Niedawno świętowałem dzień moich imienin. Z tej okazji otrzymałem od żony prezent, który zachwycił mnie i uszczęśliwił.

Świeżo wydaną książkę pod tytułem „SPATiF - upajający pozór wolności” autorstwa Aleksandry Szarłat. W książce tej opisuje ona dzieje słynnego, wręcz kultowego, warszawskiego klubu artystów, mieszczącego się przy Alejach Ujazdowskich 45. Ten klub rozpoczął swoją działalność już w latach pięćdziesiątych i był wówczas miejscem spotkań, między innymi, takich gwiazd literatury i sceny, jak na przykład Marek Hłasko, Roman Polański, Leopold Tyrmand, czy Stanisław Dygat. Klub funkcjonował bez zmian przez ponad trzydzieści lat. Bodajże do przełomowego roku 1989. Wprawdzie lokal otwarto ponownie w lutym 2017, ale jest to obecnie bardziej fotograficzna izba pamięci dawnych bywalców niż znaczące miejsce spotkań współczesnych artystów. Skąd moja radość z otrzymanego prezentu? Należę do ludzi, którzy niemal przez całe życie swój wolny czas, szczególnie wieczorową porą, spędzali poza domem, w gronie wypróbowanych przyjaciół, czyli w klubie. W lokalu zamkniętym dla przypadkowych gości, dostępnym jedynie stałym bywalcom, posiadaczom kart wstępu. Wymienię warszawskie lokale imprezowe, które regularnie niegdyś odwiedzałem. Za czasów studenckich był to klub „Stodoła”. Później pałacyk SARP-u z restauracją i kawiarnią dla architektów. Następnie udało mi się otrzymać kartę do wspomnianego SPATiF-u, a także klubu filmowców w piwnicy przy ulicy Trębackiej. W latach dziewięćdziesiątych związałem się z aktorskim klubem „Scena” (właścicielami klubu byli Jerzy Gruza i Tatiana Sosna - Sarno). Wnętrza tego lokalu częściowo zaprojektowałem. Później przeniosłem się do Szczytna i od lat usiłuję przyzwyczaić się do spędzania wieczorów w domu. Przed telewizorem. Wciąż z dość marnym skutkiem. Dlatego cieszę się z otrzymanej książki. Przypomina mi kolorowe lata młodości.

Chyba trochę za dużo napisałem o sobie. Zatem zajmijmy się wymienioną książką. Jej autorka Aleksandra Szarłat to znakomita dziennikarka, a także twórczyni wspomnieniowych książek, takich jak „Celebryci z tamtych lat”, czy „Pierwsze damy III Rzeczpospolitej”. Przy książce ostatniej, tej o SPATiFie, zamieściła podziękowania osobom, z którymi rozmawiała i na podstawie ich wspomnień skonstruowała tekst swojego dzieła. Wymieniła 31 nazwisk. Spośród nich wyłuskałem aż ośmioro znanych postaci, które miałem niegdyś zaszczyt poznać osobiście. Za bardzo dawnych czasów. Książka pani Szarłat pełna jest przezabawnych anegdot. Niektóre z nich znałem już wcześniej, zatem sądzę, że mogę je przytoczyć ku rozbawieniu czytelników, nie naruszając przy tym autorskich praw Aleksandry Szarłat. Przypuszczam, że jeszcze nie raz zainspiruje mnie wspomniana książka do umieszczenia w felietonach zabawnych historyjek z „wielkiego świata”. Dzisiaj, na początek, przytoczę anegdotkę dotyczącą Andrzeja Łapickiego. Jest ona ogólnie znana, ale może jednak nie wszystkim. Ja usłyszałem ją z ust Daniela Olbrychskiego. W tych latach, kiedy był jeszcze mężem Zuzanny, córki znakomitego aktora.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.