Monika Sochaczewska ze Szczytna od ponad dwóch miesięcy odbija się od urzędniczej ściany, walcząc o środki z rezerwy celowej wojewody na usuwanie skutków klęsk żywiołowych. Z dachu wielorodzinnego budynku, w którym mieszka, lutowa wichura zerwała dach i przewróciła dwa kominy. Miejscy urzędnicy uznali jednak, że nie ma podstaw, aby uruchomić komisję do szacowania strat.
![Dlaczego burmistrz nie przysłał komisji?](/images/issue/2022/18/_16_foto.jpg)
PRZECIEŻ NIC SIĘ NIE WYDARZYŁO
Sobota 19 lutego przez wielu mieszkańców nie tylko powiatu szczycieńskiego, ale i całego kraju, zostanie zapamiętana na długo. Tego dnia nad Polską szalała potężna wichura, przed którą, za pomocą SMS-ów ostrzegało Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Komunikaty o możliwym pogodowym armagedonie pojawiły się również na internetowych stronach samorządów, w tym miasta Szczytna. Nikt jednak nie przypuszczał, że żywioł będzie aż tak niszczycielski. W sobotę, kiedy siła wiatru osiągała największe wartości, strażacy z terenu powiatu odnotowali rekordową liczbę zdarzeń. W Szczytnie i okolicznych miejscowościach, z powodu uszkodzenia linii energetycznych, przez kilka godzin nie było prądu. Wichura łamała drzewa, ale wyrządziła też szkody w budynkach, w tym najstarszej budowli sakralnej miasta – kościele ewangelickim, gdzie żywioł zerwał dachówki z wieży.
Do groźnego zdarzenia doszło też na ul. Wasińskiego. Silny podmuch wiatru zerwał tam poszycie dachowe z liczącego ponad 100 lat budynku wielorodzinnego, w którym mieszka Monika Sochaczewska z rodziną. Do tego przewrócone zostały dwa kominy. Resztki poszycia wpadły do ogródka pani Moniki, wyrządzając tam kolejne szkody. Dopiero po pięciu godzinach, z powodu awarii numeru 112 przyjechali strażacy, aby usunąć luźne elementy dachu zagrażające bezpieczeństwu i uprzątnąć gruz. Z kolei następnego dnia na miejsce przybyli pracownicy TBS, którzy prowizorycznie zabezpieczyli zerwany dach plandekami, aby do środka nie dostawała się woda. - Pierwsze, o czym pomyślałam w tej sytuacji, było to, żeby zadzwonić do Wydziału Zarządzania Kryzysowego w Urzędzie Miejskim. Ku mojemu zdziwieniu, pracownik, który odebrał telefon, stwierdził jednak, że przecież nic strasznego się nie wydarzyło – relacjonuje mieszkanka.