Tydzień temu napisałem, że choć nie zajmuję się polityką, to akurat ona, zupełnie przypadkowo, dostarcza mi tematów do kolejnych felietonów. Dzisiaj jest podobnie. Przypadkiem przeczytałem dość dawną wypowiedź byłego ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego, w wywiadzie dla niemieckiego tabloidu, w której to wypowiedzi krytykuje on poprzednią ekipę rządzącą.

Cykliści
Ścieżki rowerowe są dzisiaj najważniejszymi, turystycznymi inwestycjami we wszystkich krajach świata. Na zdjęciu otwarcie pierwszego odcinka ścieżki rowerowej biegnącego po dawnej linii kolejowej do Biskupca

A zarzucił owej ekipie, że sprzyja światowej tendencji, według której „świat musi poruszać się w stronę mieszanki kultur i ras, świata rowerzystów i wegetarian”. Koniec cytatu. Mieszanka kultur i ras - rozumiem. Natomiast, co też panu ministrowi przeszkadzają rowerzyści i wegetarianie? Pewnie nie nauczył się, za młodu, jeździć rowerem. Być może wożono go wszędzie limuzyną rodziców. Co do wegetarian, to jako mięsożerca uważam ich wprawdzie za dziwaków, ale nie mam im tego za złe. Nie moja sprawa. Natomiast co komu przeszkadzają rowerzyści? Przeczytałem ciekawy komentarz do wypowiedzi eksministra. Komentarz brytyjskiego psychologa Toma Stafforda. Uważa on, że jest to typowy kompleks posiadacza auta. Tenże musi stać w korkach, podczas kiedy rowerzysta omija je i jeździ sobie gdzie chce i jak chce. W dodatku nie płaci podatków zawartych w cenie paliwa. Czyli - motywem zazdrość.

Rowerzystów nazywano niegdyś cyklistami. To słowo, w okresie międzywojennym, wykorzystywano politycznie. Żartobliwie. Wspomnę o tym później. Najpierw przypomnijmy sobie skąd wziął się rower jako taki i gdzie jest jego miejsce w dzisiejszym świecie. Ale zanim cofniemy się do czasów powstania owego wehikułu, pozwolę sobie na kilka anegdotycznych odniesień do naszych wielkich rodaków i ich związków z rowerową pasją. Henryk Sienkiewicz napisał niegdyś żartobliwy aforyzm: „fortuna kołem się toczy, zatem jest cyklistą”. Wielki amator jazdy rowerem Bolesław Prus narzekał, że nijak nie może namówić do cyklizmu Stefana Żeromskiego. To akurat chyba nic dziwnego, bowiem Żeromski był kilkanaście lat starszy od Prusa. Natomiast Maria Skłodowska-Curie udała się w podróż poślubną rowerem.

Cofnijmy się w czasie. Zanim powstał znany nam pojazd, przez Europę przetoczyło się wiele jego prototypów. W Warszawie, w roku 1866 sensację budził trójkołowy wehikuł napędzany siłą nóg. Zaprojektował go malarz Edmund Perl. Mniej więcej rok później pojawiły się w Polsce pierwsze prawdziwe welocypedy. Były to pojazdy drewniane. Ważące ponad 30 kg. Welocypedom zamontowano pedały na przedniej osi koła. Nie miały żadnych hamulców. Później ów pierwowzór ewoluował. Pośród różnych jego odmian zatryumfował bicykl. Rower z ogromnym kołem z przodu i malutkim z tyłu. I tak oto, prawie dwieście lat temu, zapanowała moda na posiadanie welocypedów (zwłaszcza bicykli), które postrzegano, jako symbol prawdziwej nowoczesności. Warto dodać, że rozwój cyklizmu, szczególnie w Londynie, stał się wkrótce zmorą miasta z uwagi na ogromną ilość potrąceń pieszych.

Rower o dwóch kołach tej samej wielkości skonstruowano dopiero pod sam koniec XIX wieku. Zastosowano łańcuch łączący, poprzez koła zębate, pedałowy napęd z kołem tylnym. I to już jest pierwowzór dzisiejszych pojazdów. Warto dodać, że ów wynalazek miał ogromny wpływ na ówczesną obyczajowość. Przyjęło się, że także kobiety mogą korzystać z nowego pojazdu, a to wkrótce doprowadziło do znacznej liberalizacji obyczajów, jak choćby wprowadzenie nowych, dość luzackich elementów stroju kobiecego. Na przykład spódnico-spodni.

Szaleństwo rowerowe twa po dziś dzień. Zarówno rekreacyjne jak i sportowe. Starsi ludzie pamiętają, jaką sensacją w PRL był coroczny Wyścig Pokoju. Kiedy w roku 1956 ową międzynarodową imprezę sportową wygrał Stanisław Królak, chodziłem do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Jakże doskonale pamiętam ów dzień. To był dzień ogólnopolskiej euforii, przy której wszelkie współczesne świętowanie sukcesów naszych sportowców (np. wspaniałego Dawida Kubackiego), to tylko taka sobie fascynacja. A co do rowerowej rekreacji, to jest to wciąż rozwijająca się, znakomita forma zdrowej turystyki. Ścieżki rowerowe są dzisiaj najważniejszymi, turystycznymi inwestycjami we wszystkich krajach świata. Przy okazji pozdrawiam nasz szczycieński klub „Kręcioły”.

Na zakończenie, zgodnie z obietnicą, wrócę do czasów przedwojennych i przytoczę anegdotkę związaną ze słowem cyklista. Otóż w latach dwudziestych antysemickie grona dziennikarzy, opisując pewne niedostatki w kraju, rozpowszechniały opinię „wszystkiemu winni są Żydzi”. Ówczesny znakomity poeta, ale przede wszystkim felietonista, żydowskiego pochodzenia, Antoni Słonimski, w jednej ze swoich prasowych publikacji prowokacyjnie napisał „wszystkiemu winni są Żydzi i cykliści”. Do redakcji jego periodyku nadesłano wówczas mnóstwo pytań: „dlaczego cykliści?”. O to mu chodziło. Miał okazję odpowiedzieć tak jak zamierzał: „a dlaczego Żydzi?”. Sienkiewicz napisał „fortuna kołem się toczy...”. Historia także. No to mamy świetny, współczesny przykład. Wegetarianie i rowerzyści-cykliści. Zapomniano o Żydach?

Andrzej Symonowicz