Miniony weekend spędziliśmy z żoną w kurpiowskich lasach, nad rzeką Pisą, kilkanaście kilometrów od Turośli. W drewnianej chacie liczącej sobie już ponad 150 lat.

Globalna wioska
To nie jest chata opisana w felietonie, ale bardzo podobna

Zaprosiła nas, z okazji swoich imienin, znakomita malarka Anna, która na stałe mieszka w Hiszpanii, ale jest Polką urodzoną w Warszawie i lato zawsze spędza w ojczyźnie. Przeważnie na Kurpiach, w domku, który wiele lat temu tam właśnie kupiła, nieco go przebudowała (stylowo, według wzorów zaczerpniętych ze skansenu w Nowym Dworze) i wyposażyła wnętrza wyłącznie meblami regionalnymi, wyszukanymi i zakupionymi od miejscowych gospodarzy. Oczywiście, że chatka posiada łazienkę, a nawet dwie, także lodówki, kuchnię na gaz z butli, telewizor i tym podobne wynalazki cywilizacji, ale wszystko to zostało bardzo sprytnie wkomponowane w aranżację pomieszczeń, więc chałupka wygląda niemal dokładnie tak, jak zapewne wyglądała 150 lat temu. No, może z jednym wyjątkiem. Przestronne poddasze, oświetlone dodatkowymi oknami, jest miejscem pracy Anny, czyli malarskim studio.

Dlaczego o tym piszę i skąd tytuł felietonu „Globalna wioska”. Otóż podczas dwóch dni, które spędziliśmy w wiejskim zaciszu, a ściślej mówiąc w leśnej, kurpiowskiej głuszy, mieliśmy niemal nieustający kontakt z całym wielkim światem. Od Kanady i Nowej Zelandii, po Szwajcarię i Hiszpanię. Oczywiście kontakt telefoniczny, ale także wizualny, internetowy. Nagle dostrzegłem, jaki to świat jest mały i jakże ogólnie dostępny. Przynajmniej dla dzisiejszej młodzieży.

Anna zaprosiła niezwykle interesującą grupkę imieninowych gości. Była jej siostra Basia, Polka mieszkająca na stałe w Getyndze. Basia mówi idealnie po polsku, bez cienia obcego akcentu, ale równie precyzyjnie porozumiewa się w języku niemieckim, francuskim i angielskim. Jej trzydziestoparoletni syn mieszka i pracuje w Nowej Zelandii. Mimo że urodził się w Niemczech, a w Polsce bywał tylko jako mały dzieciak, dość dobrze, choć nieco zabawnie, mówi po polsku. Podobnie jak inna młoda panienka, studentka z Ottawy. Skądinąd córka mojej kanadyjskiej kuzynki. Zarówno matka jak i córka urodziły się w Ameryce. Matka mówi po polsku znakomicie i tylko akcent ją zdradza. Córka także posługuje się językiem polskim, ale na razie raczej dość słabo, choć stara się bardzo. A stara się, ponieważ już drugi raz podróżuje po Europie, poznając przy tym kraj swoich dziadków i doszła do wniosku, że wystąpi o polskie obywatelstwo, a z czasem, po studiach, przeniesie się do Polski. Stwierdziła, że Kanada to nudziarstwo i prostactwo, a u nas jest fajnie, kolorowo i kulturalnie.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.