dlatego konieczne stało się poszukiwanie innego rozwiązania po to, by uniknąć zwracania pieniędzy. Stąd pomysł zakupu sąsiedniego budynku.

SERIA ZARZUTÓW

Lucyna Kobylińska ma także wątpliwości co do intencji krytykującego jej zachowanie Dariusza Lepczaka. Według niej jego zainteresowanie domem dziecka wynika z tego, że prowadzi tam działalność gospodarczą na mieniu komunalnym, co w przypadku radnego jest nielegalne. O wyjaśnienie tej sprawy poprosiła nawet przewodniczącego rady. Dariusz Lepczak zarzuty przyjmuje ze spokojem. - Pani Kobylińska nie jest pierwszą osobą, która mi to zarzuca – mówi. Tłumaczy, że od czasu do czasu z usług jego firmy przewozowej korzystają wychowankowie pasymskiego domu dziecka. Nie ma tu jednak mowy o korzystaniu z mienia komunalnego, bo działalność wykonuje, używając do tego własnych samochodów.

- Ze stoickim spokojem czekam na opinię, której życzyła sobie pani radna – mówi. Jego zdaniem rzekoma troska Kobylińskiej o zabytki ma podtekst polityczny i przynosi więcej szkody niż pożytku.

- Dom dziecka w Pasymiu jest wizytówką powiatu. Wpisanie go do rejestru tylko utrudnia inwestowanie w ten obiekt. To ewidentne działanie na szkodę lokalnej społeczności – ocenia zachowanie swojej koleżanki z rady. Lucyna Kobylińska odpowiada, że nadal będzie dbała o zabytki.

- Jestem zaszokowana postawą radnego. Najwyraźniej nie zna ustawy o ochronie dóbr dziedzictwa narodowego, a skoro tak, to w ogóle nie powinien sprawować swojego mandatu – odcina się radna.

Ewa Kułakowska/fot. archiwum x2