Od trzech lat w nurtach jeziora Domowego Dużego nie można się kąpać. Sanepid robi swoje, miasto się burzy, ale nie podejmuje też żadnych działań, by zmienić utarty porządek rzeczy.

Kąpielisko z głowy

Asekuracja sanepidu?

Jeszcze w 2000 roku woda w większym ze szczycieńskich akwenów, w okolicy plaży, względnie mieściła się w normach, wobec czego przyznano jej II klasę czystości, a kąpielisko warunkowo dopuszczono do użytkowania. Podobnie było zresztą też przez dwa wcześniejsze lata, ale już w 2001 roku szczycieński sanepid przestał być przyjaźnie usposobiony i w połowie sezonu kąpielisko zamknął. Od tego czasu w ogóle go nie otwiera.

- Czy to nie jest asekuracja, tak na wszelki wypadek? - pyta Stefan Piskorski, szef spółki wodno-ściekowej "Sawica", w której gestii jest opiekowanie się miejską kanalizacją burzową, a jej właśnie szczelność poddawana jest w wątpliwość. Wychodzące wprost do jeziora wyloty "burzówki" stanowią bowiem najlogiczniejsze źródło mnożenia się w wodzie bakterii coli. Ich z kolei obecność powoduje, że woda nie nadaje się do kąpielowego użytku.

- Nikt nigdy nie dostał z sanepidu żadnych wyników badań - skarży się Stefan Piskorski, którego zdaniem dwa ujścia "burzówki", znajdujące się bezpośrednio w granicach kąpieliska, nie mogą powodować zanieczyszczeń w takim stopniu, aby to uzasadniało wyłączenie go z użytkowania. Oba ujścia bowiem zbierają wodę z niewielkiego terenu, na którym nie występują - tak twierdzi dyrektor Piskorski - żadne zjawiska, powodujące szczególne zabrudzenie wpływającej do jeziora wody.

- Zdarzyły się w ostatnich latach sporadyczne, awaryjne wrzuty ścieków do jeziora, na co natychmiast reagowaliśmy. Nie powinny one jednak powodować stałego utrzymywania się takiego poziomu zanieczyszczeń, by zamykać plażę - swoje stanowisko wyraża Ryszard Jerosz, zastępca naczelnika wydziału rozwoju miasta, zajmujący się sprawami ochrony środowiska.

Kąpiel wykluczona

Grażyna Sosnowska, kierownik działu higieny komunalnej w szczycieńskim sanepidzie, na początek powołuje się na ustawę - prawo wodne, które stanowi, że nie tylko w obrębie kąpieliska, ale i w odległości kilometra od niego nie może być w jeziorze ujść kanalizacji burzowej (nie mówiąc już - oczywiście - o jakiejkolwiek innej). Ale nie obecność odpływów ma istotne znaczenie dla orzeczenia o nieprzydatności użytkowej kąpieliska. To przede wszystkim obecność, ponadnormatywna, bakterii coli.

Decyzja o zamknięciu kąpieliska została wydana 29 czerwca 2001 roku, w efekcie badań, przeprowadzonych trzy dni wcześniej. Wykazały one, że w 100 mililitrach jeziornej wody znajduje się ponad 24 tysiące bakterii grupy coli, nazwijmy je - ogólnych, a także 1300 bakterii coli typu kałowego (paskudniejsze znacznie). W przypadku tych pierwszych dopuszczalna norma wynosi 10 tysięcy, drugich - tysiąc. Można też dodać, że wartości pożądane, czyli takie, które gwarantują niejako czystość wody to - analogicznie 500 i 100. Już dwa tygodnie później, czyli 9 lipca - na bazie jeziornej wody wyhodowana została salmonella.

- To bakteria chorobotwórcza, której obecność absolutnie wyklucza kąpiel w takiej wodzie - mówi Grażyna Sosnowska.

W roku ubiegłym było podobnie i nic się nie zmieniło także w tym. Dotychczas przeprowadzono dwa badania. Pierwsze, z 15 maja, wykazało dla wody wynik pozytywny (zawartość bakterii poniżej normy), drugie - z 26 maja było już znacznie gorsze: 11 tysięcy bakterii "normalnych" i 4,6 tysiąca - typu kałowego. Wyniki powstają w drodze analizy dwóch prób wody, z których jedną pracownicy sanepidu pobierają stojąc na molo mniej więcej w jego połowie, a drugą nieco dalej w głąb jeziora, na "odnodze" mola. Fatalny skład bakteryjny posiadała pierwsza próbka, druga natomiast była w normie.

To jedno jednak "brzydkie" badanie wystarczyło, by sanepid już 4 czerwca br., poinformował Urząd Miejski o tym, że i w tym roku kąpielisko będzie niedostępne.

- Oczywiście, można by uznać, że ten jeden wynik negatywny jest przypadkowy i kąpielisko dopuścić. Analizujemy jednak nie jedną próbkę, ale ich cały ciąg i to na przestrzeni ostatnich lat. I to wszystko wskazuje na to, że w okresie letnim woda w jeziorze jest niebezpiecznie zanieczyszczona - twierdzi Grażyna Sosnowska dodając, że lepiej więc plażę zamknąć, niż później mieć problem z ewentualnymi chorobami.

Niemoc władzy

Coli, to bakterie jelitowe wydalane z przewodu pokarmowego ludzi i zwierząt. Ich obecność w jeziornej wodzie świadczy o tym, że kanalizacja burzowa jest nieszczelna i docierają do niej ścieki, które powinny spływać do oczyszczalni systemem kanalizacji sanitarnej. Swój udział w brudzeniu wody mają też zapewne licznie odwiedzający nadjeziorne tereny, w tym i plażę, właściciele czworonogów, którzy za swymi pupilami nijak nie chcą sprzątać. Wiadomo - deszcz spłucze... gdzie? No, do jeziora.

Niewiele też wskazuje na to, że władzom miasta szczególnie zależało na tym, by plaża była czynna. Trzy lata to wystarczająco dużo czasu na to, by przynajmniej stwierdzić dokładnie i szczegółowo, którędy fekalia do jeziora płyną. A nie jest wykluczone, że niektóre ujścia można by zlikwidować bez wielkich nakładów. I już by było nieco lepiej.

- Mnie już nawet pytano, choć nie powiem kto, czy aby na pewno zamkniemy plażę, bo wtedy przynajmniej ratownika nie trzeba będzie zatrudniać - mówi Ryszard Kasprzak, dyrektor sanepidu i radny miejski w jednej osobie. - Nie ma kąpieliska, nie ma odpowiedzialności i jeden kłopot z głowy.

Przenosiny plaży?

Na plaży i w wodzie już ustawiono odpowiednie znaki zakazu, które, jak zresztą co roku, spora grupa osób, w tym głównie dzieci, będzie miała gdzieś. Ale dla urzędników - zakaz to zakaz, więc przybrzeżnych wód też się nie sprząta - bo po co. Pierwsze skutki już były, o czym piszemy w "Kronice Prowincjonalnej".

Tegoroczne lato dla mieszczuchów nie zapowiada się więc zbyt różowo. Jak będzie dalej?

- Badaliśmy też wodę w okolicy miejsca, gdzie dawniej była plaża (przy końcu ul. Bartna Strona - przyp. H.B.) i tam jest woda dobra - informuje Grażyna Sosnowska z sanepidu.

Dlaczego akurat tam? Ano między innymi dlatego, że rozważana jest zmiana lokalizacji plaży miejskiej.

- Na razie są to rozważania tylko teoretyczne - zastrzega burmistrz Paweł Bielinowicz.

Halina Bielawska

2003.06.11