...czyli bardzo znany i zasłużony polski pisarz Henryk Sienkiewicz będzie tematem tego felietonu.

„Randkowe” towarzystwo w stałym miejscu spotkań przy „Heniu”. Z lewej autorka ze swoim wybrankiem

Już na wstępie bardzo proszę, by mi wybaczyć to pieszczotliwe zdrobnienie imienia noblisty. W dalszej treści wytłumaczę skąd się wzięło i do dziś funkcjonuje w moim środowisku. Otóż dawniej, umawiając się z kimś, precyzyjnie ustalaliśmy miejsce spotkania. W moim nastoletnim życiu najpopularniejszym miejscem spotkań było oczywiście kino „Jurand”. Umawialiśmy się, że o konkretnej godzinie będziemy na siebie czekać właśnie tam. Młodemu pokoleniu przypomnę, że nie było komórek, więc punktualność była w cenie i młoda dziewczyna, gdy szła na randkę, pewnych zasad przestrzegała. Musiała zjawić się w wyznaczonym miejscu dokładnie w chwili, gdy wskazówki pokazywały ustaloną godzinę. Nigdy wcześniej, broń Boże później. Jednak gdy okazało się, że minęło pięć minut i kawaler nie pojawił się, to natychmiast odchodziła. Cóż, niby zasada prosta, ale bardzo skomplikowana. Bowiem to chłopcy mieli czekać na dziewczyny i szanująca się pannica nie mogła przyjść pierwsza. Być może dlatego tylko solidne ówczesne związki przetrwały, a powiedzenie: „że można na ciebie ustawić zegar”, przeszło do lamusa.

Jednak żeby nie było, że wszystkie z mojego pokolenia byłyśmy „święte” przytoczę dowcip, związany z kinem - wówczas dość modny. Dwie szesnastoletnie koleżanki spotkały się przy kinie „Jurand”, jedna głośno z rozczarowaniem oznajmiła, że film od 18 lat. Na co druga oświadczyła, że nie pójdzie, bo i tak nie ma z kim zostawić dzieci.

Teraz wracam do „Henia”. Z racji zamieszkiwania przy ulicy Sienkiewicza moje szkolne koleżanki umawiały się ze mną przy „Heniu”. W tej chwili nie pamiętam, która z nas była pomysłodawczynią takiej nazwy dla stojącego obok ratusza i mojego domu popiersia. Niektóre twierdzą, że ja... więc nie będę się wypierać. W zamian mogę się pochwalić, że sumiennie przeczytałam wszystkie szkolne lektury Henryka Sienkiewicza i uważam, że dobór posadowienia pomnika jest bardzo trafiony. Tu też spieszę z wyjaśnieniem i oczywiście posłużę się ściągawką, bo nie każdy wie, że Henryk Sienkiewicz przebywał w Szczytnie w 1908 r., zamieszkiwał wówczas w domu Kazimierza Jaroszyka. Jego pobyt w naszym mieście związany był z rozpoczęciem drukowania fragmentów powieści „Krzyżacy” w lokalnej, polskojęzycznej gazecie „Mazur”, której właśnie Kazimierz Jaroszyk był redaktorem naczelnym. Jak pamiętamy z lektury, w swojej powieści Henryk Sienkiewicz uczynił zamek szczycieński siedzibą komtura krzyżackiego, a tym samym miejscem tragedii Juranda i Danusi. Tym Sienkiewicz rozsławił Szczytno. To także główny powód wystawienia popiersia wielkiemu pisarzowi. Autorem popiersia jest nieżyjący już profesor Jacek Puget z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

Popiersie Henryka Sienkiewicza dłuta profesora Jacka Pugeta z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie

Pewnego dnia, gdy po klasowej zabawie w szkole zgadałyśmy się z koleżankami i wyszło, że każda z nas umówiła się ze swoim tanecznym partnerem o 17.00 koło „Henia”, to najpierw był śmiech, a za chwilę przerażenie, bo jak my się rozpoznamy i pary stworzymy? Pamiętnego dnia wyszłam z domu punktualnie, ale w bezpiecznej odległości przeczekałam randkowe przepychanki. Kolega niczym pomnik przetrwał nawałnicę, a gdy wreszcie się zjawiłam zabrał mnie na spacer. Tradycją się więc stało umawianie koło „Henia”, a potem spacer przez plac zabaw nad jezioro. Ileż pod „Heniem” randek się odbyło i fajnie było, nasz „Henio” zawsze niewzruszony sam przecież miał aż trzy żony.

W listopadzie 2021 r. obchodzono 105. rocznicę śmierci Henryka Sienkiewicza. Tak się cudnie złożyło, że w listopadzie br. zawitałam do Oblęgorka, do posiadłości, którą noblista otrzymał w darze od społeczeństwa z okazji 25-lecia pracy literackiej. Zwiedzałam pałac, w którym w 1958 r. utworzono muzeum poświęcone życiu i twórczości Henryka Sienkiewicza. Miałam niebywałe szczęście, ponieważ nie tylko muzeum w Oblęgorku odwiedziłam, ale po ulicy Sienkiewicza w Kielcach spacerowałam. Ten najdłuższym deptak Kielc, którego początek wyznacza pomnik noblisty mieszkańcy swojsko nazywają „sienkiewka”. A gdy do Szczytna wróciłam z radością naszemu „Heniowi” się pokłoniłam.

Grażyna Saj-Klocek