O tym, jak silne są związki naszego regionu i miasta z dawnymi Kresami Wschodnimi, można się było przekonać uczestnicząc w uroczystości poświęconej przesiedleniom, jaka odbyła się w szczycieńskim LO. Spotkanie udowodniło również, że pamięć o tamtych wydarzeniach jest żywa nie tylko wśród repatriantów, ale również wśród ich dzieci i wnuków.

Kresowa tożsamość

SZTAFETA POKOLEŃ

Sympozjum pod hasłem "Wpływ drugiej wojny światowej na losy Polaków na kresach - w 60. rocznicę przesiedleń" zostało zorganizowane przez szczycieńskie Towarzystwo Przyjaciół Ziemi Wileńsko-Nowogródzkiej oraz Koło Młodych Miłośników Kresów skupiające młodzież z liceum ogólnokształcącego. W sali gimnastycznej "ogólniaka" spotkali się zarówno starsi - pamiętający powojenną poniewierkę, jak i młodzi, dla których wydarzenia lat 1945-1957 to fragment, być może fascynującej, ale już tylko historii.

- Naszą intencją jest zachowanie pamięci o tych wydarzeniach i przekazanie jej młodzieży. Dlatego dzisiejsza uroczystość to wyraz swoistej sztafety pokoleń - powiedziała otwierająca spotkanie Krystyna Gełdon, nauczycielka historii ze szczycieńskiego LO, opiekująca się Kołem Młodych Miłośników Kresów.

PODRÓŻ W NIEZNANE

Uczniowie liceum przygotowali dwa referaty. Pierwszy przedstawiał polityczne tło repatriacji. W drugim omówiono dramatyczne warunki, w jakich ludność polska opuszczała swoje rodzinne strony na Wschodzie oraz pierwsze, trudne miesiące w nowej - mazurskiej ojczyźnie. Program uroczystości był urozmaicony. W część naukową wpleciono kresowe pieśni oraz wiersze.

Po referatach nadszedł czas na wspomnienia. Młodzi ludzie odczytali między innymi przesiedleńcze zapiski obecnej na sali Teresy Wyrzykowskiej, która przybyła do Polski w 1945 roku, w wieku 14 lat. Jej podróż miała niecodzienny przebieg, bowiem wraz z siostrą pokonała pieszo dzielące ją od granicy 75 kilometrów w ciągu jednego dnia. Słuchając czytanych przez uczennice liceum własnych wspomnień, pani Teresa ukradkiem ocierała łzy.

Z relacji innych przesiedleńców wyłaniał się obraz powojennego Szczytna jako miasta doszczętnie zniszczonego, wyludnionego i ponurego, w którym przybysze długo nie mogli się zaaklimatyzować.

Głos zabrała również Donisława Szewczul, przewodnicząca Związku Sybiraków w Szczytnie.

- Po latach poniewierki, utracie naszych rodzinnych stron, możemy już dziś spokojnie powiedzieć, że Warmia i Mazury stały się naszą ojczyzną - stwierdziła.

KORZENIE NA WSCHODZIE

Pod koniec uroczystości miało miejsce jeszcze jedno osobiste wystąpienie. Wojciech Gramowski, wicedyrektor LO wyznał, że sam ma korzenie na Wschodzie.

- Mój ojciec przybył do Szczytna w 1956 roku, zza wschodniej granicy. Czuję się oczywiście silnie związany z Warmią i Mazurami, ale pamiętam o swoim kresowym pochodzeniu - powiedział.

Gramowski dodał, że dla niego jako historyka pielęgnowanie pamięci to pasja i zarazem zawód.

Zamykająca sympozjum Janina Surgał, prezes Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Wileńsko-Nowogródzkiej w Szczytnie gorąco dziękowała szkole za stworzenie dobrego klimatu dla organizacji tego typu spotkań.

- O wiele lepiej uczyć się historii w ten sposób niż z najlepszych nawet podręczników - powiedziała pani prezes.

Wojciech Kułakowski

2005.11.02