Każdy, kto przynajmniej raz odwiedzi cmentarz ewangelicki w Dźwierzutach, zapamięta to miejsce na zawsze. Śmiało można powiedzieć, że zaklęta jest w nim mazurska dusza. Istniejąca najprawdopodobniej od czasów średniowiecza i czynna do dziś nekropolia w swoich długich dziejach doświadczyła zniszczeń i grabieży. Na szczęście, dzięki miejscowym pasjonatom, udało się uratować część żelaznych krzyży przygotowanych przez złomiarzy do wyniesienia. Stopniowo są one odnawiane i stawiane na cmentarzu.

Mazurskie wzgórze umarłych
Gottliebe Lieba, zmarła w 1902 r. fundatorka kielicha do kościoła w Dźwierzutach, także spoczywa na dźwierzuckim cmentarzu, co ks. Witold Twardzik odkrył całkiem niedawno

LOSY ZAPISANE NA NAGROBNYCH TABLICACH

Cmentarz ewangelicki w Dźwierzutach uważany jest za jeden z najlepiej zachowanych i najpiękniejszych na Mazurach. Położony na malowniczym wzgórzu, obok wybudowanego w XIV w. kościoła, kryje szczątki wielu pokoleń dawnych mieszkańców tej ziemi. - Jest świadectwem o nas – o naszej przeszłości i ludziach, którzy tu mieszkali – mówi ks. Witold Twardzik, proboszcz Parafii Ewangelicko – Augsburskiej w Pasymiu, do której należą też, jako filia, Dźwierzuty. Według niego to niezwykle intrygujące miejsce. Z jednej strony stanowi cenny zabytek, z drugiej jest śladem po konkretnych osobach, o których istnieniu możemy się dowiedzieć już tylko z grobowych tablic.

CZUWAŁY DOBRE DUCHY

Uratowany przed grabieżą i odrestaurowany krzyż z grobu pastora Friedricha Wilhelma Bernharda Brachvogela stanął tuż przy kościele

Dźwierzucki cmentarz, choć stosunkowo dobrze zachowany, nie uniknął losu innych mazurskich nekropolii. Wiele cennych nagrobków zostało zniszczonych, a kute elementy ogrodzeń i krzyże padły łupem złomiarzy. Na szczęście dźwierzucka nekropolia miała swojego niezwykłego opiekuna. Od 1970 r. był nim kościelny, nieżyjący już Edmund Prymusiewicz. Pochodził z warszawskiego Mokotowa, ale po osiedleniu się na Mazurach tak pokochał tę krainę, że nie wyobrażał sobie życia gdzie indziej. - Mówił, że to jego miejsce i nigdzie się stąd nie ruszy – opowiada ks. Twardzik. - Zostawił tu swoje siły i serce, doglądając kościoła i cmentarza – wspomina. Kościelny wraz z proboszczem zbierali, często po chaszczach, wycięte przez złomiarzy krzyże przygotowane do wywiezienia, magazynując je w jednym z pomieszczeń gospodarczych. Niedawno część z nich dostała swoje nowe życie. Przyczynił się do tego inny dobry duch dźwierzuckiego cmentarza – lekarz weterynarii i członek Rady Parafialnej, Wojciech Rękawek. Dzięki niemu wiele krzyży zostało odrestaurowanych i postawionych w widocznym miejscu, przy kościele. Nie stoją one w swojej pierwotnej lokalizacji, na grobach, bo dziś jest to w zasadzie niemożliwe do ustalenia.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.