Bez wątpienia jest do dziś najsłynniejszym szczytnianinem, jak również jednym z najgłośniejszych, dosłownie i w przenośni polskim muzykiem, kompozytorem i wokalistą! Urodził się 14 stycznia 1942 roku. W dniu śmierci, 7 kwietnia 1981 roku miał 39 lat, więc był w kwiecie wieku. Dziś miałby 79 lat, byłby statecznym mężczyzną, a skomponowana przez niego piosenka: „Nie przejdziemy do historii”, paradoksalnie, w przypadku Krzysztofa, nie okazała się prawdą …
Niniejszy cykl wspomnień nie będzie szczegółową biografią Krzysztofa Klenczona, gdyż dziesiątki ich pojawiło się w codziennej prasie, a także w pismach fachowych i specjalistycznych, w eterze i na ekranach telewizorów. Ponadto w naszym mieście dla uczczenia 40-lecia śmierci Krzysztofa Klenczona - z inicjatywy Wydziału Promocji i Rozwoju Gospodarczego Urzędu Miejskiego ukaże się broszura mojego autorstwa o życiu muzyka. Z tego też powodu poniżej przedstawię niepublikowane wątki, które powinny zaciekawić czytelników „Kurka Mazurskiego”.
Krzysztof Antoni Klenczon przeprowadził się w maju 1945 roku z rodzicami do Szczytna. Cała rodzina przyjechała na Mazury ze względu na pracę i walory krajobrazowe naszego miasta. Drugim atutem był fakt, że Szczytno miało już uruchomione połączenie kolejowe do Ostrołęki, a stamtąd był krok do Nowej Wsi - skąd pochodził ród Klenczonów. W Szczytnie Klenczonowie zamieszkali w opuszczonej poniemieckiej willi na ul. Barczewskiego nr 8 - w pełni wyposażonej, na I piętrze. Przyjechało wtenczas do Szczytna dwóch braci Klenczonów: Czesław z żoną Heleną i trzyletnim synem Krzyśkiem oraz Stanisław z żoną Wandą i z dwojgiem dzieci, tj. trzyletnim Ryśkiem i dwuletnim Jurkiem. Rodzony brat ojca Krzysztofa z rodziną zamieszkał po sąsiedzku, również w opuszczonej przez przedwojennych mieszkańców willi pod nr 6.