Tytuł dzisiejszego felietonu ma charakter symboliczny. Niegdyś owo tytułowe określenie miało charakter pejoratywny i dotyczyło absolwentów uczelni technicznych.
Oznaczało ono, że taki dyplomant - inżynier potrafi wprawdzie liczyć, a także zaprojektować stalowy most, lub statek morski, ale z czytaniem, to u niego znacznie gorzej. Taki techniczny inteligent, na przykład, nie potrafi wymieni ani jednego tytułu z dramatów i komedii Williama Szekspira, a Juliusz Słowacki myli mu się z Adamem Mickiewiczem. Dzisiaj patrzymy na to zupełnie inaczej. Poziomu inteligencji nikt już nie uzależnia od wykształcenia. Przede wszystkim ten, kto ukończył jakiekolwiek studia, nie staje się natychmiast inteligentem. Póki co jest on zwyczajnym wykształciuchem, to jest człowiekiem, którego nauczono konkretnego zawodu. Obojętne - technicznego, czy też humanistycznego. Na razie posiadł on wiedzę praktyczną, tak jak po szkole zawodowej, tyle że na znacznie wyższym poziomie. Tymczasem termin inteligent obejmuje nieco większy zakres talentów nabytych i wrodzonych, jak choćby zakres wiedzy zdecydowanie wykraczający poza zawodową konieczność. Także osobistą wrażliwość, umiejętność kojarzenia zjawisk i wyciągania z nich wniosków, a także znajomość zasad savoir vivru. No i, oczywiście, poczucie humoru.