Nieubłaganie zbliża się początek roku szkolnego, a to oznacza dla rodziców duże wydatki. Najbardziej po kieszeni dają im ceny podręczników, których ceny, i tak już wysokie, wzrosły ostatnio o podatek VAT. Najubożsi uczniowie mogą wprawdzie liczyć na dofinansowanie szkolnej wyprawki, ale zdaniem niektórych nauczycieli przyznawane środki są nieadekwatne do potrzeb, a w dodatku, ze względu na od lat niewaloryzowane kryteria pomocy, otrzymuje ją wąskie grono potrzebujących.

Drogi pierwszy dzwonek

VAT UDERZA PO KIESZENI

Końcówka wakacji to gorączkowy okres dla rodziców, którzy wyprawiają swoje pociechy do szkoły. Wiele rodzin ma z tym problem, bo pierwszy dzwonek oznacza konieczność wyłożenia z domowych budżetów ogromnych sum na zakup podręczników oraz przyborów szkolnych. Według szacunków, w tym roku koszt zaopatrzenia w nie jednego ucznia wzrósł w porównaniu do ubiegłego średnio o 60 – 100 złotych. Tradycyjnie już najbardziej znaczącą pozycję na liście zakupów stanowią książki. – Jeszcze prawie nic nie kupiłam dzieciom do szkoły. Koszt jednego kompletu podręczników to 350 złotych – żali się pani Wioletta z Pidunia, mama sześciorga dzieci. Rodzin w podobnej sytuacji jest znacznie więcej. – Bardzo dużo osób przy zakupie bierze faktury, żeby potem otrzymać choć częściowy zwrot pieniędzy – mówi kierownik Księgarni „Fraszka” w Szczytnie Magdalena Rubak. Zdarza się, że dzieci rozpoczynają naukę, nie mając wszystkich potrzebnych pomocy naukowych, bo rodziców nie stać na ich zakup. – Bywa tak, że uczniowie nie mają podręczników nawet przez całe półrocze. Wtedy najczęściej nauczyciel pożycza im swoje komplety – mówi Joanna Badysiak, dyrektor Szkoły Podstawowej w Zabielach. Pakiet podręczników dla pierwszoklasisty kosztuje około 300 złotych. Komplet książek i ćwiczeń gimnazjalistów to wydatek rzędu 400 – 450 złotych. Największy odpływ gotówki czeka rodziców uczniów szkół średnich. Na same podręczniki muszą oni wyłożyć 600 – 700 złotych. – W tym roku ceny książek są wyższe ze względu na wprowadzenie 5% podatku VAT. Wiadomo, że najbardziej odbija się to na klientach – mówi Magalena Rubak, dodając, że okazję do zarobku wykorzystują wydawnictwa. Doliczają one do ceny podręczników koszt obsługi nowego podatku i ogólny wzrost cen.

WIĘCEJ SPOKOJU, MNIEJ REFORM

Od dawna już uczniowie nie mają możliwości „dziedziczenia” książek po starszym rodzeństwie czy kolegach. W związku z tym, że o wyborze podręczników decydują nauczyciele, zdarza się, że nawet w równoległych klasach obowiązują różne zestawy. Nierzadko dochodzi też do sytuacji, gdy zakupione w wakacje książki trzeba wymieniać, bo nie do końca spełniają oczekiwania niektórych pedagogów albo pojawiają się coraz to nowe wydania tych samych pozycji, ale z drobnymi różnicami. – Co roku po rozpoczęciu nauki okazuje się, że np. potrzebne są inne ćwiczenia niż te już wcześniej zakupione. Trzeba wtedy robić zwroty i zamawiać nowe książki, co powoduje duże zamieszanie – opowiada Magdalena Rubak. Dwa lata temu MEN wdrożyło etapową reformę programową. To sprawiło, że najpierw uczniowie klas pierwszych szkół podstawowych oraz gimnazjów musieli zaopatrzyć się w podręczniki zgodne z nowym programem nauczania. W tym roku nowe książki obowiązują trzecioklasistów. Klasy I i II gimnazjum mogą odkupować używane. Zapytaliśmy wiceministra edukacji Zbigniewa Włodkowskiego, czy pozostawienie nauczycielom wolnej ręki przy wyborze podręczników było dobrym rozwiązaniem. – Przeprowadzone zmiany w systemie edukacji wprowadziły zasadę pluralizmu na rynku podręczników szkolnych. Powstała bardzo zróżnicowana oferta, z której nauczyciele mogą korzystać w zależności od preferowanych metod nauczania czy potrzeb uczniów – odpowiada Zbigniew Włodkowski. Podkreśla jednak, że nie ma formalnych przeszkód, by pedagodzy wybierali w kolejnych latach te same podręczniki, a podejmując ostateczną decyzję posiłkowali się również opinią rad rodziców. Z kolei zdaniem prezesa zarządu regiou warmińsko-mazurskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego Janusza Kozińskiego wysokie ceny książek to wina nie tylko wprowadzenia na nie VAT-u i praktyk wydawnictw, ale też nieustannych zmian w oświacie. – Przydałoby się więcej spokoju, a mniej reform – uważa Koziński. Z sentymentem wspomina czasy, kiedy obowiązywał jeden, za to dobrze opracowany merytorycznie podręcznik do każdego przedmiotu. – Teraz duża ilość wydawnictw sprawia, że ich poziom nie zawsze jest odpowiedni – mówi szef ZNP, postulując ograniczenie na rynku wydawniczym dostępnych pozycji. Według niego same szkoły i rodzice nie poradzą sobie z rosnącymi cenami podręczników. – Konieczna jest tu pomoc ministerstwa edukacji oraz samorządów – twierdzi.

DOFINANSOWANIE DLA NIELICZNYCH

Niektóre szkoły, chcąc zmniejszyć koszty zakupu książek, zamawiają je z wydawnictw hurtowo, po niższych cenach. Zdaniem dyrektor Joanny Badysiak, to jednak dyskusyjna kwestia. – My nie praktykujemy takiej formy zakupów, chcąc uniknąć podejrzeń, że jako nauczyciele czerpiemy z tego jakieś profity – mówi dyrektor, przypominając głośne sprawy, kiedy to wydawcy, w zamian za wybór ich oferty, przysyłali pedagogom ze szkół w kraju rozmaite gadżety, co spotkało się z falą krytyki. Najuboższe rodziny mogą liczyć na dofinansowanie zakupu nowych podręczników przez MEN. Dla uczniów rozpoczynających naukę w nadchodzącym roku szkolnym w klasach I – III jest to suma 180 złotych. Pomoc taką po wakacjach otrzyma około 315 tysięcy dzieci. W klasie III gimnazjum dofinansowanie wynosi 325 złotych. Z tej formy wsparcia skorzysta około 116 tysięcy uczniów. Warunkiem jest jednak kryterium dochodowe – wynosi ono 351 zł na osobę w rodzinie i od pięciu lat nie było waloryzowane. Wiceminister edukacji Zbigniew Włodkowski przypomina, że dofinansowanie może otrzymać również 10% uczniów bez określenia kryterium dochodowego ze względu na ważne warunki społeczne i ekonomiczne, np. z powodu bezrobocia, wielodzietności czy choroby. W takich przypadkach, jak zauważa, ważną rolę odgrywają dyrektorzy szkół, którzy decydują, komu taką pomoc przyznać. Zdaniem Joanny Badysiak, taka pomoc nie wystarcza. – Sto osiemdziesiąt złotych w sytuacji, gdy komplet podręczników kosztuje 250 – 300 zł to tyle, co nic – komentuje dyrektor, dodając, że przecież zakup książek to nie jedyny wydatek, jaki czeka rodziców wraz z pierwszym dzwonkiem. – A gdzie jeszcze przybory szkolne, ubranie? – zastanawia się Joanna Badysiak. W jej szkole około 50 – 60% uczniów klas I – III korzysta z ministerialnego dofinansowania. Gdyby nie niskie kryterium przyznawania pomocy, byłoby ich pewnie jeszcze więcej.

Ewa Kułakowska