Gdzież ta ulica

Pewien zapalony cyklista, zaprzyjaźniony zresztą z "Kurkiem", urządził sobie rowerową wycieczkę ze Szczytna do Sędańska i z powrotem. Nim jednak dotarł do wsi, musiał opuścić obszar miejski. Niespiesznie pedałując po ul. Osiedleńczej, zauważył tam coś dziwnego - fot. 1.

W miejscu, które absolutnie nie wskazywało na to, aby do ul. Osiedleńczej wpadał jakikolwiek inny trakt, stała sobie tabliczka informująca, że oto mamy do czynienia z ul. Polskich Dzieci Wojny! Zdziwiło go to niezmiernie, postanowił zatem, że jak tylko wróci z wycieczki, podzieli się swoim dziwnym odkryciem z redakcją "Kurka".

Powiadomieni, ruszyliśmy w drogę. Faktycznie, w miejscu, w którym miałaby rozpoczynać się ulica Polskich Dzieci Wojny krawężnik chodnika nie jest nawet obniżony, a więc ktoś, kto chciałby tam wjechać, nie zdołałby tego uczynić. Ba, w głębi rzekomej ulicy rosną tylko chaszcze, zaś za nimi rozciąga się... sad (małe drzewka na drugim planie) - fot. 2.

No i masz ci ulicę.

Kto i dlaczego postawił tu zatem tabliczkę?

Hm, w Urzędzie Miejskim odnotowano nawet w papierach, że i owszem, zakupiono cztery sztuki eleganckich tabliczek z nazwą tejże ulicy, po czym je ustawiono, ale brak informacji, z jakiego powodu tak się stało. Czy to na podstawie uchwały Rady Miejskiej, czy jakiejś innej interwencji - nie wiadomo.

Co gorsza, najnowszy Plan Zagospodarowania Przestrzennego nie obejmuje tych terenów, no i nikt nic nie wie w sprawie rzekomej ulicy.

Także na głównym planie Szczytna stojącym na placu Juranda, ulica Polskich Dzieci Wojny nie figuruje, ale, ale... Na najnowszych planach jest ona już jednak zaznaczona i widać, że wychodząc z ul. Osiedleńczej kawałek dalej łamie się pod kątem 90o, po czym wpada do ul. Partyzantów.

Oho! Bogatsi o to odkrycie jedziemy tam, ale tym razem właśnie od strony ul. Partyzantów.

Od razu czeka na nas niespodzianka, wyraźnie widać wjazd i mało tego, nawet krawężniki, jak i sam chodnik zostały tu lokalnie obniżone - fot. 3.

Choć całość nie wygląda zbyt zachęcająco, wszak nie przypomina wyglądem miejskiej ulicy, a raczej niezbyt równy polny trakt, kierujemy się w stronę widocznej w głębi fotografii nr 3 posesji.

Jest to, jak się okazuje, dom Tadeusza Rolki, a przypisany mu urzędowo adres to ul. Polskich Dzieci Wojny nr 4. Po przeciwnej stronie widać zabudowania oznaczone nr 1 i to już wszystko, więcej domostw tu nie ma.

Od razu wyjaśniła się zagadka z tabliczkami.

- To moja córka (mieszka pod "jedynką") jakiś czas temu złożyła monit do Urzędu Miejskiego, aby postawiono tu tabliczki z nazwą, bo ani pogotowie, ani policja, ani straż pożarna nie miały pojęcia, że jest w Szczytnie taka ulica. W razie czego byłyby kłopoty z niesieniem pomocy - wyjaśnił "Kurkowi" pan Tadeusz.

Mieszka on tu wraz z rodziną już cztery lata. Sam nawiózł, jak nam mówi, cztery wielkie wywrotki szlaki i żwiru, aby utorować sobie drogę do domu, bo i od tej strony ul. Polskich Dzieci Wojny wyglądała wówczas tak samo, jak ów odcinek wpadający do ul. Osiedleńczej, nic tylko chaszcze.

Co prawda służby miejskie obniżyły chodnik i krawężniki przyległe do ul. Partyzantów, aby możliwy był wjazd, ale zdaniem Tadeusza Rolki jest on zbyt wąski. Duży samochód, np. śmieciarka ma kłopoty z jego pokonaniem.

PS.

Podobna, nowa tabliczka pojawiła się również całkiem niedawno u wlotu skrótu wiodącego z ul. Bartnej Strony do cmentarza. Teraz wszyscy wiedzą, że ta polna ścieżka to ul. Sybiraków. Gdyby obie, tj. ul. Polskich Dzieci Wojny i ul. Sybiraków nazywały się pospolicie, np. Piaskowa, albo Wyboista, nie budziłoby to może zdziwienia, ale jest niestosowne, że nosząc tak wyjątkowe nazwy wyglądają tak nędznie.

IŚĆ ALBO NIE IŚĆ

Kiedy zmierzamy na osiedle Leyka od strony targowicy, naturalnym przedłużeniem skrótu-ścieżki wiodącej poprzez bagna jest brukowany trotuar biegnący od ul. Leyka w głąb blokowiska, a przeciskający się tuż obok sklepu spożywczego.

Ostatnio na ścianie marketu pojawił się złowieszczy napis - fot. 4.

No i nie wiadomo - ryzykować przejście, czy też poddać tyły i udać się na osiedle drogą okrężną. Krótka obserwacja wykazała jednak, że ludzie tędy chodzą, a przy tym nie giną, czyli że napis to strachy na lachy.

Takiego zdania są Dorotka i Martynka, dziewczynki z osiedla, które mówią, że to głupie chłopaki wypisały te słowa. One nie boją się chodzić po osiedlu i demonstrują "Kurkowi" przemarsz obok napisu, nic sobie nie robiąc z jego groźnej treści - fot. 5.

- Ogólnie na osiedlu jest spokój - mówi jedna ze starszych osób zażywających wypoczynku na skwerku urządzonym obok nieczynnej, a opisywanej niedawno w "Kurku" fontanny.

Z kolei kręcący się w pobliżu kilkunastoletni Adaś wyjaśnia nam, że ów napis to sprawka starszych chłopców, fanów olsztyńskiego Stomilu. Rządzą oni wieczorem i jak się im ktoś postawi, może oberwać.

Po chwili przyznaje, że i on należy do tej grupy, ale jest grzeczny i nie rozrabia.

ZUCHWAŁE KAWKI

- Co to się w tym waszym Szczytnie dzieje - skarżyła się w redakcji jedna z turystek, która posilała się przy fastfoodowych stołach rozstawionych na placu Juranda.

Jadła sobie najspokojniej w świecie przedobiadek, a tu przyleciała kawka - stuk, puk dziobem w talerzyk i wykradła kilka co smaczniejszych kąsków.

W stolicy, jak nam opowiedziała turystka, jest dużo gołębi, ale nie są one takie bezczelne. Nic nikomu nie wykradają z talerzyków, tylko cierpliwie czekają, aż ktoś im podsypie okruszków.

Cóż, faktycznie nasze miejskie kawki ostatnio stają się coraz bardziej zuchwałe i coraz śmielej zaglądają konsumentom do tacek z jadłem.

Kilka chwil po wyżej opisanym incydencie, na kawki z placu Juranda zaczaiła się kurkowa kamera. Oto, co udało się nam zarejestrować okiem obiektywu.

Najpierw jeden z ptaków przysiadł jakby nieśmiało na oparciu ławeczki, przyjmując dość dziwną, proszącą pozę - fot. 6.

Turystka widząc to, podsunęła okruszek, ale nie na talerzyku czy tacce, ale własnej dłoni.

Każdy inny dziki ptak powinien spłoszyć się i odlecieć, ale nie nasze miejskie kawki. Jak gdyby nic, szczycieński okaz przystąpił do konsumpcji - fot. 7.(Fot. R. Arbatowski)

2006.08.16