Żonę Krzysztofa, Alicję z domu Cywińską, znałem jako panienkę. Poznałem ją wcześniej od Krzysztofa. Mieszkała w Oliwie, wychowywała ją babcia, bo rodzice przebywali w Stanach Zjednoczonych. Ona przychodziła na tańce do klubu „Ster”. Wszyscy nazywali ją Bibi, od pierwszych dźwięków, które wypowiedziała jako niemowlak.
Krzysztof poznał ją w Sopocie, gdzieś na początku 1965 roku i od tamtego czasu stali się nierozłączną parą! Faktem jest, że Krzysztof wcześniej nie był związany z żadną dziewczyną na stałe. Dziewczyny szalały za nim, bo nadzwyczaj był przystojnym facetem, nawet bardziej rzucającym się w oczy od Seweryna Krajewskiego, bo Dornowski, Kossela, Zomerski i Skrzypczyk byli przeciętniakami. Mieli jednak powodzenie u płci pięknej, jak to muzycy…
Alicja była niedostępną i jedną z ładniejszych dziewczyn na Wybrzeżu, o wyjątkowej urodzie, do tego nosiła super ciuchy z „Baltony”, gdzie tylko wybrańcy kupowali towar za dolary. Ona nie miała problemu z zielonymi, które przysyłali jej rodzice z USA.