Jeszcze miesiąc musi poczekać burmistrz Bernard Mius na rozpoczęcie procesu lustracyjnego, który wytoczył mu białostocki oddział biura IPN. Sprawę zdjęto z wokandy na prośbę prokuratora, który tłumaczy się nawałem pracy.

Mius musi poczekać

9 września przed olsztyńskim Sądem Okręgowym miał rozpocząć się proces lustracyjny burmistrza Pasymia Bernarda Miusa. Sprawę zdjęto jednak z wokandy na prośbę prokuratora z białostockiego IPN.

- Nie pasował mu termin, bo ma wiele innych wyznaczonych wcześniej do obsługi spraw – wyjaśnia rzecznik Sądu Okręgowego w Olsztynie Piotr Zbierzchowski. Termin rozpoczęcia rozprawy przesunięto na następny miesiąc.

Decyzję sądu burmistrz przyjmuje z rozczarowaniem.

- Wolałbym, żeby ta sprawa była już poza mną i przestała być tematem rozmów – powiedział nam Bernard Mius.

Przypomnijmy, że Oddział Biura Lustracyjnego IPN w Białymstoku wystąpił do sądu o wydanie orzeczenia, że burmistrz Pasymia złożył niezgodne z prawdą oświadczenie. Z materiałów IPN wynika, że Mius był tajnym współpracownikiem służb bezpieczeństwa od 1979 do 1982 r., działając pod pseudonimem „Robert”. Burmistrz temu zdecydowanie zaprzecza, doszukując się prowokacji ze strony konkurentów politycznych. Sugeruje, że zrobili to, by wyeliminować go z udziału w wyborach samorządowych, które czekają nas w listopadzie br. Przesunięcie terminu rozpoczęcia procesu oznacza, że prawomocne orzeczenie w tej sprawie zapadnie prawdopodobnie już po wyborach. Mius zapowiada w nich swój udział. Jeśli wygra, a później sąd uzna go za kłamcę lustracyjnego straci stanowisko, a miasto i gminę czekać będą przedterminowe wybory.

(o)/fot. archiwum