Niedawno miałem okazję powspominać, w gronie znajomych, Franciszka Starowieyskiego.

Znakomitego artystę plastyka, ale także niezwykle barwną, ekscentryczną postać. Ileż to zabawnych anegdotek, z życie mistrza, przypomnieliśmy sobie, ponieważ pośród moich przyjaciół byli tacy, którzy mieli okazję poznać Byka osobiście. A i ja także kilkakrotnie zetknąłem się z nim. Napisałem Byka, ponieważ Starowieyski taki właśnie wybrał sobie pseudonim artystyczny - Jan Byk. O sztuce mistrza mógłbym napisać wiele stron. Był to artysta sławy światowej, ale dzisiaj wspomnę raczej jego fascynującą osobowość. Pośród artystów spotyka się wielu ekscytujących dziwolągów, ale także w tej dziedzinie, czyli szokującej ekscentryczności, Starowieyski należał do czołówki światowej. Szkoda tylko, że wielu zabawnych anegdot nie mogę przekazać moim czytelnikom. A to z powodu ich niecenzuralności.

Franciszek Starowieyski lubił podkreślać swoje szlacheckie pochodzenie (herbu Biberstein). Posługiwał się nienagannymi manierami. Znał kilka języków. Był koneserem i kolekcjonerem pięknych przedmiotów. Jednocześnie potrafił szokować ekscentrycznymi pomysłami, niewybrednym słowem, a także dość obsceniczną tematyką swoich prac. Był ojcem dwóch synów. Pierwszemu z nich dał na drugie imię Belzebub. Całkiem oficjalnie. Mama Starowieyskiego, czyli babcia Belzebuba długo walczyła o wycofanie owego patrona z papierów dziecka. W końcu zwyciężyła. Napisałem, że jako wyrafinowany esteta, Byk kolekcjonował rzeczy piękne. Ale nie tylko. Obcinane własne paznokcie gromadził, przez większość życia, w specjalnym słoiku. Słyszałem, ale nie jestem tego pewny, że ową tradycję kontynuuje jego syn. Starowieyski uwielbiał Warmię i Mazury. Jego ulubionym miejscem był zamek w Reszlu. W tamtejszej galerii miał kilkakrotnie wystawy. Opowiedział mi ówczesny dyrektor Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, że mistrz uwielbiał przechadzać się pomiędzy zwiedzającymi. Na ogół nie poznawano go, zatem lubił głośno powymądrzać się na temat własnych prac. Najczęściej bardzo krytycznie. Wciągał do dyskusji gości, a kiedy usłyszał coś w rodzaju: „ale, że też pan aż tak się na tym zna!”, odpowiadał: „oczywiście, bo ja to sam namalowałem”. Lubił prowokować.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.